Po mającym miejsce blisko półtora roku temu wykupie menedżerskim i ugruntowaniu pozycji na polskim rynku Zing ruszył na zagraniczne zakupy. Czeska spółka Zing Trading i brytyjska Bulldog Paper Group zaczynają – jak mówi w udzielonym „Poligrafice” wywiadzie Mariusz Siwak – generować interesującą sprzedaż. Prezes zarządu Zing Sp. z o.o. dzieli się z nami również informacjami o rozwoju segmentu FBB i inwestycjach w przestrzeń magazynową, które sugerują plany dalszej ekspansji.
n W tym roku firma Zing świętuje swego rodzaju jubileusz 25-lecia obecności na rynku. Co prawda nazwa przedsiębiorstwa kilkakrotnie się zmieniała, ale jego korzenie wywodzą się z firmy Mercator Papier. Czy w firmie wciąż pracują osoby, które zaczynały handel papierem z Mercatorem? Jakie były – z perspektywy 25-letniej historii – najlepsze i najtrudniejsze lata dla obecnego Zinga? Jak zmieniała się pozycja firmy w efekcie przejęć?
Mariusz Siwak: Historia firmy Zing sięga roku 1991. Od założenia do 2011 roku nosiła nazwę Mercator Papier Sp. z o.o. W 1998 roku stała się częścią spółki Buhrmann, zaś w 2003 w wyniku dalszych zmian własnościowych koncern PaperlinX nabył 100 proc. jej udziałów. W 2015 roku w wyniku wykupu menedżerskiego polski oddział przestał być częścią grupy PaperlinX oraz wrócił do nazwy Zing Sp. z o.o., pod którą funkcjonował już wcześniej. Tym samym powstała w 100 proc. polska firma, z polskim kapitałem zakładowym. Faktem jest więc ćwierćwiecze Zinga na naszym rynku, ale nie wiem, czy firma powstała 25 lat temu ma cokolwiek wspólnego z obecną na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Rynek poligraficzno-papierniczy zmienił się tak radykalnie, że osoby, które pracowały 20 lat temu oraz sposób funkcjonowania firmy są diametralnie różne. Ze względu na to, że jestem związany z firmą od 2010 roku, mogę odnieść się jedynie do tego okresu. Nawet w tych ostatnich latach rynek poligrafii, w tym hurtowni, przechodzi bardzo szybkie i głębokie zmiany. Konsolidacja rynku spowodowana wieloma czynnikami, których opisywanie zanudziłoby pewnie większość czytelników, wywiera duży nacisk na zmianę systemu funkcjonowania firm w naszym segmencie, tworzy presję na ceny i koszty (co z kolei ponownie zwiększa presję konsolidacji!), a zatem wymusza szerokie zmiany w organizacji. Niestety uważam, że najłatwiejsze lata Zinga mamy już za sobą, chociaż niekoniecznie najlepsze. Presja konkurencji oraz dostawców szukających bezpośredniej sprzedaży zmusza nas do poszukiwania alternatywnych źródeł dochodu, z czym dość dobrze sobie radzimy. Biorąc pod uwagę wszystkie plany, trendy i cyfry, patrzę w przyszłość spokojnie. Jeśli chodzi o naszą pozycję na rynku, to nazwałbym ją znaczącą; nie jest tajemnicą, że nasz obrót przekroczył w 2015 roku
400 milionów PLN.
n Zing to obecnie jedyna firma w kraju wśród dużych hurtowni papieru z kapitałem w 100 proc. polskim. Czy z perspektywy klientów to wada, czy zaleta spółki?
M.S.: Jesteśmy nie tylko jedyną wśród największych merchantów w 100 proc. polską firmą, ale również posiadamy dwie firmy siostrzane za granicą, co jest swoistym ewenementem w branży. Na początku wydawało nam się, że jest to duży plus i nasi klienci zwrócą na to uwagę. Niestety, biznes jest brutalny i z definicji bezpaństwowy w XXI wieku, więc nasze polskie korzenie nie mają większego znaczenia ani wpływu na naszą działalność.
n Po ugruntowaniu pozycji firmy w rezultacie wykupu menedżerskiego przyszedł więc czas na zagraniczną ekspansję. W jakim zakresie Zing jest aktywny na rynkach czeskim i brytyjskim, jak wygląda jego działalność na ww. rynkach i jakim udziałem w nich może się obecnie poszczycić?
M.S.: Na wstępie odniosę się od razu do tzw. udziału w rynku. Nasza poprzednia firma – PaperlinX – miała około 45 proc. udziału w rynku angielskim, przynosząc wielkie straty i wszyscy pamiętają, co się z nią wydarzyło, zatem nie widzę korelacji pomiędzy dużą firmą i dużym sukcesem. Może 10-15 lat temu, kiedy powstawał PaperlinX czy inne podobne korporacje, panowało przeświadczenie, że duże firmy to absolutna przyszłość naszej branży. Patrząc na kilku dużych konkurentów mam wrażenie, że jednak lekka centralna struktura z mocnym lokalnym i przedsiębiorczym podejściem to klucz do przyszłości w naszej branży.
