„Połączenie kryzysu bankowego i klasycznej recesji powoduje obecnie poważny kryzys o zasięgu światowym. Jednakże środki podjęte w celu wsparcia banków takie jak obniżka stóp i inne podobne, mające przywrócić równowagę ekonomiczną, nie odnoszą oczekiwanych skutków. Spodziewam się, że recesja osiągnie szczyt latem br., a pierwsze oznaki lekkiej stabilizacji będą widoczne przed końcem roku.”
Tak mówił Peter Vanden Houte, ekonomista brukselskiego ING i prezes komisji ekonomicznej FEB (Zrzeszenia Przedsiębiorstw Belgijskich) podczas dorocznego zgromadzenia Febelgra (Federacji Belgijskiego Przemysłu Poligraficznego).
Peter Vanden Houte rozpoczął od stwierdzenia, które mogą podzielać także liczne zakłady poligraficzne, nie tylko w Belgii: banki wstrzymują udzielanie pożyczek przedsiębiorcom. Jego zdaniem jest to związane z niepewną sytuacją ekonomiczną – banki obawiają się, że kryzys spowoduje falę upadłości firm, co zwiększa ryzyko niespłacenia już przyznanych kredytów. Niektóre banki mają też problem z płynnością, dysponują więc mniejszymi środkami na udzielanie kredytów. Wreszcie dla samych banków staje się trudniejsze (czytaj: bardziej kosztowne) odbicie się od dna.
Kryzys finansowy...
Problemy z wypłacalnością niektórych banków są związane, jak wiadomo, ze „zgniłymi” kredytami hipotecznymi z amerykańskiego rynku nieruchomości. Kredyty te, masowo przyznawane Amerykanom, można scharakteryzować jako „ninja” (no income, no job, no assets – bez stałych dochodów, bez pracy, bez zabezpieczenia). Ta praktyka opierała się na założeniu, które okazało się fałszywe: że ceny nieruchomości w Stanach Zjednoczonych będą wciąż wzrastać. Tak więc niezbyt majętni obywatele w pierwszych latach musieli spłacać tylko odsetki, a następnie jedynie kapitał kredytu hipotecznego. Ten ostatni miał pokrycie w nieruchomości, którą można było odsprzedać, a jej wartość w międzyczasie powinna wzrosnąć. Teoretycznie taki układ miał pozwolić kredytobiorcom mieszkać „za darmo” przez kilka lat. System ten załamał się, kiedy ceny nieruchomości na rynku amerykańskim zaczęły gwałtownie spadać, a dla wielu osób raty okazały się niespłacalne.
Według Petera Vanden Houte, ogólny koszt kryzysu finansowego dla banków na całym świecie zamykał się w marcu br. kwotą blisko 1200 mld USD, co jedynie w niewielkim stopniu zostało zrekompensowane przez zwiększenie kapitału przy wsparciu – lub nie – ze strony rządów poszczególnych krajów: Według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego straty mogą wynieść nawet 2200 mld USD. Banki, które mają takie kredyty w swoich portfelach, są więc nadzwyczaj ostrożne. Ekonomista podpisuje się też pod stwierdzeniem Alana Greenspana, byłego prezesa Amerykańskiego Banku Centralnego, że dopóki ceny nieruchomości w Stanach Zjednoczonych nie ustabilizują się, nie można określić terminu zakończenia kryzysu finansowego.
Kiedy ta stabilizacja nastąpi? Vanden Houte na podstawie porównania ewolucji amerykańskiego rynku nieruchomości z rynkami w innych krajach, które w przeszłości znalazły się w podobnej sytuacji, stwierdził, że w połowie br. nastąpi szczyt spadku cen, a początku ich wzrostu można się spodziewać dopiero w roku 2010.
... w połączeniu z cykliczną recesją
Na obecny kryzys finansowy nakłada się zjawisko cyklicznej recesji: Ta kombinacja jest zupełnie wyjątkowa, przede wszystkim dlatego, że kryzys występuje jednocześnie we wszystkich znaczących strefach ekonomicznych. Peter Vanden Houte uważa, że bardzo trudno jest przewidzieć, kiedy dokładnie nastąpi stabilizacja, jednakże próbował prognozować opierając się na danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego: Co 7-8 lat w gospodarce występuje okres mniejszego wzrostu. Ta-kie cykliczne recesje trwają średnio trzy kwartały. Kiedy recesji tego rodzaju towarzyszy kryzys finansowy, osiągnięcie stabilizacji może potrwać od 7 do 8 kwartałów, czyli nawet do 2 lat. Spadek produkcji i skala kryzysu są dużo poważniejsze w przypadku takiej kombinacji.
Problemy zaczęły się w Stanach Zjednoczonych, gdzie oficjalny początek recesji nastąpił w grudniu 2007. Jeśli liczyć 7-8 kwartałów, to myślę, że można mieć nadzieję na pierwsze oznaki poprawy sytuacji poczynając od ostatniego kwartału tego roku. To oznacza, że przed nami jeszcze 6 miesięcy bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej. Według naszych przewidywań sytuacja poprawi się w roku 2010, lecz odbicie nastąpi z bardzo niskiego poziomu. Średni wzrost w krajach uprzemysłowionych prawdopodobnie pozostanie na niskim poziomie także w 2010 roku. Na prawdziwy wzrost trzeba będzie poczekać do 2011.
Punkt zwrotny latem
Pomimo negatywnych prognoz, Peter Vanden Houte zauważa jednak pierwsze pozytywne oznaki: stopniowy wzrost konsumpcji energii elektrycznej w Chinach, lepsze ceny w transporcie międzynarodowym, plany stymulacji ekonomicznej tworzone przez rządy różnych krajów, powolna stabilizacja koniunktury na rynku amerykańskim, niewielki wzrost zdolności konsumentów europejskich do dokonywania zakupów (dzięki osłabieniu inflacji). Trzeba wiedzieć, że rezultaty kroków podjętych przez Europejski Bank Centralny będą widoczne z niewielkim opóźnieniem; gospodarka odczuje je dopiero w połowie br. Będzie to prawdziwy punkt zwrotny zarówno dla amerykańskiego rynku nieruchomości, jak i dla gospodarki europejskiej.
Na podstawie „Nouvelles Graphiques” nr 8/2009 opracowała IZ