Dawno temu, kiedy byłem uczniem podstawówki, a ludowa władza tłumaczyła społeczeństwu, że w kiszonej kapucie jest tyle samo witaminy C co w cytrynach, zdarzało mi się od czasu do czasu zapadać na zdrowiu. Przymusowe leżenie wypełniałem sobie chętnie czytaniem. Jednš z moich ulubionych lektur był gruby, ciężki tom Małej encyklopedii powszechnej PWN w twardej niebieskiej oprawie. Zwykle otwierałem tę księgę na chybił-trafił i czytałem to, co mi się akurat rzuciło w oczy. Korzyciš z takiego przeglšdania encyklopedii było poznanie sporego zasobu słów (niezależnie od ich rozumienia), szczególnie tych niezbyt powszechnie używanych.
Jak podaje encyklopedia, encyklopedia to ăwydawnictwo informacyjne zawierajšce zbiór wiadomoci ze wszystkich dziedzin wiedzy (e. ogólna, uniwersalna, powsz.) lub jednej dziedziny, epoki, terytorium itp. (e. specjalistyczna, tematyczna), w układzie alfabetycznym lub rzeczowymÓ, albo inaczej: ădzieło dajšce zbiór wiedzy z różnych dziedzin (encyklopedia powszechna) w postaci zwięzłych artykułów informacyjnych (haseł), ułożonych z reguły alfabetycznie. Także encyklopedie dotyczšce wybranej dziedziny (specjalistyczne). Ich forma zależy również od adresata, np. bywajš encyklopedie dla dzieci i młodzieżyÓ. Niektóre encyklopedie, zwłaszcza specjalistyczne lub tematyczne, majš pełnić funkcję edukacyjnš, zawierajšc stan aktualnej wiedzy na okrelony temat. Uniwersalne kompendium wszelkiej wiedzy jest dzi nie do pomylenia. Rozwój nauki jest zbyt szybki i zbyt obfite przynosi efekty, by dało się je w rozsšdnym czasie ujšć w zamkniętej formie. Większoć wydawnictw tego rodzaju o profilu ogólnym to raczej leksykony lub słowniki encyklopedyczne Đ zbiory krótkich definicji i podstawowych danych. O takich też będzie mowa poniżej.
Wiedza zapisana w encyklopediach i leksykonach stanowi zbiór informacji rozproszonych tematycznie, powišzanych zarazem rozmaitymi zależnociami. Z punktu widzenia informatyki można jš traktować jako rozbudowanš, relacyjnš bazę danych. Owe wzajemne odniesienia pomiędzy poszczególnymi hasłami sprawiajš, że zawartoć encyklopedii ma wyranš strukturę hipertekstowš. Nic zatem dziwnego, że znakomicie sprawdza się w rodowisku cyfrowym, o ile zostanie odpowiednio przygotowana: poindeksowana, wyposażona w hipertekstowe odnoniki oraz rozbudowane mechanizmy wyszukiwania. O ileż łatwiej wpisać do okienka wyszukiwania hasło, a potem ewentualnie klikać na pojawiajšce się linki, prowadzšce do kolejnych odnoników, niż wertować tam i z powrotem kolejne tomy wydania papierowego.
Łyk historii
Choć dzieje encyklopedii można liczyć nawet na dwa tysišclecia, historycznie najbardziej znanym wydawnictwem tego typu jest bez wštpienia Wielka encyklopedia francuska Đ ăencyklopedia albo słownik rozumowany nauk, sztuk i rzemiosłÓ Đ jak głosi w przekładzie jej podtytuł. Było to największe naukowe i kulturalne przedsięwzięcie epoki Owiecenia. Ukazywała się przez trzydzieci lat od połowy XVIII wieku.
Mniej więcej w tym samym czasie na gruncie rodzimym ksišdz Benedykt Chmielowski wydał Nowe Ateny, będšce w zasadzie encyklopediš, tyle że w mniejszym stopniu opartš na obiektywnym podejciu naukowym, bardziej za prezentujšcš wiedzę, erudycję i zapatrywania autora. Jak powiada we wstępie: ă (...) Mšdrym przypominam, niedouczonych nauczam, ciekawych kontentuję. Wiele wykładam słów i rzeczy, żeby mi zadawszy Czytelnik owo: Et quo modo possum intelligere, si non aliquis ostenderit mihi?, nie szperał explikacyi po Lexikonach, Dikcionarzach, lecz tu miał zupełnš dla siebie in verbis & rebus informacjšÓ. Jedne hasła omówione tu zostały doć obszernie, wród nich zagadnienia magii czy upiorów, inne za mocno skrótowo. Przykładem tego ostatniego jest ów często przywoływany koń, który ăjaki jest, każdy widziÓ (na pomieszczonej ilustracji).
