W marcu br. na zaproszenie Poligrafiki przyjechała do Polski grupa dziennikarzy europejskich czasopism fachowych należących Đ podobnie jak nasz miesięcznik Đ do stowarzyszenia Eurographic Press. Dla większości z nich był to pierwszy pobyt w naszym kraju, gdzie m.in. mieli okazję zwiedzić trzy drukarnie: Drukpol, R.R. Donnelley oraz Ortis. Oto ich wrażenia opubliko-wane na łamach magazynów, dla których piszą.
Pierwsze odczucia wiązały się jednak nie z drukarniami, ale ze słynnym już (także w świecie) stanem polskich dróg: Jazda po polskich drogach to pouczające doświadczenie. Polska infrastruktura drogowa jest raczej kiepskiej jakości i stanowi duży problem dla krajowych przedsiębiorstw - zauważa Alain Vermeire z belgijskich „Nouvelles Graphiques”.
Dalej mogło być już tylko lepiej. Pozytywne wrażenie zrobili na mnie ludzie, których spotkałem na konferencji „Kreacja w druku”, na ulicach czy w pociągu. Są ambitni i zdeterminowani w dążeniu do szybkiej poprawy warunków życia Đ to stwierdzenie naszego włoskiego kolegi Ruggero Zulianiego („Il Poligrafico Italiano”). Nie tylko Polacy, ale i polska poligrafia za pośrednictwem swoich trzech reprezentantów zebrała sporo pozytywnych opinii. Byłem pod wrażeniem szybkiego tempa, w jakim rozwijały się polskie drukarnie, zarówno pod względem technologicznym, jak i podejścia do rynku. Wraz z rozwojem rynku poczyniono naprawdę duże inwestycje. Zastanawiam się tylko, jak pojemny jest ten rynek. Wielu drukarzy i printbuyerów z Holandii jest bardzo nim zainteresowanych Đ pisze Ed Boogaard („Graficus”). Uwypukla też wspólne cechy wszystkich zwiedzanych zakładów: Mimo sporych różnic w tle, na pierwszy plan wysuwają się te same pojęcia kluczowe: nowe technologie, ukierunkowanie na klienta i Europę. (Nota bene kwestia nowych technologii stosowanych w polskich drukarniach nie dla wszystkich jest oczywista. W swoim artykule Boogaard cytuje Maartena Frankena, dyrektora marketingu R.R. Donnelley na Europę, który stwierdza m.in., że „Zanim R.R. Donnelley pojawił się w Polsce, oprawa bezszwowa w ogóle tu nie istniała”).
Na postęp technologiczny w polskiej poligrafii zwraca również uwagę Frank Lohmann z „Deutscher Drucker”: Polska poligrafia wykonała w ostatnich latach rzeczywiście duży krok do przodu, przede wszystkim dotyczy to potencjału wytwórczego, jakim obecnie dysponuje. Przed dziesięcioma laty w Polsce pracowały tylko dwie zwojowe maszyny heatsetowe, dziś pracuje tam 65 maszyn - wzrost, który trudno sobie wręcz wyobrazić. Jako jedyny porusza też - tak żywo dyskutowane w naszym kraju - zagadnienie obecności zagranicznego kapitału w polskiej poligrafii: Również duże wrażenie robi fakt, iż z 65 maszyn tylko 20% jest w polskich rękach, reszta należy do kapitału zagranicznego.
Nieco bardziej ostrożny ich włoski kolega po oczywistym stwierdzeniu, że trudno wyrobić sobie miarodajną opinię na temat polskiego rynku poligraficznego po wizytach w trzech zaledwie drukarniach, przyznaje jednak: Mnie najbardziej zainteresowała firma Drukpol z okolic Warszawy, typowa także dla naszego rynku: średniej wielkości, dobrze zorganizowana i wyposażona w nowoczesne urządzenia, sprawnie zarządzana, z jasno sprecyzowanym kierunkiem rozwoju.
Jednym z kierunków rozwoju polskich drukarń jest z pewnością eksport. Produkuje się przede wszystkim na eksport: każdego miesiąca produkcja z Polski trafia do ponad trzydziestu krajów, w tym na rynki najważniejsze, tj. do Niemiec i Rosji - pisze o drukarni R.R. Donnelley „Graficus”. Także Drukpol i Ortis eksportują swoje wyroby planując zwiększenie tego rodzaju działalności.
Jednym z atutów polskich drukarń są niskie ceny, choć tu już odczuwamy silny nacisk konkurencji. Beata Michalik-Tomczok, menedżer ds. eksportu drukarni Drukpol, może rozmawiać o konkurencji cenowej. Na początku marca postanowiła ostatni raz spróbować sił na Londyńskich Targach Książki: „Bardzo trudno dostać dobrą cenę za swój produkt drukarski. Z pewnością na rynku książek dla dzieci i książek o sztuce konkurencja z Dalekiego Wschodu jest bardzo ostra. My próbujemy jeszcze przebić się z podręcznikami. Ale Czechy, Estonia i Łotwa również mają ten sam cel” - przytacza jedną z wypowiedzi na ten temat Ed Boogaard stwierdzając również: Podczas wizyty w Polsce stało się dla mnie jasne, że choć my Holendrzy postrzegamy Polskę jako konkurenta oferującego niskie ceny, to i u was pojawił się problem konkurowania z jeszcze tańszymi sąsiadami ze Wschodu i Dalekiego Wschodu. Myślę, że będzie bardzo interesujące obserwować, w jaki sposób rozwiniecie swoje unikalne atuty (ceny, specjalizacja niszowa czy wysokie nakłady) i jaką pozycję zajmiecie na rynku europejskim.
