Rocznica Wrzenia 1939 skłania do refleksji nie tylko osoby, którym było dane żyć, pracować i walczyć w tych burzliwych i brutalnych czasach. Wzrost zainteresowania młodych ludzi okresem II wojny wiatowej i okupacji w Polsce jest faktem potwierdzonym przez obserwatorów życia społecznego, a nawet socjologów. Warto więc przypomnieć, że nasze rodowisko zawodowe ma szczególne powody do dumy. W latach 1939-45 polscy drukarze rozwinęli działalnoć poligraŢczno-wydawniczš w skali nigdzie na wiecie niespotykanej.
Po zajęciu naszego kraju hitlerowcy zlikwidowali wszelkš polskš działalnoć edytorsko-drukarskš wprowadzajšc na terenach włšczonych do Rzeszy goebbelsowski system prasowy i wydawniczy. W Katowicach, Poznaniu, Toruniu, Bydgoszczy czy Grudzišdzu powstawały niemieckojęzyczne gazety: ăDer Oberschlesische KurierÓ, ăOstdeutscher ZeitungÓ, ăDeutsche RundschauÓ itp.
W Generalnej Guberni za polskie przedsiębiorstwa wydawnicze i drukarskie zostały przejęte przez Niemców, a zlikwidowanš polskš prasę zastšpiła niemiecka drukowana w języku polskim Đ przez Polaków zwana ăgadzinowšÓ.
Trzy wydawnictwa niemieckie publikowały dla Polaków propagandowo preparowane elementarze oraz literaturę brukowš i agitacyjnš.
Prof. Barbara Bieńkowska (historyk ksišżki) ocenia, że bilansem tych lat (wojny i okupacji) była utrata ok. 85% potencjału drukarsko-wydawniczego. Po wojnie tylko 15 drukarń nadawało się do remontu i dalszej eksploatacji; reszta przestała istnieć. [...] Również straty księgarstwa oceniane sš na 85%. Wiele Ţrm uległo likwidacji. Nieduże raczej księgarnie, które egzystowały poddawane były stałej kontroli i rekwizycjom.
[...] Bezporednie działania wojenne skumulowane głównie w 1939 r. oraz w latach 1944-45 spowodowały tylko częć szkód. Reszta Đ znacznie większa Đ była wynikiem celowej, niszczycielskiej działalnoci okupantów. Postępowanie najedców wobec ksišżki było częciš kompleksowego planu unicestwienia kultury polskiej. Trwałe odcięcie społeczeństwa od ksišżki (i prasy) funkcjonalnej było nadrzędnym celem ideologicznym i politycznym okupantów.
[...] Jednoczenie polscy fachowcy rozwinęli bezprecedensowš działalnoć podziemnš. Nielegalnie, w prymitywnych warunkach wydawali prasę, literaturę informacyjnš, wojskowo-instruktażowš, publicystykę, a nawet beletrystykę. BibliograŢe notujš 1075 pozycji (w 1239 tomach) ksišżek i broszur oraz 1500 tytułów tajnej prasy (nb. różne ródła podajš nieco odmienne dane). Niektóre periodyki osišgały bardzo wysokie nakłady, np. ăBiuletyn InformacyjnyÓ Đ ponad 40000 egz. Rezultaty te okupione były ogromnym ryzykiem i krwawymi represjami.
Korzystajšc z badań prof. Bieńkowskiej czerpiemy z nich konkretne liczby, które zdumiewajš. Szczególnie liczba 1500 tytułów prasowych wprawia wręcz w osłupienie, gdy uwiadomimy sobie brawurowš odwagę redaktorów, zecerów, drukarzy, kolporterów, którym w razie wpadki groziła nieuchronnie okrutna kara: pod cianš mierci, w katowni gestapo lub w obozie koncentracyjnym.
