Powiedzieć, że ceny papieru w ciągu drugiej połowy 2021 i pierwszej 2022 roku rosły dynamicznie, to jak nic nie powiedzieć. Oferty obowiązywały do końca dnia, a bywało i tak, że finalna cena była podawana dopiero w dniu dostawy. Branża dziełowa odczuła to szczególnie dotkliwie, wydawnictwa zmuszone były podwyższyć ceny książek, co negatywnie przełożyło się na spadek poziomu ich sprzedaży, zauważalny już w drugiej połowie ub.r. Papiernicy zgodnie tłumaczyli, że za drastyczny wzrost cen papieru odpowiadały wysoka cena i niska podaż celulozy, drożejąca chemia, energia oraz transport, a także zerwane w pandemii łańcuchy dostaw, które zakłóciły globalny układ sił na rynku papierniczym. Kiedy jednak pojawiły się wstępne raporty finansowe największych producentów papieru za 2022 rok, informujące o rekordowych wynikach sprzedaży i nienotowanych dotychczas marżach, w branżach poligraficznej i wydawniczej zawrzało.
Książka nie jest niestety dla większości produktem pierwszej potrzeby. Dalsze podwyższanie jej cen w ubożejącym z powodu inflacji społeczeństwie spowoduje odpływ czytelników do bibliotek lub mediów elektronicznych – i są już tego pierwsze oznaki. Zapytałam przedstawicieli największych polskich drukarń dziełowych, jak ceny papieru odbiły się na ich działalności. Zaniepokojone sytuacją organizacje branżowe – Polska Izba Książki i Polska Izba Druku – zorganizowały 28 marca br. seminarium poświęcone wpływowi cen papieru na rynek książki, w czasie którego swoją perspektywę przedstawili wydawcy, więc ich głos również znalazł się w tym opracowaniu. Zabrakło tam jednak stanowiska przedstawicieli firm papierniczych, dlatego poprosiłam o komentarz Andrzeja Kuczborskiego, dyrektora zarządzającego polskiego oddziału Arctic Paper. W czasie pandemii, kiedy pojawiły się ogromne problemy z dostępnością papieru, firma ta wykazała partnerskie podejście do polskiego rynku poligraficznego, nie zmniejszając – jak inni producenci – alokacji i nie przekierowując dostaw na bardziej lukratywne rynki zbytu poza Europą.
Co z tym papierem?
Pytałam o to już rok temu, kiedy firma Arctic Paper zorganizowała konferencję poświęconą sytuacji na rynku papieru. Jej prezes, Michał Jarczyński powiedział wówczas: Największe koncerny papiernicze są zdeterminowane, żeby zmienić strukturę produkcji i portfolio swojego biznesu w kierunku opakowań i papierów higienicznych, które charakteryzują się dużym potencjałem rozwoju. To spowoduje, że kiedy uspokoi się sytuacja celulozowa, logistyczna i transportowa, będziemy cieszyć się zdrowszą równowagą pomiędzy popytem a podażą na papiery graficzne w Europie. Do takiej normalności muszą się przygotować zarówno europejscy producenci, jak i drukarnie. Cóż, póki co tą równowagą cieszą się jedynie papiernicy. Od stycznia 2022 roku do marca 2023 ceny papieru wzrosły o ponad 100 proc., niektóre gatunki nawet o 130 proc. Żeby nie być gołosłownym – jeszcze w 2021 r. kupowałem papier offsetowy po 2,83 zł za kg, rok później – po 6,30 zł – mówi Waldemar Lipka, prezes zarządu firmy Kompap SA, do której należą m.in. dwie drukarnie dziełowe OZGraf i BZGraf, a także Komunikacja Masowa – spółka specjalizująca się w drukach transakcyjnych. – Drukarnie musiały przenieść ten koszt na wydawców, a ci zareagowali na te podwyżki zmniejszeniem nakładów czy objętości. W grudniu ub.r. w przypadku niektórych pozycji zużyliśmy o 25-30 proc. mniej papieru. Oczywiście przychód za 2022 rok mamy wyższy, bo papier jest znaczącym kosztem w produkcji dziełowej, stanowiącym ok. 60 proc. ceny wyprodukowania jednego egzemplarza, ale nasza rentowność spadła. Do tego doszły wyższe ceny energii i kosztów pracy. W mojej ocenie papiernicy wykorzystali sytuację nie do końca fair i pod pretekstem rosnących kosztów celulozy, energii i transportu zaczęli nieproporcjonalnie podnosić ceny. Wyniki trzech największych firm za 2022 rok są zatrważająco dobre, nienotowane dotychczas w ich historii. Uważam, że jeśli ceny papieru utrzymają się na tak wysokim poziomie, to będzie gwóźdź do trumny produkcji drukowanej, odczują to wszyscy uczestnicy rynku.