W wiekach następnych encyklopedie odgrywały ważnš rolę w edukacji i wszelkich pracach umysłowych. Stały dumnie na półkach większoci bibliotek, zarówno publicznych, jak i prywatnych. Ukazanie się kolejnego wydania bywało ważnym wydarzeniem kulturalnym. Czasem mieszała się do sprawy ideologia powodujšc, że zakręty historii omieszały ideę kompendium wiedzy prawdziwej i obiektywnej. Na przykład po niektórych zmianach w aparacie władzy dodrukowywano nowe, aktualnie słuszne poprawki, które należało wkleić do encyklopedii w miejsce tych, które słuszne być przestały. Generalnie rzecz ujmujšc, publikowanie encyklopedii było wielkim, długofalowym przedsięwzięciem wydawniczym, traktowanym zazwyczaj bardzo poważnie, także od strony merytorycznej.
Wiek XXI
Dzisiejszy wiat jest już trochę inny. Opasłe księgi encyklopedii i leksykonów nie budzš takiego respektu, jak kiedy. Dla kogo w miarę obeznanego z komputerem, kto posłużył się raz i drugi encyklopediš albo słownikiem w wersji elektronicznej, sięganie do wydań papierowych staje się zbyt męczšce i czasochłonne. Choćby przy pisaniu tego tekstu Đ jakšż wygodę dajš mi elektroniczne słowniki języka polskiego, wyrazów obcych i angielsko-polski, dostępne natychmiast Đ wystarczy jedno kliknięcie. Gdybym ich nie miał w komputerze, może jeszcze bym sięgnšł do podręcznej półki z ksišżkami, ale pójć do biblioteki po jedno czy dwa słowa już by mi się raczej nie chciało.
Obserwacje z krajów wysoce skomputeryzowanych pokazujš, że wród uczšcej się młodzieży korzystanie z papierowych wydań encyklopedii stało się rzadkociš. W przeważajšcej większoci bibliotek można skorzystać z komputera, elektronicznych encyklopedii i słowników, a często również z Internetu. Podobnie w domu. Wydania cyfrowe sš przy tym tańsze niż ich tradycyjne odpowiedniki, a w nieco okrojonych wersjach często dostępne w Sieci. Nic więc dziwnego, że od czasu pojawienia się CD-ROMów sprzedano więcej wersji elektronicznych niż papierowych w cišgu poprzednich 200 lat.
Wersje elektroniczne wydawnictw typu encyklopedycznego majš jeszcze jednš istotnš przewagę nad tradycyjnymi. Prócz treci tekstowych i ikonograficznych mogš zawierać elementy dwiękowe i sekwencje wideo, czyli Đ jak to się zwykło dzi okrelać Đ multimedia. Czytajšc więc na przykład o muzyce można od razu posłuchać dwięków, o których mowa w tekcie, a przy suchej informacji na temat lšdowania pierwszego człowieka na Księżycu zobaczyć, jak ten ămały krok człowieka, wielki krok ludzkociÓ wyglšdał na ekranach telewizorów w transmisji na żywo.
Drogi na rynek
Rozpowszechnienie nowych technologii sprawiło, że na rynek encyklopedycznych wydawnictw multimedialnych weszli gracze dwojakiego rodzaju. Z jednej strony, co oczywiste, tradycyjni wydawcy. Dysponujš zawartociš, którš we współpracy ze specjalistami od komputerów, oprogramowania i multimediów przyoblekajš w bardziej nowoczesnš formę. Z drugiej strony pojawiajš się firmy wywodzšce się z branży IT, które majš w ręku technologię, treć za muszš zbudować lub kupić. Stworzenie zawartoci dobrej encyklopedii wymaga wielkich zasobów wiedzy, dowiadczenia i pracy, te za zdobywa się całymi latami. Dlatego firmy z branży informatycznej stosujš najczęciej drugš z wymienionych metod pozyskiwania treci.
Klasycznym przykładem firmy pierwszego rodzaju jest Britannica, wzorzec wydawnictwa encyklopedycznego na rynku anglojęzycznym. Oprócz drukowanej wydaje też wersję multimedialnš, zaopatrzonš w mechanizmy wyszukiwania i wiele innych udogodnień, oferowanych przez technologie cyfrowe. W warstwie treciowej jest bardzo uniwersalna, zachowujšc przy tym charakter raczej akademicki niż popularny. Misję twórców Britanniki można okrelić jako dostarczenie jak najpełniejszej i najlepiej ugruntowanej wiedzy na każdy omawiany temat.