Według szacunków innego historyka, Wiesława Władyki, w latach 1939-44 na ziemiach polskich istniało ponad 300 organizacji Đ albo nowych, albo kontynuujšcych działalnoć od II Rzeczpospolitej. Pierwsze tajne pisma ukazały się już we wrzeniu 1939. Ruch wydawniczo-drukarski podczas okupacji koncentrował się głównie w Generalnej Guberni: w Warszawie (blisko 60%), Krakowie, Radomiu i Lublinie. Na terenach zajętych przez ZSRR wydawano ponad 50 konspiracyjnych czasopism, głównie we Lwowie i w Wilnie.
Pod względem liczby publikacji i organizacji produkcji wyróżniały się jednak organizacje zwišzane z emigracyjnym rzšdem w Londynie. Najważniejszš ich instytucjš były Tajne Wojskowe Zakłady Wydawnicze zorganizowane przez Biuro Informacji i Propagandy (BIP) KG Zwišzku Walki Zbrojnej, póniej Đ Armii Krajowej. Skrót TWZW był znakiem Ţrmowym, którym sygnowano wszystkie wydawnictwa konspiracyjne AK w Warszawie.
TWZW był rozbudowanym i całkowicie zakonspirowanym koncernem wydawniczo-poligraŢcznym zorganizowanym przez Jerzego Rutkowskiego (ăMichała KmitęÓ) pod nadzorem płk. Jana Rzepeckiego z BIP. Organizacyjnie obejmował dwanacie zakładów poligraŢcznych. Wród nich drukarnie: prasowe, dziełowa, obcojęzyczna, offsetowa oraz chemigraŢa, introligatornia, a także nieukończona do czasu powstania drukarnia rotacyjna. Do tego należy dodać służby pomocnicze: łšcznoć, zaopatrzenie, transport, komórkę fałszywej legalizacji itp. Đ wszystko w warunkach tajnoci i przy pomocy technicznej wielu współpracowników.
Drukarnie nazwano warsztatami, a oznaczone były numerami. W praktyce mówiono o nich: ăJedynkaÓ, ăDwójkaÓ, ăTrójkaÓ itd. Warsztaty miały swoje specjalizacje, np. ăJedynkaÓ drukowała tylko dywersyjne publikacje w języku niemieckim (ăenkiÓ), ăDwójkaÓ robiła broszury, w ăDziewištceÓ mieciła się introligatornia.
Warsztat nr 4, czyli ăCzwórkaÓ, był największš drukarniš w konspiracji. Jego produkcja miała charakter masowy. Tutaj drukowano m.in. ăBiuletyn InformacyjnyÓ Komendy Głównej AK pod redakcjš Aleksandra Kamińskiego Đ współorganizatora ăSzarych SzeregówÓ i autora słynnych Kamieni na szaniec tłoczonych również w AKowskiej drukarni.
Michał Wojewódzki (ăAndrzejÓ), kierownik drukarni (m.in. ăCzwórkiÓ) wspomina, że w TWZW obowišzywała zasada: drukarnię organizuje oraz buduje jej załoga i przyszły szef. Strategia ta była elementem daleko posuniętej konspiracji. Nie zawsze jednak było można jš utrzymać, np. znakomity mechanik i konserwator Antoni Woiński (ăKubaÓ) najprawdopodobniej znał wszystkie konspiracyjne drukarnie TWZW. Równie zorientowany był elektrotechnik Bronisław Pstršgowski (ăSebastianÓ), który wszystko podłšczał ăna lewoÓ do przewodów elektrowni i montował różne wietlne albo dwiękowe sygnały ostrzegawcze, czujniki itp.
Zaopatrzenie i dbałoć o techniczne wyposażenie konspiracyjnych drukarń należały do najtrudniejszych problemów organizacyjnych. Nieustanie kto co woził, przenosił, kombinował. Transport materiałów poligraŢcznych i wydawniczych albo gotowych druków odbywał się pod okiem patroli żandarmerii albo kapusiów. Skšd brać papier i farby, jeli nie z kontrolowanych przez okupanta magazynów? Jak załatwiać dokumenty przewozowe? Jak pozorować ăprzykrywkiÓ tajnej działalnoci? We wszystkie te sprawy zaangażowanych było wiele osób, łšcznie z oddziałami ochrony i wywiadu. Niemal każda organizacja polityczna i wojskowa miała własnš drukarnię, a czasem kilka pracujšcych równolegle. Komunici, socjalici, NSZ, Bataliony Chłopskie, piłsudczycy, Stronnictwo Pracy, obóz narodowy Đ wszyscy drukowali. Istniała nawet w dużo trudniejszych warunkach konspiracyjna prasa żydowska. Wiesław Władyka wyliczył, że tylko w samej Warszawie funkcjonowało 150 tajnych drukarń i powielarni.
