Pomysł na etykiety
6 Dec 2016 14:46

WDH SA, czyli Warszawski Dom Handlowy, to jedna z najbardziej znanych i prężnych drukarń etykietowych działających na rynku już od blisko 17 lat. Kapitał firmy jest w 100% polski; jej założycielami i właścicielami są Andrzej Piątkowski oraz Mirosław Szczęsny. Od początku br. WDH ma nową siedzibę w Ożarowie, w obiektach po dawnej fabryce kabli. O powodach tej przeprowadzki oraz najnowszych projektach firmy rozmawiam z Andrzejem Piątkowskim, prezesem zarządu i współwłaścicielem WDH. Poligrafika: Już 2 lata temu w wywiadzie dla naszego magazynu, którego udzielił dyrektor ds. handlu Andrzej Kobyliński, była mowa o planowanej przeprowadzce. Kiedy faktycznie ona nastąpiła? Andrzej Piątkowski: Przenieśliśmy się do nowego obiektu w styczniu br., natomiast instalacje maszyn i infrastruktury produkcyjnej trwały od listopada ub.r. To zrozumiałe, że nie można przenieść wszystkich maszyn jednocześnie, ponieważ trzeba zachować ciągłość produkcji. To nasza druga przeprowadzka, więc mamy już pewne doświadczenie. P.: Co zadecydowało o wyborze nowej lokalizacji? Czy wiązało się to z jakimiś problemami? A.P.: Były dwa powody. Po pierwsze - nasze stare pomieszczenia w Międzylesiu były zdecydowanie za małe; ich łączna powierzchnia wynosiła ok. 2500 m2, a tutaj jest 4600 m2. Po drugie - nie było tam możliwości rozwoju; trzeba by wynajmować kolejne pomieszczenia. Dodatkowo tutaj przy zakupie uzyskaliśmy karencję podatkową. Był to bardzo dobry interes, bo gdybyśmy chcieli taki budynek wybudować od podstaw, koszty byłyby o kilkadziesiąt procent wyższe. Tu już była podstawowa infrastruktura energetyczna i dojazdowa. Mile nas zaskoczyły konstrukcje, zwłaszcza dachu - budynek został bardzo porządnie wykonany. Ze zmianą lokalizacji łączyły się jednak kłopoty kadrowe: w Międzylesiu działaliśmy przez 12 lat, ludzie też byli związani z tamtą siedzibą. Część pracowników w ogóle się nie przeniosła do Ożarowa, a część postawiła warunki finansowe, które musieliśmy spełnić. Obecnie, po ponad półrocznej obecności w tym miejscu, tworzymy nowy zespół złożony jednak w większości ze starych pracowników. Zatrudniamy około 85 osób. Jak na naszą branżę to niedużo, ale korzystamy w dużym stopniu z outsourcingu, np. przygotowalnię oddaliśmy poza firmę rezygnując z jej rozwijania i pozostawiając sobie tylko minimalne wyposażenie. Uważamy, że firma takiej wielkości jak nasza nie może sobie jeszcze pozwolić na bardzo nowoczesną, kosztowną przygotowalnię z systemem CtP, który wg naszych szacunków wykorzystywalibyśmy w mniej niż 50%, a świadczenie usług nie wchodzi w grę. No, chyba że na wrześniowych targach Labelexpo zostaną zaprezentowane nowe rozwiązania, odpowiedniejsze do naszych potrzeb. Muszę dodać, że jeździmy na niemal wszystkie targi naszej branży w Polsce i na świecie, gdzie bywa sporo lokalnych producentów z ciekawymi pomysłami. P.: A propos: na waszych stronach internetowych można znaleźć hasło: „Drukarnia z pomysłem”. Jak mógłby Pan je wytłumaczyć? A.P.: Zawsze staramy się mieć nowe pomysły, ponieważ innowacyjność to jedyna cecha, którą można sprzedawać ciągle. Uważamy ją za stały element uzyskiwania przewagi rynkowej, bo firma jakoś nie potrafi uzyskać przewagi