W ostatnich tygodniach w polskim wiatku poligraficznym rozgorzała dyskusja na temat monopolizowania naszego rynku poligraficznego przez kapitał zachodni. Kolorytu i emocji dodajš tejże dyskusji kłótnie i polemiki toczone przy okazji debat na temat wstšpienia Polski do Unii Europejskiej. Chciałbym także dorzucić swoje ătrzy groszeÓ do tej dyskusji.
A jest o czym debatować. Rzeczywicie, jeżeli przyjrzeć się firmom, które zdominowały największe segmenty rynku poligraficznego w Polsce, czyli rynek opakowań i rynek prasy, to sytuacja polskich firm może wydawać się beznadziejna. Nic też dziwnego, że eurosceptycy przytaczajš całš listę zarzutów wobec takiego stanu rzeczy. Jak to więc rzeczywicie wyglšda Đ czy obcy kapitał w polskiej poligrafii to nowe miejsca pracy, szansa na unowoczenienie całej branży, czy też przeciwnie Đ perspektywa przejęcia za niewielkie pienišdze, a następnie likwidacji tej gałęzi przemysłu?
Żyjemy w czasach, w których globalizacja staje się faktem. Nikogo nie dziwi, że największymi ăpolskimiÓ firmami motoryzacyjnymi sš włoski (jeszcze) Fiat i koreańskie (a może amerykańskie) Daewoo. Trudno więc wymagać, by akurat poligrafia stanowiła bastion polskich przedsiębiorców. No i niestety nie stanowi.
Polski rynek prasy kolorowej opanowany jest przez wydawców niemieckich i francuskich. W prasę codziennš inwestujš Niemcy i Skandynawowie. Drukarnie magazynowe heatsetowe to kapitał głównie amerykański. Wród wytwórców opakowań różnorodnoć inwestorów jest jeszcze większa.
Dlaczego tak się dzieje? Jakš przewagę nad polskimi majš inwestorzy zachodni?
Po pierwsze Đ tanie ródła finansowania. Poligrafia, jak wiadomo, wymaga niemałych inwestycji. W Polsce nie produkuje się praktycznie żadnych maszyn poligraficznych. Polski drukarz kupujšc takie same maszyny, jak np. drukarz niemiecki, ponosi znacznie większe wydatki. Do dzi bowiem koszt kredytu inwestycyjnego w naszym kraju jest wielokrotnie wyższy niż w dowolnym kraju za naszš zachodniš granicš.
Po drugie Đ znacznie łatwiejszy dostęp do nowych technologii poligraficznych. Niestety, zaawansowana wiedza poligraficzna nie jest powszechnie dostępna. Brak rodzimego przemysłu wytwórczego powoduje ograniczone zapotrzebowanie na wyższš kadrę technicznš. To z kolei wpływa na jakoć nauczania i liczbę studentów w polskich szkołach kształcšcych poligrafów.
A po trzecie i najważniejsze Đ dowiadczenie. Firmy inwestujšce w polskš poligrafię to zazwyczaj koncerny majšce oddziały w kilku lub kilkunastu krajach, kilkudziesięcioletniš tradycję na rynku poligraficznym oraz ustabilizowany rynek odbiorców i reklamodawców.
Ile takich firm znajdziemy w Polsce? ŻADNEJ.
Zagranicznym inwestorom zarzuca się wiele rzeczy. Na nieszczęcie dla branży poligrafia nierozerwalnie wišże się z mediami, a z kolei media sš niezaprzeczalnie zwišzane z propagandš i politykš. I w tym aspekcie padajš zarzuty przeróżne. Ale, podobnie jak w innych gałęziach przemysłu, tak i w poligrafii zagranicznym inwestorom zarzuca się przede wszystkim traktowanie polskiego rynku jako terenu eksploracji i rynku zbytu dla wyrobów obcego pochodzenia oraz miejsce do wykorzystania przestarzałych, nieprzydatnych już gdzie indziej maszyn i technologii. Ten ostatni zarzut wydaje się jak najbardziej prawdziwy.
Jak to jest z importem do Polski ăprzestarzałych technologiiÓ? Spotkałem się z kilkoma teoriami na ten temat, w tym również teoriami spiskowymi, gdzie jakoby sprowadzanie do Polski starych maszyn poligraficznych miałoby służyć celowemu osłabieniu rodzimego przemysłu poligraficznego. To, że do dzisiaj powszechna jest praktyka instalowania w naszym kraju maszyn, które wyeksploatowały się już w jednej z zachodnich drukarń danego koncernu, to fakt. Moim zdaniem jednak zjawisko to ma tylko jedno uzasadnienie Đ ekonomię. Coraz uboższy, niestety, polski rynek nie wymusza na wydawcach wzrostu jakoci, a jedynie możliwie jak najniższe ceny wyrobów. W chwili, gdy pojawia się na nim konkurencja i jakakolwiek rywalizacja, ulega on diametralnej zmianie. Przykładem może być sytuacja, która miała miejsce, gdy Agora podjęła decyzję o budowie nowych drukarń. W konsekwencji wszyscy liczšcy się wydawcy prasy codziennej zaczęli unowoczeniać swój park maszynowy. I nie jest to przypadek odosobniony. Dla znacznej częci firm, także tych z obcym kapitałem, zaczynajšcych od pracy na maszynach z ădemobiluÓ, przyszedł lub przyjdzie czas na inwestycje w sprzęt nowy.
