Na początku roku w Warszawie powstała nowa drukarnia cyfrowa i to drukarnia nie byle jaka. Zajmuje blisko 800-metrowy budynek, a rozmach inwestycyjny jej współwłaścicieli zaskoczył nie tylko dostawców, ale i samą Poligrafikę, która już przecież niejedno widziała.
Quattro Printing powstało z inicjatywy Joanny Zierke (właścicielki studia DTP), Wojciecha Karłowicza (producenta) oraz Przemysława Kucharskiego (zawodowego grafika). Każdy wspólnik, legitymujący się sporym doświadczeniem w poligrafii, miał nieco inną wizję firmy: pani Joanna stawiała na wysokojakościowy druk kolorowy, natomiast pan Wojciech – na profesjonalną introligatornię. W rezultacie, w ciągu kilku miesięcy, powstała drukarnia wyposażona niemalże od A do Z, będąca w stanie poradzić sobie z najbardziej skomplikowanym zleceniem. Od kilkunastu lat prowadzę mały dom produkcyjny, czyli innymi słowy kompleksowo pośredniczę w zlecaniu prac poligraficznych – mówi Wojciech Karłowicz. – W przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej czy Ameryki, gdzie niewiele drukarń pracuje bezpośrednio z klientem, w Polsce często pośrednik nie jest mile widzianym ogniwem. A przecież ja nie przekazywałem po prostu plików od klienta do drukarni, przeciwnie – do POS-ów projektowałem wykrojnik, często sam wykonywałem modele, zlecałem (lub sam robiłem) przygotowalnię, dobierałem rodzaj materiału itp., a więc uwalniałem drukarnie od sporej ilości koncepcyjnej pracy. Zmęczony uciążliwymi negocjacjami z drukarniami i byciem klientem drugiej kategorii, postanowiłem wraz ze wspólnikami zainwestować we własny zakład produkcyjny.
Celem współwłaścicieli było stworzenie drukarni z prawdziwego zdarzenia: Drukarnia cyfrowa większości agencji i firm kojarzy się z punktem ksero w małym pawilonie czy garażu i jakością znacznie gorszą od offsetu – twierdzi Wojciech Karłowicz. – Ja uważam, że za 10-15 lat offset będzie technologią niszową, jak dziś wklęsłodruk, który – pomimo że oferuje jakość lepszą od offsetu – został wyparty ze względu na koszty produkcji. Powtarzalność, coraz istotniejszy dla klientów parametr, jest słabą stroną offsetu, za to mocną cyfry. Cyfra moim zdaniem wpasowała się w niszę po Romayorach i innych małoformatowych maszynach offsetowych, a rynek znacznie bardziej niż kiedyś potrzebuje wydruków w niskich nakładach. Nas interesują nakłady nawet do 1500 stron A4; uważam, że do tego nakładu jesteśmy konkurencyjni w porównaniu z offsetem.
Quattro Printing nastawia się przede wszystkim na działalność B2B: Taka inwestycja jak HP Indigo 5500 raczej nie zarobi na siebie w przypadku postawienia na klienta indywidualnego – nie ma złudzeń Wojciech Karłowicz. – Jeśli komuś zależy na czasie i na jakości – powinien przesłać do nas zapytanie. Możliwości tego urządzenia są naprawdę olbrzymie. Liczymy na rozwój fotoaplikacji, a zwłaszcza fotoalbumów. Rynek ten w Polsce dopiero raczkuje, ale my już jesteśmy gotowi na jego rozwój.
Jak mówi Wojciech Karłowicz, Quattro Printing jest gotowe na każde zlecenie. Do ich realizacji w zakresie druku delegowano urządzenia dostarczone przez firmę Digiprint: sztandarową inwestycję, maszynę HP Indigo 5500 w formacie A3+ oraz dwa plotery wraz z oprogramowaniem Caldera: solwentowy HP Designjet 9000s (wydajność do 16,3 m²/h przy rozdzielczości 720x720 dpi) oraz drukujący w technologii UV HP Designjet H45500 (o wydajności do 36 m²/h). Wciąż jeszcze poznajemy możliwości HP Indigo – ostatnio dowiedzieliśmy się na przykład, że jest folia magnetyczna opracowana specjalnie dla tej maszyny – mówi Wojciech Karłowicz. – Jej magnetyzacja odbywa się już po procesie drukowania i umożliwia oferowanie w bardzo krótkim czasie popularnych magnesów reklamowych.
Obróbce POS-ów dedykowany jest dostarczony również przez Digiprint stół frezująco-bigująco-tnący Kongsberg i-xl 24.