kosztowej. P.: Czyli nie walczycie ceną? A.P.: Absolutnie nie. Jeżeli w grę wchodzą duże kontrakty - a jesteśmy dostawcami takich firm jak Procter & Gamble, Colgate, Avon czy Benckiser - to wyścig cenowy nie ma sensu. Poza tym oferowanie najtańszego produktu powoduje degradację techniczną firmy: lider kosztowy nigdy nie jest liderem innowacji, ponieważ nie wypracowuje odpowiednio dużej marży. My postawiliśmy na innowacyjność. P.: Do tworzenia innowacyjnych produktów niezbędny jest odpowiedni park maszynowy. Jakimi maszynami dysponujecie? A.P.: To oczywiste, że innowacyjność musi być wspierana przez jakość (w tym wypadku druku). Stawiamy na bardzo wysublimowanych klientów i wysublimowane produkty. Obecnie mamy 7 linii produkcyjnych; są to maszyny Nilpetera i kanadyjskiej firmy ETI. Przypomnę, że mamy wyłączność na stosowanie maszyn ETI-Cohesio na terenie Polski i Ukrainy. Uważamy również, że sposobem na wyróżnienie się firmy na rynku jest dywersyfikacja technologii produkcji, dlatego też nasza ostatnia inwestycja to zainstalowana w grudniu ub.r. maszyna offsetowa z asynchronicznymi silnikami najnowszej generacji Nilpeter MO 3330. W Polsce są zaledwie 2-3 takie urządzenia. P.: Czy zatem przewidujecie Panowie także inwestycję w druk cyfrowy? A.P.: Owszem. Na razie współpracujemy w tym zakresie z innymi firmami, ale myślimy o zakupie własnego urządzenia, choć ubiegły rok był dla nas rokiem ogromnych inwestycji: hala, maszyna offsetowa - wydaliśmy blisko 15 mln PLN. Jednak w planie inwestycyjnym WDH druk cyfrowy jest uwzględniony. P.: Czy zmienił się asortyment wyrobów firmy? A.P.: Podstawowy asortyment, którym są różne rodzaje etykiet samoprzylepnych na podłożach papierowych i foliach, nie uległ zmianie, rozwinęliśmy natomiast kilka produktów własnych na bazie technologii ETI. Rozwijamy etykiety wielostronicowe (do 5-stronicowych włącznie) według własnej technologii, przymierzamy się też do bookletów, które są naturalnym rozwinięciem tej koncepcji. Warto tu podkreślić, że z inicjatywy mojej i wspólnika udało nam się w ub.r. zawiązać coś w rodzaju międzynarodowego porozumienia pod nazwą ETI-Cohesio Group. Tworzą je użytkownicy tej technologii convertingowej - 17 firm na całym świecie - którzy wymieniają się technologiami i rozwiązaniami. Mój wspólnik Mirosław Szczęsny jest prezesem tej grupy. Spotykamy się dwa razy w roku, najbliższe spotkanie odbędzie się w Brukseli podczas Labelexpo. P.: Jakie są średnie nakłady produkowanych przez was etykiet? A.P.: Z roku na rok mniejsze, jak w całej branży, ale widoczne jest coraz większe różnicowanie odbiorców i do tego dopasowujemy firmę. P.: Rozwijacie też narzędzia elektroniczne? A.P.: Tak, są to narzędzia do współpracy z klientami bądź do zarządzania firmą (kolejna wersja systemu Printmanager). Pierwszy program elektroniczny był stosowany w firmie już w 1994 roku. P.: Czy WDH współpracuje z innymi drukarniami? Na świecie drukarnie się łączą... A.P.: Ja również jestem mocno przywiązany do tej idei. Pierwsze propozycje łączenia się składaliśmy firmom z naszej branży o podobnej wielkości już 10 lat temu. Wraz ze wspólnikiem byliśmy wówczas właścicielami Zakładów Opakowań Drukowanych w Złotowie, późniejszej firmy Olimp-Flex; kupiliśmy