Inwestuj albo giń
18 Oct 2024 11:02

Sorry, this entry is only available in Polski. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

W lutym br. na łamach „Poligrafiki” zamieściliśmy wywiad z Łukaszem Wąwoźnym, prezesem piaseczyńskiej drukarni Sowa, z okazji najnowszego zakupu nowej drukarki do pełnokolorowych nadruków na brzegach książek. Nasz rozmówca zapowiedział wtedy kolejne, spektakularne inwestycje. Minęło osiem miesięcy, czas zatem wrócić do naszej rozmowy.

Panie Łukaszu, proszę odkryć karty i opowiedzieć nam, jakie spektakularne inwestycje zrealizowaliście w drukarni Sowa od naszej poprzedniej rozmowy.

Łukasz Wąwoźny: Zakup, o którym wtedy rozmawialiśmy, okazał się strzałem w dziesiątkę. Nasi klienci bardzo doceniają fakt, że wszystkie usługi mogą wykonać pod jednym dachem. Maszyna była doskonałym wyborem, dobra marka, dobry serwis polskiej firmy GRAFMASZ. Dzięki zaawansowanej automatyce i wysokiej wydajności nadruki na książkach wykonujemy bardzo szybko, w ciągu kilku dni, co jest zupełnie nowym standardem na rynku. Z naszych usług korzystają nie tylko nasi wydawcy, lecz także wiele polskich drukarni. Jesteśmy otwarci na współpracę B2B.

W ostatnich miesiącach nasz park uzupełniło sporo nowych maszyn, kolejne w najbliższych tygodniach. Pod koniec listopada prosto z fabryki przyjedzie inkjetowa kolorowa maszyna rolowa, Canon ColorStream 8200, drukująca w kolorze z prędkością 200 m/min.

Najnowsze i najszybsze rozwiązanie tej światowej marki kupiliśmy podczas tegorocznych targów drupa. Zdecydowaliśmy się na to rozwiązanie jako pierwsi w naszej części Europy. Rozpoczęcie druku planujemy na koniec pierwszego kwartału 2025 r.

Kolejnym zakupem, również dokonanym na drupie, jest nowa linia do oprawy twardej. Do tej pory na rynku nie było dla nas ciekawych rozwiązań do wykonywania mniejszych nakładów, takich, których ze względów ekonomicznych nie było sensu produkować na Diamancie. Pracowaliśmy, i zresztą jeszcze pracujemy, na dwóch zestawach maszyn Schmedt do produkcji półautomatycznej. Niestety, maszyny te są mało wydajne i wymagają zaangażowania zbyt wielu pracowników przy skali produkcji, jaką mamy w naszej drukarni.

Targi były świetną okazją do obejrzenia i porównania różnych rozwiązań. Zdecydowaliśmy się na inwestycję w chińskie urządzenie firmy Maufung. Jego zaletą jest w pełni automatyczny i bardzo szybki przyrząd oraz magazyn okładek, z podgrzewaniem i wstępnym formowaniem grzbietu. Na maszynie można wyprodukować w ciągu godziny ok. 350 książek, zarówno z grzbietem prostym, jak i zaokrąglonym. W odróżnieniu od maszyn niemieckiego producenta, po nałożeniu książki na pas, na wyjściu otrzymujemy gotową, zawieszoną w okładce książkę, która ma wypalony rowek i jest sprasowana. Do tej pory było to kilka procesów na dwóch maszynach.

Jakie jeszcze urządzenia uzupełniły ostatnio park maszynowy drukarni Sowa?

Łukasz Wąwoźny: W połowie roku podjęliśmy decyzję o zakupie noża do książek ze skrzydełkami. Urządzenie również chińskiej produkcji, dostarczone i serwisowane przez GRAFMASZ. Z wyglądu bardzo niepozorna maszyna, ale na pewno przemyślana przez konstruktorów, rozchyla skrzydełka, obcina front książki i składa skrzydełka. To bardzo skraca i upraszcza proces produkcyjny, bo do tej pory skrzydła były składane ręcznie. Nasza jakość cięcia i oprawy dzięki temu jest znacznie lepsza.

Dosłownie kilka dni przed naszą rozmową przyjechały do nas ciężarówki z nową maszyną, dzięki której nieco zboczymy z torów książkowych. Pewnie niewiele osób wie, ale poza działalnością książkową mamy bardzo duże doświadczenie w produkcji puzzli edukacyjnych. Przez lata do pełni szczęścia brakowało nam prasy do puzzli wieloelementowych z dużym dociskiem. W tym roku udało nam się wygospodarować środki na jej zakup i tak oto instalujemy automatyczną prasę hiszpańskiej firmy CAUHE, na której można wykonać puzzle w maksymalnym formacie B2 do 1000 elementów. Maszyna wycina, odrywa ramkę, mieli elementy, waży i sprawdza, czy są wszystkie komponenty, pakuje do woreczka i wykonuje na nim nadruk. Do końca roku będziemy testować maszynę. W styczniu lub lutym zaoferujemy nasze usługi także innym drukarniom, bo tych maszyn w Polsce jest dosłownie kilka, a żeby móc na nich coś wyprodukować, czeka się w dość długich kolejkach.

