Benny Landa, prekursor cyfrowego druku komercyjnego, który w 1993 roku systemem Indigo rozpoczął cyfrową rewolucję poligraficzną, w wielkim stylu powrócił na drupie 2012 z technologią nanograficzną. Śmiało można powiedzieć, że była ona główną atrakcją targów w Düsseldorfie. Prezentacje nowego rozwiązania przyciągały tłumy na 1500-metrowe stoisko firmy Landa Corporation, pomimo że prezentowane na nim maszyny nawet nie drukowały… Wiele mówi to o kondycji branży poligraficznej. Czy jest aż tak źle, że wszyscy niczym zbawienia wypatrują nowej technologii i liczą na cud, czy może Landa rzeczywiście jest wizjonerem i Stevem Jobsem przemysłu drukarskiego, a nanotechnologia to Święty Graal czarnej sztuki?
Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że druk cyfrowy odniósł komercyjny sukces. Jednak spośród 50 bilionów stron drukowanych rocznie na całym świecie zaledwie bilion, czyli 2 proc. realizowanych jest w technologii cyfrowej. Przyczyna? Pomimo wszystkich zalet druk cyfrowy pozostał niekonkurencyjny w stosunku do offsetu w zakresie większości nakładów ze względu na niską prędkość, wąską gamę obsługiwanych podłoży i wysoki koszt zadrukowanej strony. Benny Landa twierdzi, że opracowana przez niego technologia nanograficzna rozpocznie transformację na rynku opakowaniowym, wydawniczym i komercyjnym, ponieważ oferuje połączenie cyfrowej jakości wydruku z offsetową szybkością zadrukowywania podłoża, przy niskich kosztach produkcyjnych. Jak twierdzi Benny Landa, nanografia oferuje najtańszy koszt wydruku w branży poligraficznej!
Marzyciel czy wizjoner?
Urodzony we Wrocławiu Benzion (Benny) Landa jeszcze jako dziecko wyemigrował z rodzicami do Kanady, gdzie zaraził się drukarskim bakcylem pomagając ojcu w prowadzeniu małego studia fotograficznego. Początkowo studiował fizykę, a później także psychologię, literaturę i kinematografię. W 1977 roku powrócił do Izraela i rozpoczął pracę nad technologią cyfrową. Po sprzedaży Indigo firmie HP, w 2002 roku założył firmę Landa Corporation, której celem wcale nie były dalsze prace nad drukiem cyfrowym, ale nad alternatywnymi źródłami energii, które powstrzymałyby globalne ocieplenie. Dziesięć ostatnich lat w równym stopniu co nanografii Benny Landa poświęcił zagadnieniom konwersji energii termicznej. Dla potrzeb prac badawczych wynalazł sposób na tworzenie nanocząsteczek, które – jak odkrył – doskonale sprawdzają się również w druku. Nad nanotechnologią współpracowało około 800 inżynierów z całego świata, przy czym Landa Corporation zatrudnia nieco poniżej 300 osób.
Nic nie mogłem na to poradzić – musiałem powrócić do prac nad technologią cyfrową, to było silniejsze ode mnie, bo jestem od druku uzależniony. Tym bardziej, że zdałem sobie sprawę, iż odkryłem technologię, która zmieni oblicze druku cyfrowego – nieskromnie wyjaśnia Benny Landa. Na stoisku o powierzchni 1500 m2 firma Landa Corporation zaprezentowała sześć maszyn drukujących: arkuszowe S5, S7 i S10 (odpowiednio w formacie B3, B2 i B1 o prędkości maksymalnej od 11 do 13 tys. ark./h) oraz rolowe W5, W10 i W50 (W5 i W10 o szer. wstęgi odpowiednio 560 i 1020 mm dla opakowań i etykiet o prędkości maksymalnej 200 m/min, W50 o szer. wstęgi 560 mm i prędkości 200 m/min przy druku dwustronnym dla rynku wydawniczego i direct mail). Niestety, żadna z tych maszyn nie drukowała podczas targów, prezentowane wydruki zostały wykonane wcześniej, ale mimo to stoisko w hali 9 było jednym z najtłumniej odwiedzanych! Starałem się opóźnić drupę o przynajmniej kilka miesięcy, ale ponieważ się nie udało, postanowiłem mimo to zaprezentować moją koncepcję i zobaczyć, jaki będzie odzew rynku – żartuje Benny Landa. – Już raz popełniłem błąd przy wprowadzaniu technologii Indigo – ponieważ po jej premierze na targach Ipex w 1993 roku zapotrzebowanie na te maszyny było ogromne, po prostu rozpoczęliśmy ich seryjną produkcję, mimo że technologia nie była jeszcze do końca dopracowana. Ucierpieli więc na tym pierwsi jej nabywcy, którzy byli swego rodzaju królikami doświadczalnymi. Maszyn drukujących w technologii nanograficznej nie będziemy testować u naszych klientów, tylko w naszej fabryce do momentu, kiedy będziemy pewni jej jakości i stabilności. Nie zamierzam popełnić ponownie tych samych błędów, choć z pewnością popełnię kilka nowych.