ją w 1995 r., w 2000 sprzedaliśmy ją BP, teraz należy do koncernu Alcana. Wprowadziliśmy tam nowoczesną bazę produkcyjną i myśl technologiczną; był to nasz sukces, ponieważ przejęliśmy ją, kiedy zajmował się nią już syndyk, i wprowadziliśmy ją do I ligi poligraficznej. Zauważyliśmy wówczas, że branża poligraficzna jest bardzo kapitałochłonna: przy każdej kolejnej inwestycji zwiększa się jej poziom, co powoduje, że inwestująca firma nie jest w stanie rozwijać się organicznie, należy więc się łączyć bądź pozyskiwać kapitał z zewnątrz. Uważnie śledzimy rozwój rynku europejskiego i światowego i widać, że żadna z wielkich firm sieciowych nie powstała w sposób organiczny, bo to po prostu niemożliwe. W swojej historii ma element rozwoju organicznego, a potem następuje dofinansowanie, np. poprzez giełdę bądź wejście funduszu inwestycyjnego, i wtedy kupuje inne firmy, aby się rozwijać. Taką ścieżkę proponowałem kilku drukarniom: łączmy się, wchodźmy na giełdę, zdobywajmy kapitały Đ niestety bez powodzenia. Chcielibyśmy też zachęcić innych, bo niedawno przestało istnieć Stowarzyszenie Polskich Producentów Etykiet Samoprzylepnych, które liczyło 20 członków, w tym 4-5 aktywnych. Należeliśmy do niego od 1993 r., jednakże nie było wymiernych korzyści z tej przynależności, tak jak to jest w przypadku Finat będącego bardzo prężną organizacją. Myślę, że nasza sekcja będzie funkcjonowała w Zrzeszeniu Polskich Fleksografów, choć my np. mamy już i flekso, i offset, a za chwilę jeszcze dojdzie druk cyfrowy i nie wiadomo, która z tych technologii w ciągu najbliższych lat stanie się wiodącą. Generalnie sądzę, że największą szansę mają stowarzyszenia europejskie, bo rynek obecnie jest europejski; w przetargach lokalnych startują firmy z różnych krajów. P.: Czy WDH jest obecny także na rynkach europejskich? A.P.: Oczywiście; obecnie eksport do takich krajów i regionów jak Niemcy, Austria, Węgry, Skandynawia, Benelux stanowi ponad 20% ogółu naszej produkcji i planujemy jego wzrost przynajmniej o połowę. Będzie to wzrost naturalny, ponieważ pracujemy na tych rynkach z wielkimi klientami. P.: Kogo postrzegacie jako największą konkurencję? A.P.: Największy konkurent to firma Skanem, obecna także w Polsce, ze względu na skalę działania i czerpanie wiedzy z kilku rynków. Rynek polski jest w ogóle trudny do konkurowania, ponieważ istnieje tu dużo firm średniej wielkości, prężnie działających, dysponujących nowoczesnymi technologiami nieustępującymi zagranicznym i chcąc z nimi wygrać, trzeba mieć sporo atutów. Firmy światowe mają przewagę wynikającą przede wszystkim z wolumenu zleceń i funkcjonowania na wielu rynkach. Naszą przeciwwagą jest wspomniana tu ETI-Cohesio Group; obecnie mamy już ok. 1,5 tys. zrealizowanych prób, z których powstało kilkaset projektów i kilka stanowi podstawę naszej działalności. P.: W 2006 roku wyprodukowana przez WDH etykieta szamponu Avon została nagrodzona przez Finat. A.P.: Jako pierwsza polska drukarnia (kapitał polski i produkt wykonany w Polsce) uzyskaliśmy najwyższą nagrodę w dziedzinie etykiet kosmetycznych. Była to 6-kolorowa etykieta typu non label look, drukowana na folii techniką flekso. P.: Życzę takich nagród jak najwięcej. Dziękuję za rozmowę.