Koncern TWZW, który zużywał ok. 300 ton papieru rocznie, dysponował siedmioma magazynami składowymi, które nosiły nazwy kolejnych liter: A, B, C... do G. Np. w magazynie ăAÓ przy ul. Towarowej 2 mieciło się zwykle 10 ton oraz maszyny poligraŢczne i częci zapasowe. Do gromadzenia i przechowywania papieru wykorzystywano też legalne miejsca, np. w magazynach znanej Ţrmy przewozowej Węgiełek, gdzie 30-50 ton leżało zwykle wraz z niemieckimi zapasami, albo w oŢcjalnym sklepie papierniczym w pasażu Simonsa, gdzie bywało 40-60 ton.
Magazyn przy Karolkowej miał miejsce na 20 ton papieru i przechowywano tam komplety nowych czcionek. Przypominamy młodym poligrafom, że zasoby pism drukarskich (czcionek i matryc linotypowych) trzeba było odnawiać, ponieważ zużywały się w trakcie drukowania. Dostarczano je przy udziale pracowników mokotowskiej odlewni czcionek Idkowski i S-ka, m.in. Władysława Kucharczyka. Właciciel odlewni Tadeusz Drozdowski po wkroczeniu Niemców do Warszawy w 1939 roku kazał ukryć znacznš częć matryc oraz gotowych czcionek. W 1941 roku Drozdowski został aresztowany przez gestapo za współpracę z konspiracyjnymi drukarniami i pomoc rodzinom przeladowanych pracowników Ţrmy. Zginšł w Owięcimiu.
Istotnš kwestiš wymagajšcš pracy wielu osób i precyzyjnej organizacji był kolportaż. Np. z ăCzwórkiÓ TWZW trzeba był w miesišcu wyekspediować ponad 5 ton gotowych druków. Należało je popakować tytułami, stosownie do ămocy przerobowychÓ poszczególnych punktów odbioru. Drugi etap to praca kolporterów, głównie kobiet zwanych ădromaderkamiÓ, dzięki którym publikacje traŢały do czytelników. Była to praca nieustannie zagrożona ăwsypšÓ.
Konspiracyjne wydawnictwa i drukarnie wydawały ksišżki, broszury wojskowe i instrukcje, plakaty, ulotki literaturę satyrycznš, czasopisma polityczne, kulturalne, społeczne, druki dywersyjne przeznaczone dla niemieckich żołnierzy i wiele innych publikacji. Większoć z nich przechodziła z ršk do ršk i miała wielu czytelników. Sam fakt ukazywania się owych nielegalnych druków miał głęboki sens moralny, ideologiczny. Jedne publikacje krzepiły serca, inne instruowały, jak postępować z władzš, dostarczały rzetelnej informacji, jeszcze inne były wyrazem ostrej politycznej walki o dusze obywateli przyszłej Polski.
Zbrojne działania przeciwko okupantom sš, być może, bardziej efektowne i mocniej podniecajš wyobranię. Jednak codzienna znojna praca (ale i rozmach niektórych działań) także wiadczy o niezłomnej, silnej woli narodu, dšżeniu do przetrwania i odzyskania niepodległoci. Do mnie przemawiajš nawet bardziej niż rzucane granaty i butelki z benzynš. Być może dlatego, że mój ojciec za polskie gazetki ăwylšdowałÓ najpierw na gestapo w cytadeli poznańskiej, a potem w obozie Mauthausen.
Póniej, po czterech dekadach, podobne przedsięwzięcia drukarsko-wydawnicze powtórzš się w latach 80. w PRL. Wówczas jednak warunki działania były dużo mniej niebezpieczne, wręcz komfortowe w porównaniu z okupacyjnymi.