Największe wrażenie robi jednak introligatornia; pracuje w niej 5 urządzeń firmy Duplo: system broszurujący Duplo 5000; oklejarka DuBinder DPB-500 – wysoce zautomatyzowane urządzenie oklejające do 500 egz./h; automatyczna bigówka Ducreaser DC-445, wykonująca do 15 bigów na jednym dokumencie i zapewniająca bigowanie bez pękania farby; falcerka DF-1000, w której wykorzystano technologię podciśnieniowego podawania redukującą gromadzenie się ładunków elektrostatycznych pomiędzy arkuszami, co zapewnia niezawodne i spójne podawanie; urządzenie do cięcia i bigowania Docucutter DC-615 Pro z funkcją podciśnieniowego pobierania arkuszy, co z kolei pozwala na wyeliminowanie podwójnie pobranych prac.
Oprócz tego pracują już dwa sztanctygle (w formacie B2 i B0) dostarczone przez firmę IGP, krajarka B1 niemieckiej firmy EBA, a w drodze jest kaszerówka. To jeszcze i tak nie ostatnie słowo wspólników w zakresie inwestycji: Naszym kolejnym zakupem będzie program graficzny ArtiosCAD firmy Esko, który pozwoli nam na wykonywanie trójwymiarowych, ruchomych modeli naszych projektów, bez konieczności wykonywania tekturowego prototypu. Dodatkową zaletą tego programu jest fakt, że pokazuje on proces składania displaya od początku do końca, co pozwala klientowi dokładnie wyobrazić sobie jego konstrukcję. Podobnego programu nie widziałem jeszcze w żadnej znanej mi drukarni – cieszy się Wojciech Karłowicz.
Na razie produkcja odbywa się w trybie jednozmianowym (w tej chwili w Quattro Printing na stałe pracuje 6 osób, docelowo zatrudnienie przekroczy 10), ale w planach jest uruchomienie drugiej zmiany w związku ze spadkiem nakładów na rynku (wywołanym także kryzysem). Interesują nas najwyższa jakość i rozdzielczość, chcemy być elastyczni, solidni i terminowi. Ale nie zamierzamy oferować najniższej ceny na rynku. Jakość musi kosztować – twierdzi Wojciech Karłowicz.
Quattro Printing powstało chyba w najbardziej niesprzyjającym momencie: podczas apogeum kryzysu finansowego i na progu spowolnienia gospodarczego. Chyba największym wyzwaniem było dla nas znalezienie odpowiedniego miejsca – wspomina Wojciech Karłowicz. – Od drupy, na której podpisaliśmy kontrakt z firmą Digiprint, upłynęły 3 miesiące, zanim wynajęliśmy siedzibę odpowiadającą naszym oczekiwaniom. To był koszmar! Mało buduje się obecnie z przeznaczeniem na produkcję, wszyscy stawiają na powierzchnie magazynowe. Siedziba w Marysinie Wawerskim poza niezłym połączeniem z centrum i lewobrzeżną Warszawą ma także zaletę nie do przecenienia – znakomite sąsiedztwo w postaci drukarń offsetowych i cyfrowych oraz firm świadczących usługi dla branży poligraficznej. Kooperantów nie będziemy musieli szukać daleko – śmieje się Wojciech Karłowicz.
Zapytany, czy nie obawia się kryzysu, mój rozmówca odpowiada: W Polsce odkąd pamiętam zawsze był kryzys i zaciskanie pasa. Moim zdaniem, przynajmniej na razie widocznego kryzysu nie ma; wystarczy udać się do centrum handlowego – konsumpcja na całego. Kryzys to świetny temat dla mediów – sensacyjny, i na razie to raczej z nich, a nie z życia codziennego możemy dowiedzieć się, że nastał kryzys. Jeżeli mówimy o kryzysie, to jest to póki co raczej import kłopotów z central zachodnich i amerykańskich firm, które broniąc swoich rynków zwalniają pracowników w swoich filiach w Polsce, strasząc nas fatalną sytuacją gospodarczą i wszechobecnym, światowym Armagedonem. Zakładając Quattro Printing przeszliśmy już wiele – od drastycznego osłabienia złotówki w stosunku do euro na jesieni (a kontrakt podpisywaliśmy przecież w czerwcu, na drupie), po niekorzystną dla nas zmianę warunków finansowania przez bank. Może być już tylko lepiej.
Jeszcze przed nadejściem wiosny Quattro Printing zamierza zorganizować oficjalne otwarcie drukarni: Zagra na nim Mech – zespół rockowy mojego przyjaciela, którego połowa składu pracuje w QP – obiecuje Wojciech Karłowicz. – Atmosfera pracy jest u nas rock’and’rollowa!