Niewiele jest polskich firm – producentów maszyn, których rozwój przebiega tak dynamicznie jak w przypadku Lesko Engineering. Choć firma istnieje dopiero od 13 lat, jej produkty są znane na całym świecie, a jej renoma pozwala zawierać korzystne partnerstwa z zagranicznymi producentami, co przyczynia się do wzbogacania oferty o innowacyjne rozwiązania i umożliwia realizację istotnych dla rozwoju branży projektów.
Popularne na polskim rynku maszyny Lesko za granicą występują pod marką Grafotronic. To rezultat współpracy ze szwedzką firmą Wasberger.
Firmę Wasberger poznaliśmy na targach Taropak w 2004 roku, gdzie byliśmy wystawcą – tłumaczy Leszek Seroczyński, właściciel Lesko Engineering. – Mieliśmy już wówczas kilka instalacji za granicą, we wschodniej i centralnej Europie. Propozycja Wasbergera była bardzo interesująca; to firma, która działa na rynku od 1971 roku, więc ma duży potencjał i tradycje. Obecnie jest naszym partnerem i dystrybutorem za granicą urządzeń Lesko pod marką Grafotronic. Marka ta była neutralna – nie promowaliśmy w ten sposób żadnej z naszych firm. Współpraca układa się bardzo dobrze i myślę, że jej rezultaty są bardzo pozytywne. Mam tu na myśli nie tylko sprzedaż urządzeń, ale także pomoc naszego partnera w formie badań rynku i nowych tendencji w branży.
My zajmujemy się produkcją maszyn i ich sprzedażą na rynku polskim, przy wsparciu firmy System P, z którą również mamy układ partnerski.
Ostatnio Lesko Engineering zainicjował kilka bardzo ciekawych projektów. Jeden z nich jest realizowany wspólnie ze szwajcarską firmą Gyger, która skonstruowała głowicę do nanoszenia pisma Braille’a metodą cyfrową inkjet. Pierwszy kontakt obu firm miał miejsce za pośrednictwem Wasbergera, podczas realizacji dużego projektu dla firmy produkującej etykiety farmaceutyczne w Szwecji (o którym będzie mowa w dalszej części artykułu). Tam właśnie została zainstalowana pierwsza na świecie taka głowica. Obecnie realizujemy wspólnie projekt maszyny dedykowanej do aplikowania pisma Braille’a na etykietach metodą cyfrową. Będzie to najprawdopodobniej produkt wspólny; jeszcze nie ustaliliśmy, pod jaką marką pojawi się na rynku – myślę, że może to być nowa, trzecia już marka – mówi żartobliwie Leszek Seroczyński. Prezentacja tego produktu będzie miała miejsce prawdopodobnie w Szwajcarii we wrześniu br.
Kolejny projekt to także dzieło wspólne, tym razem z holenderską firmą Rietstack, a dotyczy sztancowania offline etykiet typu IMD. Tutaj też jesteśmy na etapie zamykania projektu – urządzenie jest już gotowe i przechodzi obecnie fazę testów w Holandii. W tym przypadku także nie zostało jeszcze ustalone, pod jaką marką będzie sprzedawane – przyznaje właściciel Lesko Engineering.
Kwestia używania różnych marek powoduje, że nie wszyscy kojarzą np. maszyny Grafotronic z polskim producentem. Zdarza się podczas targów branżowych, że zwiedzający widząc taką maszynę są zaskoczeni: przecież to polska maszyna Lesko, mam taką samą; dlaczego nazywa się inaczej?
Ale te maszyny konstrukcyjnie i pod każdym względem są identyczne; nie robimy „wersji eksportowych” na rynki zagraniczne. Dopiero na ostatnim etapie przy umieszczaniu tabliczki znamionowej produkt staje się maszyną Lesko albo Grafotronic. Różnice wynikają jedynie z indywidualnych potrzeb zamawiającego – zapewnia Leszek Seroczyński. – Staramy się robić dobrą robotę, a nie pokazywać siebie, choć może trochę szkoda. Naszym celem jest, mówiąc nieco górnolotnie, osiągnąć nie pozory wielkości, ale prawdziwą wielkość. Czy nam się to udaje – nie wiem; staramy się.