Najbardziej zaskakujący jest fakt, że Benny Landa znalazł już szerokie grono nabywców na swoje maszyny, zarówno w formacie B2, jak i B1! Klienci nie tylko podpisali listy intencyjne, ale również wpłacili wysokie depozyty. Jak zdradził twórca nanografii, największym zainteresowaniem cieszyła się właśnie pierwsza na świecie pełnoformatowa maszyna cyfrowa, zaraz po niej półformatowa oraz system do druku opakowań na podłożach elastycznych. Liczby podpisanych umów nie chciał jednak podać. Czy Benny Landa nie sprzedaje czasem marzeń?
W poszukiwaniu Świętego Graala
Twórca nanografii nie zgadza się z tezą, że tłumy na jego stoisko przyciąga nadzieja na branżowy cud: Osoby, które przychodzą zapoznać się ze szczegółami nanografii, to osoby bardzo techniczne, często zaczynające karierę w poligrafii jako operatorzy maszyn. Kiedy widzą prezentację w moim amfiteatrze, naprawdę rozumieją tę technologię i zaczynają w nią wierzyć. Moim zdaniem prezentacja Landy została przygotowana bardzo profesjonalnie, z wykorzystaniem najnowszych technik audiowizualnych niespotykanych jeszcze w naszej branży, a charyzmatyczna osobowość Landy wpływa na wyobraźnię i porywa tłumy. To doświadczenie w stylu iPada – przykład firmy Apple pokazuje najlepiej, że ludzie potrafią naprawdę oszaleć na punkcie czegoś, co uwielbiają. Interfejs operatora z 3-metrowym ekranem dotykowym wygląda jak ogromny iPad i podobnie do niego działa. Jeśli operator potrafi korzystać z telefonu komórkowego, będzie potrafił obsłużyć nasze maszyny – zapewnia Benny Landa. – Jestem przekonany, że jedna osoba będzie w stanie obsługiwać trzy, może nawet cztery maszyny, przy znacznie mniejszej ilości pracy fizycznej, jaką musi włożyć obecnie w obsługę maszyn drukujących.
Jak już wspomniałam, na stoisku firmy Landa Corporation maszyny stały i robiły wrażenie, ale nie drukowały. Wydruki prezentowane były zwiedzającym za szybą, choć Benny Landa twierdzi, że wystawia błędy takie jak zarysowania, braki punktów itp. na widok publiczny i specjalnie je podkreśla, jako że technologia jest jeszcze daleka od perfekcji: Nanografia to niesamowity proces, ale jeszcze niedopracowany. Jak będzie dopracowany, to rozpoczniemy sprzedaż. Myślę, że potrzebujemy jeszcze roku, może półtora. Jeśli ktoś potrzebuje maszyny teraz, powinien zdecydować się na Indigo. Maszyny Landy zostały zaprojektowane do obsługi nakładów z zakresu pomiędzy 1000 a 10 tys. odbitek – czyli z zakresu, w którym dotychczasowe technologie cyfrowe przestawały być konkurencyjne w stosunku do offsetu. Co odróżnia nanografię od technologii inkjetowej, to fakt, że nanoatramenty (tzw. nanoInk) na bazie wody natryskiwane są na podgrzewany pas transferowy pełniący funkcję obciągu, z którego jest ona odparowywana i nie zostaje przeniesiona na papier. Energia potrzebna jest więc tylko do odparowania wody z pasa, a nie z papieru, co generuje blisko dwukrotnie mniejsze zużycie energii. Temperatura pasa podczas pracy maszyny jest utrzymywana na stałym poziomie i tylko tuż przed transferem jest podwyższana, aby skutecznie odparować wodę. Maszyny inkjetowe zazwyczaj zadrukowują przy pełnej prędkości zaledwie 20-30 proc. pokrycie. 40 proc. pokrycie wymaga już kompromisu w kwestii prędkości ze względu na dużą ilość wody przenoszoną na papier – wyjaśnia Benny Landa. – 60-80 proc. pokrycie jest domeną offsetu, a nasze maszyny z łatwością radzą sobie z pokryciem powyżej 90 proc. Dlatego faktury, proste druki transpromo itp. to nie jest nasz rynek. Nasz rynek to opakowania, magazyny, publikacje komercyjne wysokiej jakości.