Jednym z czynników wpływających na poziom cen usług w polskich drukarniach są płace, na których temat opinie naszych kolegów z EP są niejednoznaczne. O ile Ed Boogaard (Holandia) uznaje, że: Wynagrodzenia są stosunkowo dobre: przeciętny pracownik branży zarabia ok. 600 euro miesięcznie, to Alain Vermeire (Belgia) zaczyna od stwierdzenia: W żadnym z tych trzech (zwiedzanych) przedsiębiorstw nie uzyskaliśmy jasnej odpowiedzi na nasze pytanie o poziom płac drukarzy w Polsce i kontynuuje w jeszcze bardziej minorowej tonacji: W Polsce nie ma zbiorowych układów pracy (CCT - Con-vention Collective de Travail - red. „P”)); układy branżowe pozostają wynalazkiem zachodnim konkludując: Z nieformalnych rozmów wywnioskowaliśmy, że jest to ok. 600 euro netto. Pracownicy niewykwalifikowani zarabiają ok. 300 euro miesięcznie. To wyjaśnia, dlaczego tak dużo osób jest zatrudnionych w introligatorni Drukpolu, gdzie w czasie naszej wizyty grupa kobiet przyklejała ręcznie etykiety na pudełka. I dalej - w odniesieniu do R.R. Donnelley: W dziale obróbki po druku widzieliśmy m.in. 2 linie do opraw bezszwowych (w tym jedna wyposażona w klejownik PUR) i 4 urządzenia zbierająco-zszywające. Wklejanie i wkładanie wszelkiego typu obiektów do magazynów bardzo często odbywa się ręcznie. „Możemy sobie na to pozwolić, ponieważ płace są niższe niż np. w Niemczech, gdzie absolutnie nie ryzykowalibyśmy proponowania tego rodzaju usług” - przytacza wypowiedź cytowanego już tu M. Frankena.
W drukarni Ortis belgijskiego dziennikarza - poza historią zakładu i jego obecną działalnością - zafascynował również fakt, że: Nie wiadomo z jakiego powodu, lecz kluczowe stanowiska w Ortisie zajmują kobiety: główna księgowa, dyrektor ds. eksportu, dyrektor ds. sprzedaży, dyrektor ds. personalnych. Jadwiga Mojzesowicz-Bilewska jest dyrektorem zarządzającym od 12 lat. Wypowiedź pani prezes przytacza z kolei Ed Boogaard: (…) Jadwiga Mojzesowicz-Bilewska z Ortisu tęskni czasem za przeszłością: „Wszystko toczyło się spokojniej, dużo mniej było stresu. I pracowało się krócej. Teraz ciągle trzeba stawać do walki. A wszystko wciąż się zmienia. Zdarza się zatęsknić za starymi czasami. Właśnie”.
Ale od nowego nie ma odwrotu, a perspektywy przed polską poligrafią - zdaniem naszych europejskich kolegów - są obiecujące: Ze wzrostem PKB przekraczającym 5% polska gospodarka ogólnie ma się bardzo dobrze. Polska ze swoimi prawie 40 mln mieszkańców korzysta z niskich kredytów z UE. To naturalnie nie pozostaje bez wpływu na przemysł poligraficzny. Zdecydowana większość kiedyś komunistycznie zarządzanych i z państwowym właścicielem drukarń jest teraz w prywatnych rękach (92% to małe i średnie przedsiębiorstwa). Patrząc na stopę wzrostu (poligrafii) wielu może zblednąć z zazdrości. W latach 1997-2003 polski przemysł poligraficzny mógł się wykazać wzrostem przekraczającym 20%. (...)
Przemysł poligraficzny należy obecnie do sił napędowych polskiej gospodarki (...)
Myślę, że Polska podobnie jak jej przemysł poligraficzny będzie wkrótce odgrywała istotną rolę w Europie - tak podsumowują swoją wizytę w naszym kraju.
Nieco odmienne spojrzenie ma tylko Paul Fischer ze szwajcarskiego magazynu „Visom”: Podróż po Polsce była dobrą okazją do wyrobienia sobie osądu (na temat polskiej poligrafii), jednocześnie inspiracją do kilku refleksji.
Czy Polacy są zagrożeniem dla szwajcarskich drukarń? Ogromne różnice w wynagrodzeniach i kosztach mogłyby uzasadniać takie przypuszczenie. Firma taka jak R.R. Donnelley z Krakowa rzeczywiście powoduje ból głowy u „naszych” drukarzy. Ale R.R. Donnelley byłby równie twardym konkurentem, gdyby taka produkcja miała miejsce w Hiszpanii, Francji czy Wielkiej Brytanii (gdzie przecież R.R. Donnelley ma również zakłady). Poza nim (i jeszcze innymi dwoma - trzema dużymi graczami) polska branża poligraficzna prezentuje się raczej skromnie. Struktury są zbliżone do naszych: 90% wszystkich podmiotów lokuje się w obszarze przedsiębiorstw małych i średnich. Mimo robiących wrażenie wskaźników wzrostu w Polsce, obrót polskiego przemysłu poligraficznego (około 4 mld franków) nadal jest mniejszy niż w Szwajcarii! Ten fakt należy mieć przed oczami, kiedy się mówi o polskim względnie wschodnioeuropejskim „zagrożeniu”.
Opracowanie: IZ
Pełne wersje wybranych artykułów naszych kolegów z Eurographic Press w polskim tłumaczeniu są dostępne w wersji elektronicznej Poligrafika.pl