Sztuka pięknego zabezpieczania
6 gru 2016 14:45

Z Pawłem Kosińskim o technice i sztuce tworzenia projektów graficznych druków zabezpieczonych rozmawia Grzegorz Schmidt Gilosze to ogromne bogactwo ornamentów tworzonych z wielu linii, splątanych w najrozmaitszych kompozycjach. Stosuje się je w dwóch celach. Pierwszy – estetyczny, doskonale widoczny na starych papierach wartościowych. Drugi cel to zabezpieczenie druków wartościowych przed możliwością ich powielania. Kiedyś wszystko, co wyrabiano – nawet przedmioty czysto użytkowe – miało swoją urodę. Wynalazcą giloszy był człowiek, który wymyślił urządzenie do swego rodzaju snycerki mosiężnej. Gilosze były więc najpierw ozdobami różnych przedmiotów: zegarków, biżuterii, mebli. Dopiero później zostały przeniesione do obszaru przygotowalni form drukowych i z tego zrodziły się pierwsze ornamenty w druku. Rodowód giloszy jest więc estetyczny, ale szybko stały się elementem zabezpieczającym druki przed fałszowaniem. Taka forma pięknego zabezpieczenia… Właśnie tak. Ono straciło trochę na znaczeniu w ostatnich czasach, kiedy weszły do użytku urządzenia elektroniczne o wysokiej jakości i o wiele łatwiej było przenieść rysunki czy nawet skomplikowane ornamenty, skserować je lub skopiować i wykonać jeszcze raz. Dopiero zastosowanie specjalnych farb, znaczników chemicznych podniosło walor zabezpieczający giloszy. Tak naprawdę każde inne zabezpieczenie działa wspólnie z giloszami. Przywołujemy tu podstawową zasadę projektowania papierów wartościowych, zgodnie z którą ochrona danego dokumentu musi być wewnętrznie zintegrowana. Projekt graficzny jest swego rodzaju instrumentem pozwalającym wprowadzić wiele innych elementów zabezpieczających. Oczywiście, sam w sobie może też zawierać jakieś „sztuczki” graficzne, usiłujące oszukać urządzenia reprograficzne. Oczywiście. Dysponujemy programami komputerowymi pozwalającymi na kodowanie określonych napisów lub znaków, które pojawiają się przy próbie kopiowania. Mogą to być również zabezpieczenia wykorzystujące zmiany grubości linii czy inne deformacje, trudne lub wręcz niemożliwe do skopiowania. Mamy też moduł pozwalający ustalić pary lub też grupy kolorów, które złączone razem jeszcze bardziej utrudnią pracę urządzeniom reprodukcyjnym. W miejscach, których te urządzenia nie potrafią odczytać, pojawią się przekłamania kolorystyczne lub nawet plamy. To jest ciekawe zabezpieczenie, możliwe do osiągnięcia bez większych nakładów finansowych. Programy komputerowe to dzisiaj podstawowe narzędzie do projektowania giloszy? Tak, istnieje kilka takich programów przeznaczonych specjalnie dla drukarń papierów wartościowych. A jaka jest gwarancja, że w posiadanie takich programów nie wejdzie fałszerz? Na rynku światowym działa kilka firm produkujących tego rodzaju programy. Są one sprzedawane – podobnie jak w przypadku maszyn drukujących – wyłącznie producentom dokumentów i druków wartościowych. A jak wygląda samo przygotowanie projektu jakiegoś papieru wartościowego? Giloszer dostaje zwykle od projektanta projekt w postaci plam kolorystycznych i musi zaproponować sposób ich realizacji. Zdarza się też, że tę pracę inicjuje giloszer. W jednym i drugim przypadku wykorzystujemy możliwości naszych programów graficznych i każdy projekt jest wykonywany odrębnie od samego początku. Nie ma więc możliwości, by jakieś elementy zostały powtórzone. Co jest konieczne, by być dobrym giloszerem? Odrobina talentu, czyli wrażliwość graficzna, pewna wrażliwość kolorystyczna, wiedza poligraficzna dotyczą- ca możliwości uzyskania określonych efektów w druku, no i ciągłe pogłębianie umiejętności korzystania z coraz to nowszych programów graficznych. Skoro tak dużą rolę w projektowaniu odgrywają programy graficzne, można pytać, czy jest w giloszach jakiś rys autorski? Jest, i to możliwy do rozpoznania. Jeśli weźmie się np. banknoty holenderskie, widać wyraźne różnice w porównaniu ze „szkołą” szwajcarsko-austriacką, z którą polskie projekty mają najsilniejsze związki. Myśmy tam odbywali szkolenia i tam nas trochę ukształtowano w estetyce banknotów bogatych w gilosze, ornamenty itd. Holendrzy poszli w innym kierunku: pola kolorystyczne złożone tylko z rastrów, linii. Dzisiaj to już historia, bo w Europie dominuje euro. Jedynie Szwajcarzy myślą o nowej emisji banknotów. Szwajcarzy zawsze przodowali w różnego rodzaju nowinkach. Potem były one wykorzystywane w banknotach innych krajów czy nawet w euro. Pierwsi zaczynali doświadczenia z rastrowanymi tłami, rytem grawerowanym komputerowo, farbą zmienną optycznie i wieloma innymi pomysłami. A Twoja ocena estetyki euro? Nie do końca mi się podoba. Piękny pomysł: mosty, bramy i portale. Wykonanie wydaje mi się jednak trochę za ubogie. Myślę, że gdyby te banknoty robili Niemcy lub Szwajcarzy, byłyby bogatsze, jeśli chodzi o robotę giloszerską. Tymczasem postawiono na zabezpieczenia umieszczane w prosty sposób: rastrem, farbą. Poczekajmy zatem na drugą emisję euro. Tymczasem dziękuję za rozmowę. Artykuł udostępniony przez PWPW, opublikowany w wydawnictwie PWPW SA „Człowiek i Dokumenty” nr 3/2006