W ubiegłym miesišcu opucił prasy Drukarni Naukowo-Technicznej w Warszawie podręcznik historyczny prof. Barbary Bieńkowskiej Ksišżka na przestrzeni dziejów, wydany przez Centrum Edukacji Bibliotekarskiej, Informacyjnej i Dokumentacyjnej im. Heleny Radlińskiej.
Barbara Bieńkowska Đ bibliolog, historyk ksišżki i nauczyciel wielu roczników studentów Uniwersytetu Warszawskiego Đ jest osobš bardzo znanš wród bibliotekarzy i akademików. Najwyższy czas, aby jej postać była rozpoznawana również w naszym poligraficznym rodowisku. Tak może się stać dzięki ostatniej publikacji jej pióra: Ksišżka na przestrzeni dziejów.
Zdawać by się mogło, że prace historyczne nie majš większego znaczenia we współczesnym wiecie elektronicznych technologii, natrętnego marketingu i popiesznego tempa pracy. Całe szczęcie, że tego mniemania nie podziela dyrektor Marek Ugorowski z drukarni DNT na Mińskiej, który dla dzieła życzliwie stworzył preferencyjne warunki produkcji. Niby wiadomo Đ jest ono ăna tematÓ w drukarni dziełowej, ale być może dodatkowo przekonały go słowa ze wstępu do ksišżki Barbary Bieńkowskiej: Żyjemy w latach zasadniczych przemian dokonujšcych się na naszych oczach i częciowo z naszym udziałem niemal we wszystkich dziedzinach politycznych, ekonomicznych, cywilizacyjnych i kulturowych. Zawsze w takich okolicznociach panowały tendencje odwracania się od przeszłoci, traktowanej jako balast, utrudniajšcy marsz ku nowej, wspaniałej przyszłoci. Dopiero póniej, po zachłystnięciu się nowoczesnociš, następowała refleksja, że żadna trwała konstrukcja społeczna nie może powstać ani nie utrzyma się bez fundamentów, które tworzy dziedzictwo historyczne. Tak bywało w różnych przełomowych epokach dziejów, tak też jest obecnie. Wczeniej w krajach wyprzedzajšcych nas pod względem technologicznym, ale również obecnie w naszej trudnej rzeczywistoci toruje sobie drogę zrozumienie, że historia nie jest zbędnym luksusem, lecz nieodzownym składnikiem współczesnoci, a w jeszcze większym stopniu Đ przyszłoci.
To uniwersalne dowiadczenie szczególnie odnosi się do wiata ksišżki. Ksišżka bowiem była i jest nie tylko jednym z podstawowych kanałów komunikacyjnych, narzędziem przekazu informacji i zachowania pamięci, bez którego nie mogłaby funkcjonować żadna zorganizowana społecznoć. Jest również siłš sprawczš uczestniczšcš w formowaniu treci mylenia i działania.
Jak powiedziano na wstępie, dzieło jest księgoznawczym podręcznikiem. Proszę jednak nie wyobrażać sobie, że jest to akademicki elaborat! To napisany żywym i potoczystym językiem rajd przez historię cywilizacji, którego bohaterem jest ksišżka. Ksišżka jako wytwór ludzkiego intelektu, z dużym bagażem problemów jej produkcji i estetyki wykonania.
Mocnš stronš podręcznika jest jego aparat informacyjny: spisy bibliograficzne po każdym rozdziale (oprócz obszernej literatury przedmiotu całego dzieła), słownik terminologiczny, zestawy słownikowych haseł powięconych ważniejszym firmom drukarskim i wydawniczym, bibliotekom, indeks oraz wykaz ródeł ilustracji. Teksty pomocnicze zawdzięczamy Elżbiecie Maruszak Đ ekspertowi z Biblioteki Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Ksišżkę wzbogaca ponad 220 ilustracji, barwnych i czarno-białych. I jakkolwiek zdecydowana większoć z nich jest reprodukcjš z reprodukcji, to dzięki starannoci drukarni wyszły całkiem przyzwoicie. Najlepsze sš oczywicie ilustracje wykonane z materiałów pierwotnych, np. uzyskanych z Wydawnictwa Biblioteki Narodowej.
Ilustracyjnoć jest tutaj rzeczš bardzo ważnš, bo zwykle polskie publikacje na temat historii ksišżki i drukarstwa ukazywały się w zgrzebnej formie Đ z szarymi obrazkami, bez starań należnych tematowi. Np. prace Heleny Szwejkowskiej, Anny Wiercińskiej, Janusza Sowińskiego, a nawet wydana ostatnio w PWN monografia Jana Pirożyńskiego o Gutenbergu wzbudzały w czytelnikach mieszane uczucia, gdy dowiadujšc się z tekstu o estetycznych walorach drukarskich zabytków musieli oglšdać niewydarzone reprodukcje jako przykłady.
Co znajdzie w tej ksišżce prosty nawet drukarz czy też wykształcony poligraf? Przede wszystkim Đ obok rzetelnej i uporzšdkowanej wiedzy Đ znajdzie dumę z własnej profesji, ethos współtwórcy dóbr kultury. Odkryje społecznš rolę i siłę swojego zawodu, a to poczucie towarzyszyć mu będzie nawet wówczas, gdy przyjdzie mu drukować bilety na mecz lub opakowanie mydła.
Opowiadał mi kiedy nieżyjšcy już mistrz typografii Leon Urbański o pewnym zdarzeniu. W latach 60. znana Oficyna Dowiadczalna PSP zorganizowała w Lublinie wystawę swoich druków, głównie akcydensów projektowanych przez artystów i wykonanych z najwyższš starannociš. Kto kiedykolwiek widział perełki typograficzne pochodzšce z tego warsztatu Đ wie, o czym piszę.
Kończył się już wernisaż i powoli robiło się pusto. Urbański zauważył starszego pana, który stał z boku ekspozycji, a z oczu płynęły mu łzy.
Đ Dlaczego pan płacze? Đ zapytał. Đ Chodmy na wino, jeszcze zostało.
Đ Proszę pana, jestem zecerem z małej podlubelskiej miejscowoci Đ odparł tamten. Đ Całe życie składałem nalepki na chleb i paskudne pieczštki. Gdybym wczeniej wiedział, jakie cuda można wyczarować za pomocš czcionek, byłbym innym człowiekiem. Wystarczyłaby sama tego wiadomoć, abym chodził z podniesionym czołem i nie dał się poniewierać.
I cóż tu dodać? A... powinienem, że Mistrz i pieczštkowy zecer z tego frasunku osuszyli wspólnie pozostałe flaszki wina.