Ich lata z Lotosem
6 Dec 2016 14:46

Znana nie tylko na lokalnym rynku warszawska drukarnia Lotos Poligrafia rozpoczęła 20. rok swojej działalności. Jubileusz przypadł na okres istotnych zmian własnościowych w firmie, z której odszedł jeden ze wspólników; obecnie prowadzą ją Małgorzata i Edward Dreszerowie. Obydwa fakty spowodowały, że w ostatnich miesiącach prawie wszystkie czasopisma branżowe zamieściły artykuły o drukarni Lotos. Nie chcąc powtarzać po raz kolejny znanych już faktów z jej historii, a także życiowej drogi prezesa Dreszera i jego zasłużonej rodziny, postanowiliśmy przedstawić dzieje Lotosu poprzez wypowiedzi jego pracowników, na ogół związanych z firmą od kilkunastu lat. W ich wspomnieniach pewne elementy są wspólne: przewijają się różne adresy zakładu, różne etapy technologii, droga zawodowa pracowników przez różne wydziały oraz – co znamienne – praca łączona z uzupełnianiem bądź zdobywaniem wykształcenia (warto podkreślić, że spośród 80-osobowej załogi Lotosu 90% ma wykształcenie poligraficzne, a ponad 20% – wyższe; Lotos był nawet tematem pracy dyplomowej!). Wszyscy mówią także o znakomitej atmosferze panującej w firmie; to jeden z istotnych czynników wiążących pracowników z zakładem. Robert Gładysz ma najdłuższy staż w Lotosie (od 1989 roku). Był pierwszym maszynistą, najpierw pracując na zlecenia, potem już na stałe. Początki to garaż, a w nim dwa Romayory i krajarka; kiedy pracowała krajarka, nie mógł pracować Romayor ze względu na spadek napięcia – wspomina. Kolejno przestawiał się z Romayora na Rolanda, potem na Heidelberga; szkolił też kolejnych maszynistów. Rozpoczynając pracę miał ukończoną zasadniczą szkołę poligraficzną, już pracując – choć, jak przyznaje, było to bardzo trudne – zdał maturę w technikum i uzyskał magisterium na UW z pedagogiki. Pedagogika, a głównie związana z nią psychologia, bardzo mu się obecnie przydaje w relacjach międzyludzkich, jest bowiem kierownikiem zmiany, choć w razie nagłej potrzeby jak dawniej staje przy maszynie. Tuż po powstaniu firmy, w ślad za mężem, rozpoczęła w niej pracę Jadwiga Gładysz, także absolwentka zasadniczej szkoły poligraficznej ze specjalnością introligatorstwo; do dziś z dumą wspomina, że pracę końcową na niciarce zaliczyła na 5. Zatrudniona w introligatorni początkowo przy pracach ręcznych (automatyzacji wówczas w tym dziale jeszcze nie było), potem zaczęła też obsługiwać maszyny (foliarkę, urządzenie do rycowania i nacinania oraz do nakładania). Nie zawahała się też, kiedy była taka potrzeba, stanąć jako pomocnik przy maszynie drukującej z mężem jako maszynistą. Podkreśla, że lubi swoją pracę, która daje jej satysfakcję; przyczynia się do tego również wspaniała atmosfera w firmie. Z tym ostatnim zdaniem zgadzają się też koleżanki pani Jadwigi z introligatorni – Ewa Wach i Barbara Szwed (odpowiednio 16 i 12 lat pracy w Lotosie; zaczynały jeszcze na Ząbkowskiej). Pani Ewa pracując kończyła wieczorowe liceum ogólnozawodowe, pani Barbara była po technikum poligraficznym ze specjalizacją „introligatorstwoÓ. Początkowo – jak wspominają – praca była bardzo prymitywna, wszystko wykonywano ręcznie; jedyną maszyną w introligatorni była zszywarka. Stopniowo maszyn przybywało