Nanozagadka
Zmodyfikowane inkjetowe głowice drukujące do maszyn Benny’ego Landy dostarcza obecnie Kyocera (Landa nazywa je ejektorami), choć twórca nanografii nie ukrywa, że zawsze będzie wykorzystywał najszybsze i najbardziej wydajne głowice na rynku. Nieodłączną część projektu stanowi technologia Landa NanoInk. Jest to atrament na bazie wody, niezawierający żadnych metali ciężkich. Zakłada ona stosowanie pigmentu, którego cząsteczki mają rozmiar zaledwie kilkudziesięciu nanometrów (ludzki włos ma około 100 tysięcy nanometrów szerokości). Jak zapewnia Benny Landa, oprócz niewielkich rozmiarów absorbują one dobrze światło, zapewniając tym samym wysoką jakość wydruku. Ich struktura i rozmiar są ściśle określone, przez co posiadają ustalony połysk. Gwarantują również nanoszenie najcieńszej warstwy nadruku spośród wszystkich technologii na rynku (drukowana za pomocą nanotechnologii warstwa ma około 500 nanometrów grubości – stanowi to około dwukrotnie mniejszą wartość niż w przypadku druku offsetowego), a przecież im cieńsza warstwa farby, tym lepsza postrzegana jakość druku (to światło przechodzące przez nadrukowaną warstwę i odbijające się od papieru tworzy barwę). Z drugiej strony, maszyny Landy mają obsługiwać szeroką gamę podłoży, również niepowlekanych i makulaturowych bez żadnej obróbki wstępnej czy powlekania, na których jakość druku jest zawsze niższa niż na powlekanych. Sekretem nanoatramentu jest eliminacja zjawiska wsiąkania w podłoże – nanopigmenty zatrzymują się na jego powierzchni dając wyjątkowo cienką, ale stabilną i odporną na zarysowania warstwę. Atramenty są dostarczane w formie koncentratu, co częściowo zapobiega zjawisku koagulacji nanocząsteczek (jako że większość roztworów traci stabilność wraz z upływem czasu), poza tym – jak mawia Benny Landa – „nie sprzedajemy wody”. Koncentrat już w maszynie jest mieszany ze zwykłą wodą z kranu, a po opróżnieniu pojemnika z koncentratem może on być wyrzucony do pojemnika z tworzywami sztucznymi przeznaczonymi do recyklingu. Nie ma nic niebezpiecznego w naszych atramentach, są one absolutnie zielonym i bezpiecznym rozwiązaniem, dlatego doskonale sprawdzą się w produkcji opakowań – zapewnia Benny Landa.
Silni partnerzy
Heidelberg, Komori, manroland – to firmy, które jeszcze przed targami drupa podpisały z Bennym Landą umowy o współpracy. Na jej mocy firmy te będą wykorzystywały nanotechnologię we wspólnie stworzonych platformach drukujących. Nabywcy będą więc mieli wybór pomiędzy maszynami Landa, Landa Heidelberg (a właściwie Linoprint), Landa Komori i Landa manroland. Wydaje się zresztą, że prawdziwym celem Landy jest „OEMowanie” technologii i dostawa atramentów, na których tak naprawdę najwięcej zarabiają dostawcy maszyn cyfrowych. W tym celu Landa zbudował już fabrykę atramentu w Izraelu i myśli o kolejnych dwóch – w Ameryce Północnej i w Azji/na Dalekim Wschodzie. Cenimy sobie bliskie kontakty z Komori, który jest naszym dostawcą rozwiązań do obsługi arkuszy papieru w nowych maszynach nanograficznych – stwierdza Benny Landa. – Komori było pierwszą firmą, która miała kontakt z naszą technologią i jako pierwsza podzieliła naszą wizję. Dlatego jestem szczególnie zadowolony, że staje się pierwszym globalnym partnerem strategicznym, z którym będziemy dzielić szanse, jakie daje rynek. Jeśli nawet konserwatywne – wydawałoby się – koncerny offsetowe uwierzyły w sen Landy, to może naprawdę przed nami kolejna rewolucja? Nanorewolucja?