Jak już wspomniałem, w ubiegłym roku wyszliśmy na zakupy poza Polskę. Kupiliśmy małą spółkę w Czechach, na bazie której stworzyliśmy nowy podmiot: Zing Trading. Obecnie Zing Trading to całkiem spora firma, wciąż mocno rozpędzona. Inwestycja w Wielkiej Brytanii natomiast to typowy „green field”, czyli rozpoczęcie od zera. Ze względu na moją ostatnią funkcję w brytyjskim oddziale PaperlinX było mi łatwiej skompletować dobry, zorientowany na wyniki zespół aniżeli kupić lokalną firmę. Na początku było trudno i nerwowo, obawialiśmy się również negatywnego wpływu Brexitu. Przez 2 miesiące popyt na papier spadł bardzo ostro, co wiązało się zapewne z ostrożnością – wstrzymywano wydatki na reklamę, nowe projekty itp. Popyt szybko wrócił, brytyjska gospodarka rozpędza się, funt drożeje, a zagraniczny kapitał nieustannie płynie na Wyspy. Bulldog Paper Group nabiera rumieńców i zaczyna generować interesującą sprzedaż. Patrzymy z optymizmem w przyszłość naszych zagranicznych spółek – myślę, że w kolejnym roku fiskalnym wypracują wspólnie obrót ponad 100 milionów PLN.
n Jakiś czas temu wspominał Pan o powrocie – dzięki nowemu inwestorowi – do planów zakupu działającej na polskim rynku spółki z obszaru sign&display. Czy można już powiedzieć coś więcej na temat ich realizacji?
M.S.: Rzeczywiście przez prawie rok prowadziliśmy zaawansowane rozmowy z jedną z firm z segmentu sign&display. Jak to bywa przy tego typu dealach, sprawa rozleciała się przy ustalaniu szczegółów tuż przed zakupem. Na pewno nie mamy więcej planów w tym segmencie ani planów ekspansji we własnym zakresie. Sign&display to rynek dojrzały i co ważniejsze – pełen konkurencji, wolimy więc zainwestować pieniądze w inne biznesy, niezwiązane z reklamą i s&d.
n Jak na przykład w ofertę dla m.in. rynku opakowań, czyli kartony pochodzące z Chin, które mają coraz silniejszą pozycję w ofercie firmy Zing? Czy udało się przełamać ich pejoratywne postrzeganie?
M.S.: Kartony z Chin są produkowane na najnowszych i najbardziej zaawansowanych technologicznie maszynach papierniczych produkcji europejskiej. Każda taka maszyna to koszt 1-3 miliardów USD. W porównaniu z bazą produkcyjną kartonów w Europie i na świecie, w Chinach mamy XXII wiek.
Same kartony zaczynają upodabniać się mocno do swoich odpowiedników europejskich, a ceny – pomimo silnego dolara – pozostają znacznie niższe. My uzupełniamy ofertę serwisową chińskich fabryk, buforując niestabilność dostaw spowodowaną inną kulturą pracy, a przede wszystkim odległością. Z roku na rok udział naszej firmy w segmencie FBB rośnie, co powinno odpowiedzieć wyczerpująco na zadane pytanie.
n Zing mocno inwestuje również w przestrzeń magazynową – jakie korzyści odniosą z tych inwestycji klienci?
M.S.: W ubiegłym miesiącu zmieniliśmy lokalizację naszego magazynu centralnego, powiększając jego pojemność o około 40 proc. Nowa lokalizacja jest korzystniejsza – jesteśmy tuż przy autostradzie A2 na rogatkach Warszawy, co jeszcze bardziej usprawni obsługę klienta. Wydaje mi się, że akurat ta część naszej działalności funkcjonowała już bez zarzutu i stanowiła swoisty punkt odniesienia dla konkurencji, zatem trudno coś jeszcze znacząco udoskonalić. Większa powierzchnia magazynowa ilustruje nasze plany ekspansji, które muszą na tę chwilę pozostać tajemnicą.
n Jak ocenia Pan aktualną sytuację na rynku poligraficznym? Czy zużycie papieru rośnie i jeśli tak, to w jakich obszarach? Jakie obszary rynku poligraficzno-opakowaniowego są obecnie Pana zdaniem najbardziej rozwojowe?
M.S.: Ostatnie lato przyniosło bardzo głębokie spadki we wszystkich segmentach papieru, łącznie z opakowaniami. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, dlaczego tak się stało. Stagnacja, zmiana strukturalna na rynku reklam, słaba konsumpcja spowodowana różnego typu zagrożeniami, a może wszystkie te negatywne impulsy zbiegły się w lecie i spowodowały spadki rzędu 15-20 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Polski niestety – jak w poprzednich latach – nie ominęły te spadki, więc musi to wzbudzać niepokój, aczkolwiek poczekamy do końca roku i wtedy po jego podsumowaniu wyciągniemy wnioski. Nie spodziewałbym się jednak jakichkolwiek wzrostów konsumpcji papieru w naszym kraju, nawet w tzw. segmencie opakowań.
n Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała Anna Naruszko