Ciche dni w Chicago
6 Dec 2016 14:50

Print, największa wystawa poligraficzna Ameryki Północnej, odbywająca się co cztery lata, pozostawała całkowicie pod wpływem napiętej sytuacji gospodarczej. Było to wyraźnie widać na stoiskach targowych, gdyż liczni oferenci nie wystawiali żadnych eksponatów albo bardzo niewiele. W widoczny sposób zmniejszyła się ilość zwiedzających. Pytanie brzmi: kiedy wzrośnie koniunktura? Jest to decydująca sprawa, gdyż przemysł poligraficzny Ameryki Północnej musi pilnie inwestować, bo bez tego może nastąpić niebezpieczne zacofanie technologiczne. Przygotować się na rozwój „Preparing for Recovery” – to było motto referatu wygłoszonego podczas towarzyszącej targom konferencji przez Andrew D. Paparozzi, głównego ekonomistę NAPL (National Association for Printing Leadership) – największego stowarzyszenia północnoamerykańskiego przemysłu poligraficznego. Paparozzi poruszył najpierw problem ekonomicznego osłabienia. Równolegle do kryzysu całej północnoamerykańskiej gospodarki pojawiły się w branży poligraficznej niepokojące ślady zahamowania: po wielu latach rozwoju, którego najwyższy punkt osiągnięto w 2007 roku w wysokości 5,4 proc., w 2008 roku przemysł poligraficzny zanotował spadek do minus 4 proc. Pierwsze sześć miesięcy tego roku to próba wytrzymałości – minus 14 proc.! Paparozzi przewiduje na 2010 rok wzrost o 2-4 proc. Załamania w branży poligraficznej Ameryki Północnej są więc znacznie większe niż w całej gospodarce. Istnieją też przypuszczenia, że oprócz czynników czysto ekonomicznych także przyczyny strukturalne są tego powodem. Co branża musi uczynić? Paparozzi wymienił czynniki kluczowe dla branży: maksymalizacja produktywności, automatyzacja procesów i minimalizacja czynności ręcznych, więcej elastyczności i prędkości w procesach handlowych, pracownicy, których można elastycznie wykorzystywać. Także dla inwestycji Paparozzi określił listę priorytetów: zmienne drukowanie danych, nowoczesne systemy wykończeniowe, lepsze szkolenie pracowników, poprawa zdolności produkcyjnej w zakresie malingów, zastąpienie maszyn jedno- i dwukolorowych maszynami czterokolorowymi, web-to-print, e-commerce, rozbudowa systemów workflow. Na zakończenie referent mógł jednak przekazać pozytywne sygnały: „Jest jeszcze na rynkach duża ilość zyskownych zamówień dla drukarń. Medium druku nie zniknie, to tylko sprawa znaczenia medium druku w procesie komunikacji, które się zmienia”. Jednakże nie każdy z branży osiągnie sukces na zmienionych rynkach: „Lwia część przyszłych zamówień pójdzie do tych, którzy są najszybsi, najbardziej elastyczni, najsprawniejsi”. Rynki w szczegółach Vincent Mallardi z firmy Printer Brokerage/Buyers Association International przyjrzał się rynkom dla północnoamerykańskiego przemysłu poligraficznego. Miał przy tym pozytywną wiadomość, która nieco przeczyła wypowiedziom Paparozziego: „Wasz przemysł musi pokonać ciężkie straty, jednakże przemysł poligraficzny nie jest tą gałęzią gospodarki, która została dotknięta najbardziej. W porównaniu z innymi przemysłami i segmentami usługowymi znajdujecie się pośrodku”. Mallardi określił także, jakie branże mogą się zaliczać w następnych 18 miesiącach do najbardziej znaczących. Drukarnia powinna się starać o zlecenia z takich gałęzi gospodarki jak elektronika, rozrywka i gry oraz gry hazardowe. W tych dziedzinach przyrost we wspomnianym okresie powinien wynosić ponad 8 proc. Ze średnimi wielkościami przyrostu należy się liczyć w następujących branżach: medycyna i farmacja, gotowa żywność, podróże i hotele, handel detaliczny. Według Mallardiego najwięcej stracą: sektor państwowy, branża mediów i wydawnictw, branże bezpieczeństwa oraz oprogramowania. Technika i nie tylko Donald H. Goldman i David Hunter poruszyli aspekty techniczne. Goldman zajmował się kompleksowym tematem „Computer-Centric Print Production”, obejmującym m.in. takie zakresy jak Management Integrated System (MIS) czy web-to-print. Podobnie jak w Europie, także w Północnej Ameryce istnieją znaczne luki między wymaganiem produkowania w ramach sieci a rzeczywistością. Według Goldmana tylko 35 proc. drukarń w USA, które pracują z własnym MIS, jest wyposażonych technologicznie tak, aby móc produkować w ramach sieci. Nawet te zakłady, które stosują wszystkie niezbędne moduły w swoich systemach, nie zawsze wykorzystują możliwości w pełni zintegrowanej pracy lub elektronicznego planowania zleceń. Mimo to „Computer-Centric Print Production” jest jednym z kluczowych czynników rozwoju amerykańskiego przemysłu poligraficznego. David Hunter zajmował się optymalizacją hali maszyn drukujących. Poruszał m.in. takie zagadnienia jak automatyczna optymalizacja barw, automatyczne wykonywanie próbnych odbitek, zarządzanie jakością. Jego podsumowanie brzmiało: „Normalizacja i automatyzacja procesów w hali maszyn są istotnym czynnikiem przeżycia dla północnoamerykańskiego przemysłu poligraficznego”. Jest to wypowiedź aktualna także dla innych rynków na całym świecie związanych z drukowaniem. Co dalej? Targi są zawsze dobrym miernikiem nastroju w branży. Jeżeli przyjąć nastrój na Print’09 w Chicago jako miarę, to północnoamerykański przemysł poligraficzny jest nie tylko chory, ale ma już zapalenie płuc. Załamanie obrotów w drukarniach jest zastraszające, jednocześnie załamał się rynek maszyn poligraficznych i systemów. Wygląda na to, że popyt na wyroby poligraficzne osiągnął dno, ale sytuacja zaczyna się stabilizować. Niestety, na targach Print niewiele z tego można było zaobserwować: ilość zwiedzających była niewielka, a różni producenci zrezygnowali z wystawiania maszyn na swoich stoiskach ze względów czysto ekonomicznych. W każdym razie z Chicago nie wyszły żadne pozytywne impulsy dla przemysłu poligraficznego. Branża w USA jest ostrzeżeniem dla wszystkich tych, którzy są zdania, że przy niewielu lub żadnych inwestycjach w nowoczesne środki produkcji dzięki kilku zręcznym chwytom marketingowym można przezwyciężyć trudności. Naturalnie amerykański przemysł poligraficzny nie jest martwy, nawet po ciężkim załamaniu, i generalnie jest to atrakcyjny rynek, ale wielkich impulsów z tej strony nie można oczekiwać, przynajmniej w najbliższych latach. Amerykańskie drukarnie muszą się najpierw nauczyć ekonomicznie pracować z wieloma mniejszymi lub małymi zleceniami. Tłumaczenie: ZZ