i obecnie park maszynowy jest już bardzo rozbudowany. Panie pracują na 3 zmiany, ponieważ firma jest czynna non stop. Początkowo, kiedy drukarnia była dużo mniejsza, wystarczała jedna zmiana. Wówczas też w introligatorni były zatrudnione tylko kobiety; teraz są też panowie, którzy obsługują złamywarki – potrafią nie tylko falcować, ale i naprawić maszynę. Łącznie w dziale pracuje ok. 30 osób. Przeważa oprawa broszurowa klejona i szyta. Długim stażem pracy w Lotosie mogą się też pochwalić maszyniści Zdzisław Wojtecki (14 lat) i Piotr Zgutka (11 lat). Obydwaj obsługują 8-kolorowego Heidelberga i, jak mówią, już by go nie zamienili na inną maszynę. Zdzisław Wojtecki przeszedł w firmie kilka szczebli: od kierowcy, poprzez kopistę, pomocnika na maszynie 2- i 4-kolorowej, aż po maszynistę początkowo na 1-kolorówce, potem na maszynie 4-kolorowej, aż po obecne stanowisko. Lubi swoją pracę, bo – jak mówi – na maszynach cały czas coś się dzieje. Piotr Zgutka zaczynał jako pracownik ogólnowydziałowy w introligatorni, następnie pracował na kopioramie, a potem na maszynach począwszy od 4-kolorowej Polly, która wtedy w Lotosie była najlepszą maszyną. W czasie wolnym trenował grę w piłkę nożną w klubie Drukarz Warszawa. Tę pasję mógł kontynuować w firmie, ponieważ prezes zapewniał (czytaj: finansował) corocznie udział firmowej drużyny w różnych turniejach. Drużyna Lotosu 2-krotnie wygrała w rozgrywkach warszawskich, a w mistrzostwach Polski zajęła 3. miejsce; Zgutka był jej kapitanem i uzyskał tytuł króla strzelców zdobywając około 100 bramek w 3 turniejach. Magdalena Kosiorek – od 14 lat w Lotosie – jest specjalistą ds. sprzedaży, ale zajmuje się też transportem i przygotowuje materiały dla księgowości, ponieważ, jak twierdzi, nigdy stanowisko w drukarni nie oddawało w rzeczywistości tego, co się robiło. Czuje się bardzo związana z firmą. Pamięta Lotos na Mińskiej, kiedy było jedno pomieszczenie: po jednej stronie biuro, po drugiej stały maszyny, a dokumentacja firmy mieściła się w jednym segregatorze. Pracownicy dzielili jedno biurko z prezesami i księgowością; sami kładli podłogę w nowym, wynajętym dodatkowo pomieszczeniu i skręcali regały. Te wspomnienia opisała w dwóch swoich pracach, ponieważ będąc zatrudniona w Lotosie uzyskała licencjat w Wyższej Szkole Menedżerskiej i ukończyła wydział ekonomii, kierunek: finanse i gospodarka komunalna na Politechnice w Radomiu. Tematem jej pracy magisterskiej była „Analiza finansowa i marketing jako narzędzie pomocnicze w zarządzaniu firmą Lotos Poligrafia”. Dużo lepiej wykonuje się i rozumie swoją pracę, jeśli ma się kierunkowe wykształcenie, łatwiej się rozmawia z klientami – przekonuje pani Magdalena. W Lotosie jest wielu stałych klientów, związanych z firmą od kilkunastu lat, także zagranicznych. Często też zdarza się, że klienci, którzy odeszli, wracają. Od 1992 r. pracuje w Lotosie Monika Wojtecka. Była to jej pierwsza praca, zaczynała jako sekretarka, z jednym zeszytem, dziś ma całe archiwum w licznych segregatorach. Podkreśla dobrą atmosferę w firmie, możliwość uczestniczenia w szkoleniach i awansu. Prezesi wymagali, ale i oferowali pomoc wszelkiego rodzaju, co powodowało, że człowiek chciał dać jak