Ale czy Polak nie potrafi sam drukować i wydawać? Pytanie jest jak najbardziej zasadne. ledzšc spektakularne ăfiaskaÓ wielkich przedsięwzięć medialnych, które próbował zaaranżować typowo polski kapitał, patrzšc na trudnoci finansowe polskich wydawców, odpowied powinna brzmieć: nie potrafi. Ale z kolei niewštpliwy sukces, jaki odniosła choćby Agora, chwieje nieco tš opiniš.
Polska poligrafia, a szczególnie jej częć zwišzana z przygotowaniem prac do druku, jest naprawdę nowoczesna. Mielimy to szczęcie, że zmiany ustrojowe w naszym kraju zbiegły się w czasie z rewolucjš na wiatowym rynku prepress. Polskie firmy poligraficzne, powstajšce masowo na przełomie lat osiemdziesištych i dziewięćdziesištych, inwestowały już w nowoczesne, otwarte systemy oparte na technologii postscriptowej. W ten sposób uniknęlimy sytuacji powszechnej na zachodzie Europy, gdzie firmy decydowały się na kosztownš produkcję kontynuowanš na przestarzałym systemie wydawniczym (bardzo drogim w chwili zakupu) po to, by choć w częci mógł się on zamortyzować. W przypadku drukarń sytuacja też wyglšda nie najgorzej. Używane maszyny drukujšce, od których zaczynała większoć polskich drukarń, zostały w znacznym stopniu wymienione w ostatnich latach na nowy, bardzo nowoczesny park maszynowy. Tak więc polska firma, która nie ăprzespałaÓ ostatnich lat i dysponuje nowoczesnš, zapewniajšcš wysokš jakoć produktu technologiš, stanowi naturalne zaplecze produkcyjne dla zagranicznego wydawcy czy odbiorcy wyrobów poligraficznych.
Zagraniczny wydawca jest wręcz skazany na współpracę z polskimi firmami. Powodujš to dwa czynniki: bezpieczeństwo produkcji i czas. Obydwa sš szczególnie ważne w produkcji prasy. Aby mieć pewnoć, że gazeta lub magazyn ukaże się terminowo, wszystkie kluczowe systemy w firmie, poczšwszy od projektowania i przygotowania do druku periodyku, a skończywszy na druku i introligatorni, należałoby powielić. Utrzymywanie maszyn tylko po to, by stanowiły ăbackupÓ w razie awarii systemu podstawowego, nigdzie, nawet w największych firmach nie ma uzasadnienia ekonomicznego. Znacznie bardziej opłacalne jest przeniesienie częci swojej produkcji do firmy czy firm zewnętrznych, z zastrzeżeniem, że w razie awarii przejmš one 100% produkcji. Zewnętrzny kooperant może stanowić również rodzaj bufora łagodzšcego skutki nierównomiernego rozłożenia produkcji w czasie. Kluczowš rolę w wyborze podwykonawcy lub kooperanta stanowi także czas wykonania wyrobu. Między innymi ten włanie czynnik spowodował, że pomimo niższych cen, po próbach, wydawcy niemal całkowicie zaniechali drukowania polskich czasopism za granicš. Powód Đ zbyt długi czas transportu i odprawy celnej oraz kłopoty z tym zwišzane.
Zachodnie firmy sš i będš klientami polskich firm poligraficznych. Nawet zniesienie barier celnych i kontroli granicznych nie zlikwiduje problemu odległoci pomiędzy producentem z zachodu czy południa Europy a polskim klientem. A ewentualne inwestycje podmiotów zagranicznych na rynku poligraficznym w Polsce stwarzajš większe możliwoci firmom polskim.
Szansę na powodzenie na rynku determinujš trzy podstawowe czynniki: wysoka jakoć produktu, możliwie najkrótszy czas wykonania pracy i możliwie najniższa cena. Aby te czynniki mogły zaistnieć jednoczenie, niezbędna jest cisła SPECJALIZACJA.
Moim zdaniem największy problem polskiej poligrafii stanowi jej bardzo duże rozdrobnienie. Nadal typowym przykładem firmy poligraficznej na rynku polskim jest drukarnia skłonna przyjšć dowolne zlecenie, od wizytówki po billboard, bez względu na to, czy dysponuje odpowiednim parkiem maszynowym i czy potrafi zlecenie wykonać. A naprawdę nie chodzi o to, by móc zrobić wszystko. Recepty na sukces powinno się szukać w coraz bardziej różnorodnych formach produktów, które można zaproponować klientom. Dzięki olbrzymiemu tempu rozwoju technologii poligraficznych możemy zaobserwować przedziwne zjawisko. Technologie bardzo specjalistyczne, tzw. niszowe, zaczynajš stanowić jeżeli nie większoć rynku, to na pewno bardzo dużš jego częć. Firmy, które zrozumiały to jaki czas temu, zazwyczaj majš się dobrze. Nie tylko nie ograniczajš produkcji, ale planujš kolejne inwestycje. Taka różnorodnoć technologii, materiałów i produktów sprawia, że coraz więcej mamy na rynku obszarów, w których konkurencja jest niewielka lub wręcz żadna. I włanie w tym można upatrywać szans dla polskiej poligrafii. Polacy znani sš z tego, że nie sš konserwatywni i łatwo przystosowujš się do nowych, dynamicznie zmieniajšcych się warunków. A włanie takie warunki panujš na współczesnym rynku poligraficznym nie tylko w Polsce. Mylę, że trudno będzie jakiejkolwiek polskiej firmie konkurować z największymi wydawcami prasy czy z koncernami zajmujšcymi się wyłšcznie drukowaniem magazynów, ale produkcja ăspecjalistycznaÓ może i powinna stać się naszš domenš.