W drugiej grupie jednym z pierwszych był Đ oczywicie Đ Microsoft. Gigant z Redmont postanowił wykorzystać fakt, że oprogramowanie edukacyjne, a więc i elektroniczne encyklopedie, znacznie podnoszš w oczach użytkowników wartoć domowego sprzętu komputerowego. W roku 1993 ukazała się więc Encarta Đ produkt multimedialny oparty na drukowanej encyklopedii wydawnictwa Funk and Wagnall, od tego czasu stale rozwijany i doskonalony. Cel jej wydania miał przede wszystkim dalekosiężny charakter marketingowy. Chodziło o wzrost sprzedaży komputerów domowych i oprogramowania. Jak wynikało bowiem z badań rynku, dostępnoć encyklopedii multimedialnej podnosiła w oczach użytkowników ich wartoć i atrakcyjnoć. Encarta jest treciowo płytsza niż Britannica, ma jednak lepsze mechanizmy wyszukiwania, zawiera elementy rozrywki, a także Đ co istotne Đ jest znacznie tańsza. Założeniem jej twórców jest dostarczenie, przede wszystkim młodemu użytkownikowi, informacji pomagajšcych szybko i łatwo znajdować odpowiedzi na rozmaite, nie nazbyt głębokie pytania.
Jest jeszcze jedna istotna różnica między Britannikš i Encartš. Pierwsza ogranicza się do angielskiego obszaru językowego i kulturowego, podczas gdy druga ma swoje ăzlokalizowaneÓ odmiany w kilkunastu krajach wiata. Owa ălokalizacjaÓ polega nie tylko na przekładzie językowym, lecz obejmuje również dostosowanie treci do lokalnej kultury, tradycji oraz systemu edukacyjnego. Efekty bywajš zaskakujšce. Jednym z przykładów niezgodnoci poszczególnych wersji lokalnych może być hasło ătelefonÓ. W wersji amerykańskiej napisano, że skonstruował go A. G. Bell, wynalazca amerykański. Tego samego Bella wersja brytyjska okrela jako wynalazcę pochodzenia szkockiego, za z włoskiej dowiadujemy się, iż twórcš telefonu był Antonio Meucci. Tego rodzaju podejcie do informacji, bšd co bšd historycznej i naukowej, być może mile łechce dumę tego czy innego narodu, wydaje się jednak nie mieć wiele wspólnego z obiektywnš wiedzš, której oczekiwalibymy od godnej tego miana encyklopedii.
Nasze podwórko
Na rynku krajowym niekwestionowanym liderem encyklopedyzmu jest od lat PWN. Podobnie jak Britannica, encyklopedie, leksykony czy słowniki tej oficyny szły drogš od papieru do multimediów. Podobny też noszš charakter Đ wydawnictw podajšcych informacje możliwie pełne, podbudowane naukowo i sprawdzone, godne więc zaufania, a jednoczenie tršcšce nieco suchym podejciem akademickim. Multimedialna Nowa encyklopedia powszechna PWN, choć kosztuje niemało, jest i tak znacznie tańsza od odpowiadajšcego jej wydania papierowego.
W konkurencji z PWN swych sił próbujš Onet.pl (multimedialna encyklopedia Fogra; ăw prezencieÓ także skrócona Britannica), De Agostini (Omnia w pakiecie m.in. ze Słownikiem wyrazów obcych Kopalińskiego i atlasem wiata), Optimus Pascal oraz Cartall. Jest też Encarta, ale w wersji angielskiej, więc poza konkurencjš. Sš one wzorowane raczej na produkcie Microsoftu niż na Britannice. Większoć haseł jest sformułowana skrótowo i ogólnikowo, co zaspokaja potrzeby uczniów podstawówek i gimnazjów czy rozwišzywaczy krzyżówek. Oferujš przy tym bardzo ăprzyjazny dla użytkownikaÓ interfejs i rozbudowane gadżety multimedialne, podnoszšce atrakcyjnoć użytkowania. Sš też tańsze od produktu PWN.
Nasze tradycje encyklopedyczne datujš się od wspomnianych wczeniej Nowych Aten ks. Chmielowskiego. Podtytuł tego dzieła: ăakademiia wszelkiej sciencyi pełna, na różne tytuły jak na classes podzielona, mšdrym dla memoryjału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki, melankolikom dla rozrywki erygowanaÓ z powodzeniem można przypisać także współczesnym encyklopediom o charakterze powszechnym. wiat cyfrowy, z jego możliwociami multi- i hipermedialnymi, jest dla nich doskonałym ărodowiskiem naturalnymÓ. Sukces rynkowy w tej dziedzinie zależy nie tyle od techniki czy technologii, ile od zapotrzebowania na wiedzę. To za powinno być rozbudzane przez szkołę i pielęgnowane przez całe życie, jeli chcemy dotrzymać kroku wiatu, ewoluujšcemu ku Cywilizacji Wiedzy.
pm@wroclaw.com