najwięcej z siebie. Prezes zawsze słucha pracowników, ich uwag; nawet jeśli nie mają racji, szuka jakiegoś kompromisu, tak samo kierownicy. To bardzo ważne, bo motywuje pracownika. Obecnie M. Wojtecka zajmuje się zaopatrzeniem m.in. w papier i farby. Czuje się tak związana z firmą, że nawet na urlopie wychowawczym przez kilka miesięcy pracowała w domu. Choć druk cyfrowy w firmie to najmłodsza dziedzina działalności (od 2,5 roku – stanowi uzupełnienie oferty druku offsetowego), Roman Męcina, który pracuje na maszynie Xerox DocuColor 6060, z Lotosem jest związany od 12 lat. Informatyką interesował się prywatnie „od zawsze”, a doświadczenie na rynku poligraficznym zdobywał pracując w agencjach reklamowych i firmie Digiprint. Trafił do Lotosu, kiedy zakład zdecydował się jako jedna z pierwszych drukarń na zakup systemu CtP opartego na technologii Creo Trendsetter. Zajmował się jego wdrażaniem i jeszcze teraz w razie potrzeby wspomaga dział CtP. Roman Męcina studia kończył pracując w Lotosie (SGH, kierunek: zarządzanie i marketing 2, czyli zarządzanie w biznesie) i ma nadzieję na ich wykorzystanie w dalszej pracy, m.in. w kontaktach z klientami, także zagranicznymi. Naszym mottem od wielu lat jest, że wraca do nas klient, a nie wyrób. Przy tym większość klientów nie trafia do nas z przypadku, ale z polecenia innych klientów, co dobrze świadczy o firmie – podsumowuje swoją wypowiedź. Równie silnie utożsamiają się z firmą pracownicy o nieco mniejszym stażu, jak szef produkcji Lucyna Klukowska (6. rok w Lotosie, przedtem w DNT), absolwentka studiów poligraficznych. Choć to tylko kilka lat, to w czasie jej pracy w firmie zaszły duże zmiany technologiczne. Początkowo były 2 maszyny Heidelberg: 4- i 2-kolorowa; potem Polly, Dominanta i Ryobi. Obecnie są 4 nowoczesne maszyny Heidelberg. Drukarnia bardzo się rozwinęła, także jeśli chodzi o zatrudnienie, np. w introligatorni początkowo były 3 osoby, teraz jest kilkanaście na jednej zmianie. Wzrosła też liczba drukowanych tytułów: było ich ok. 2000, jest ponad 5000 (uwzględniając produkcję cyfrową). Specjalizację Lotosu stanowią nisko- i średnionakładowe czasopisma (ponad 50%), poza tym wykonuje się tu prospekty, instrukcje obsługi, plakaty, kalendarze. Pani Lucyna podkreśla dobre kontakty i komunikację pomiędzy pracownikami. To, że większość z nich ma wykształcenie poligraficzne, sprawia, że potrafią podjąć samodzielnie decyzję czy zastąpić jeden drugiego, jeśli jest taka potrzeba. Nieco krócej niż L. Klukowska, bo od 5 lat, pracuje w firmie Lidia Pindral. Przedtem była zatrudniona w przygotowalniach, ale to praca w drukarni zmotywowała ją do rozpoczęcia studiów IPPW, które obecnie kończy. Podjęła decyzję o studiach mając wsparcie w osobie prezesa, który – jak mówi pani Lidia – zawsze chętnie widzi ludzi podejmujących naukę, zwłaszcza w zawodzie. W Lotosie pracuje jako technolog, ma więc okazję do kontaktów z klientami. Podkreśla, że coraz więcej klientów zagranicznych prosi o ofertę i przykładowe prace. Do tej pory byli to najbliżsi sąsiedzi, głównie Niemcy; ostatnio zgłaszają się klienci z takich krajów jak Luksemburg, Węgry, Francja, Włochy. Wydaje się, że wszystko to sprzyja dalszemu rozwojowi drukarni.