 

Czy kolejne inwestycje w drukujący sprzęt atramentowy oznaczają powolną śmierć technologii tonerowej?

Łukasz Wąwoźny: Trochę tak rzeczywiście jest. Nasza strategia zakłada, że w 2027 r. 95 proc. produkcji będzie pochodziło z maszyn atramentowych. To maszyny kilkakrotnie, a nawet kilkunastokrotnie szybsze, dające lepszą i bardziej powtarzalną jakość druku, często przewyższającą offset. O wiele mniej awaryjne i bardziej ekologiczne. Maszyny tonerowe na pewno z nami pozostaną, chociażby dlatego, że nie wszystkie media dostępne są w formie rolowej. Są też takie papiery, z którymi atrament nie najlepiej sobie radzi. Na dzień przed naszym wywiadem, razem z naszym strategicznym partnerem, firmą CANON, zawarliśmy umowę zakupu maszyny serii imagePRESS V1000. Będzie nam służyła do druku okładek oraz niewielkich zleceń, które muszą być wykonane bardzo szybko – bo właśnie w tym aspekcie maszyny tonerowe są bardzo konkurencyjne.

 

Czy coś zmieniło się od naszej ostatniej rozmowy?

Łukasz Wąwoźny: Zmieniło się bardzo wiele. Kilka dni po naszej rozmowie magazyn „Wydawca” ogłosił wyniki corocznego Rankingu Polskich Drukarń Dziełowych. Zajęliśmy w nim zaszczytne 1 miejsce pośród wszystkich polskich drukarni, co dla nas bardzo ważne, nie tylko cyfrowych. Od ubiegłego roku nie ma już podziału na przedsiębiorstwa cyfrowe i offsetowe. Wygrana spowodowała ogromne zainteresowanie wśród wydawców, którzy do tej pory nie korzystali lub korzystali tylko w niewielkim stopniu z naszej formy produkcji. Aby sprostać wyzwaniom znacznie większej liczby zleceń, zwiększyliśmy naszą powierzchnię produkcyjną o trzecią halę.

Jesteśmy też bardziej otwarci na wizyty w naszej drukarni. Odwiedzają nas uczniowie szkół poligraficznych, zapraszamy też wydawców. Goście mogą zapoznać się u nas z najnowszymi światowymi technologiami, zobaczyć te maszyny na żywo, w działaniu. Często w czasie tych spotkań słyszymy, że wyobrażenia o drukarni cyfrowej były zupełnie inne, że to duży punkt ksero, a tak naprawdę to ogromna fabryka z wieloma liniami produkcyjnymi. Goście mogą zapoznać się również z technikami uszlachetniania – cyfrowym lakierem UV i hot stampingiem oraz nadrukiem na krawędziach książek.

 

Jak wygląda obecnie sytuacja na rynku drukarń dziełowych? Z jakimi wyzwaniami się mierzycie?

Łukasz Wąwoźny: Ta odpowiedź staje się już chyba nudna, ale sytuacja jest ciągle bardzo trudna. Jeden ugaszony pożar zastępuje kolejny. Ciągle maleje zasób wykwalifikowanych pracowników, ponosimy teraz konsekwencje tego, że zniknęło wiele szkół poligraficznych. Doświadczeni pracownicy są natomiast coraz starsi i przechodzą na emerytury, młodszych nie ma kto szkolić. Nie ma też co ukrywać, że poligrafia dziełowa nie jest zbyt dochodowa, poziom zarobków nie jest wysoki. To zniechęca wielu młodych, którzy często szukają pracy w innych sektorach. Niestety, jako branża sami sobie zgotowaliśmy ten los, kusząc klienta jedynie ceną. Dlatego SOWA oferuje wydawcom wiele wartości dodanych, jakimi są doświadczenie, wysoka jakość i terminowość, a także wykonywanie całości produkcji pod jednym dachem. Te cechy klienci coraz bardziej cenią, bo pozwalają im one na stabilne i pewne rozwijanie ich własnych biznesów.

Tym bardziej cieszą nas wizyty uczniów szkół poligraficznych, bo wśród nich trafiają się pasjonaci druku i introligatorstwa. Takie osoby mogą trafić do nas na szkolne praktyki, a po zakończeniu szkoły mają u nas uproszczoną ścieżkę rekrutacji.

 

Jakie są plany na przyszłość? Czy pozostaje jeszcze przestrzeń do rozwinięcia działalności/oferty drukarni? Z czym takie zmiany by się wiązały?

Łukasz Wąwoźny: W ciągu najbliższych dwóch lat planujemy zwiększenie formatu produkcji z B3 do B2. Aktywnie przyglądamy się nowościom rynkowym, w przyszłym roku rozpoczniemy przygotowania do zakupu i instalacji maszyny cyfrowej, która pozwoli nam na druk w formacie co najmniej 50/70 cm. Będziemy też rozszerzać park maszynowy, tak aby pozwalał nam na wytwarzanie większej ilości produktów dla dzieci, nie tylko zwykłych książek w miękkiej i twardej oprawie. Ale o tym porozmawiamy pewnie przy okazji kolejnego spotkania z okazji Targów Książki w Warszawie.

Dziękujemy za rozmowę.