O tym, że się udaje, świadczą osiągnięcia firmy, w tym ostatni duży projekt realizowany dla jednej z największych drukarń w Szwecji zajmującej się etykietami farmaceutycznymi. Jak mówi L. Seroczyński, jest to bardzo wymagający rynek, gdzie liczy się przede wszystkim precyzja – nie ma miejsca na kompromisy. Ta firma zleciła nam realizację maszyny do finishingu etykiet farmaceutycznych, która wykonuje bardzo precyzyjną, 100-procentową inspekcję, nanosi pismo Braille’a, numeruje etykiety. Występowaliśmy jako główny wykonawca i zajmowaliśmy się też integracją urządzeń wielu firm takich jak głowica Gygera do Braille’a czy czytnik do inspekcji japońskiej firmy Nikka. Dla zobrazowania skali projektu powiem, że nasza standardowa maszyna ma 1,5 m długości, natomiast tamta liczy 7 m. Maszyna pracuje od marca br. i klient jest zadowolony – twierdzi, że pozwoliła mu ona zwiększyć wydajność 5-krotnie w stosunku do podobnych maszyn duńskiego producenta, które posiada.
Warto tu podkreślić, że urządzenia Lesko Engineering to nie masowa produkcja: każda maszyna jest budowana wg zapotrzebowania konkretnego klienta, są więc stosunkowo drogie. Bardzo ważne jest przy tym zaufanie klientów, ponieważ maszyna powstaje za ich pieniądze, a rezultat jest nie do końca pewny – zwłaszcza w przypadku nowych projektów. Klienci jednak nam ufają – podkreśla właściciel Lesko. – Tak zaufała nam np. szwedzka firma wierząc, że zbudujemy to, co jest jej potrzebne i firma Gyger, która wybrała nas jako partnera do tego projektu.
Jak mówi L. Seroczyński, na temat rozwiązania Gygera prowadzone są już rozmowy także z kilkoma polskimi firmami, ponieważ od października br. będzie obowiązywał wymóg umieszczania informacji Braillem na każdej etykiecie farmaceutycznej.
U większości znaczących polskich producentów etykiet pracują maszyny Lesko, w wielu firmach nawet po kilka. Mamy kilkakrotne instalacje u bardzo wymagających klientów. Jedna z ostatnich miała miejsce pod koniec lipca w dużej drukarni z Białegostoku; była to już piąta maszyna Lesko u tego producenta. Myślę, że z naszymi maszynami przyczyniamy się do sukcesu wielu firm, które zaczynały bardzo skromnie, podobnie jak my. Pamiętam, jak naszą pierwszą maszynę z trudem wciskaliśmy do małego garażu firmy, która miała dopiero pomysł na działalność – wspomina właściciel Lesko. – Teraz dysponuje halami o pow. 2000 m2, nowoczesnymi maszynami i kupuje od nas kolejne urządzenia.
Dorobek Lesko Engineering to ok. 100 instalacji w Polsce i 130 za granicą. Maszyny są wysyłane do różnych krajów, czasem bardzo egzotycznych jak np. Bangladesz, a także do Ameryki Płd., Afryki i oczywiście Europy, w której nie ma kraju, gdzie nie pracowałyby urządzenia polskiego producenta. Praktycznie co tydzień jedna maszyna jedzie do klienta.
Firma przeżywała trudny okres w ub.r. w związku z kryzysem i ograniczeniem inwestycji, ale w 2010 „złapała oddech”, jak mówi jej właściciel, choć zastrzega, że nie wie, czy będzie to taki rok jak najlepszy 2008, kiedy zbudowano 60 maszyn (w pierwszym roku działalności – 2002 – było ich 4). Unowocześniamy naszą produkcję. Maszyny, które teraz wykonujemy, są dużo bardziej zaawansowane technologicznie, wymagają dłuższego cyklu projektowania i produkcji, tak więc wskaźnik liczby maszyn nie do końca odzwierciedla to, co robimy. Staramy się być raczej twórcą technologii niż wykonawcą. Zwiększył się nasz potencjał projektowy – z 2 do 4 projektantów, choć ogółem zatrudnienie nieco spadło (z ponad 30 osób do 26), ale też zmienia się radykalnie jakość pracowników. Myślę, że stajemy się firmą, która przestaje być tylko zakładem produkcyjnym; staramy się nie sprzedawać maszyn, lecz rozwiązania.
Podstawowe linie produktów to przewijarko-wykrawarki serii RLS oraz przewijarki inspekcyjne serii SKD. Nowościami w ofercie są: linia Pharmaline do finishingu, konfekcjonowania i inspekcji etykiet farmaceutycznych; wykrawarka offline do etykiet IMD oraz maszyna do aplikowania napisów w języku Braille’a.
Firma na razie mieści się na wynajętym terenie, ale już rozpoczęła nową inwestycję. Duży, nowoczesny obiekt powstaje około 10 km od Radzymina, przy trasie do Białegostoku, na powierzchni 1400 m2, z czego ok. 1000 m2 zajmie produkcja, a 400 m2 – administracja. Nowa siedziba powinna być gotowa na koniec 2011 r. IZ
Artykuł sponsorowany