Sytuacja, która miała miejsce w drugiej połowie 2021 r. i w pierwszej połowie ubiegłego roku, była wyjątkowa i bez precedensu – odpowiada Andrzej Kuczborski, dyrektor zarządzający polskiego oddziału Arctic Paper. – Na wyniki firm papierniczych wpłynęło wiele czynników, m.in. ogromny popyt ze strony wydawców, a więc i drukarń przy niskiej podaży papieru – pamiętajmy, że w tym czasie zamknięto lub przezbrojono na inne produkty kilka maszyn papierniczych zaopatrujących ten rynek. Sytuacja w 2023 r. jest już zupełnie inna, popyt na papiery graficzne spadł o 30-40 proc. i nie wierzę, że jedynie z tego powodu, iż w ubiegłym roku były one zbyt drogie. Zmieniło się całe otoczenie gospodarcze, a wraz z nim siła nabywcza konsumentów. Proszę nie zapominać również o bezprecedensowym wzroście cen energii jesienią 2021 roku.
Zrozumienie dla sytuacji na rynku papieru wyraża Dariusz Mrzygłód, prezes zarządu drukarni Dimograf z Bielska-Białej, jednej z największych na polskim rynku dziełowym, której 90 proc. produkcji trafia na eksport: Papiernicy są w „depresji” od wielu lat, przynajmniej od 2008 roku. W tym czasie byli albo nierentowni, albo osiągali minimalne zyski. Kiedy trafił się taki wyjątkowy rok jak 2021, gdy popyt na papier drastycznie wzrósł z uwagi na większe zainteresowanie książką po miesiącach spędzonych w pandemii przed szklanym ekranem, wyhamowane moce produkcyjne papierni nie były w stanie sprostać potrzebom rynku. A wolny rynek ma to do siebie, że jak czegoś brakuje, to cena rośnie. Papiernicy od kilku lat szukali „nowej równowagi”, wyłączali kolejne maszyny papiernicze lub przezbrajali je na inne produkty, np. opakowaniowe. Sytuacja w latach 2021 i 2022 była dla nich niezwykle korzystna, co znalazło odzwierciedlenie w ich wynikach finansowych. Niestety dla nas wszystkich załamanie rynku nastąpiło jesienią ub.r., ale spadkowi popytu nie towarzyszył znaczący spadek cen papieru. Rozumiem, z czego to wynika – producenci byli zmuszeni czasowo wyłączać maszyny papiernicze, więc sprzedaż papieru po niższej cenie byłaby dla nich po prostu nierentowna. Do tego wiele drukarń utworzyło tzw. bufory papieru i kiedy koniunktura zaczęła się schładzać, po prostu je wykorzystywało. Papiernicy wbrew pozorom wcale nie są w korzystnej sytuacji w ujęciu długoterminowym.
Czy jest jednak szansa, że spadkowi popytu na papier zacznie towarzyszyć spadek jego cen? Możliwości produkcyjne papierów graficznych są znacznie mniejsze niż przed pandemią i żeby zachować jakąkolwiek rentowność, nie możemy sprzedawać naszych papierów poniżej pewnego poziomu cenowego – potwierdza diagnozę prezesa Mrzygłoda Andrzej Kuczborski. – W latach 2018-2019 papier był naprawdę tani, a wiele papierni notowało straty – rozumiem, że drukarnie i wydawcy tęsknią za tymi czasami, ale czy to była sytuacja fair? W pewnym sensie jako branża finansowaliśmy działalność drukarń i wydawców oraz ich zyski, które – umówmy się – w ostatnich latach też nie były złe. W latach poprzedzających pandemię z trudem wypracowywaliśmy marże na poziomie 3-5 proc. Apeluję, żeby traktować rok 2022 jako absolutnie wyjątkowy, to był nasz (i nie tylko nasz) najlepszy rok w historii, w którym zbiegło się wiele czynników sprzyjających akurat producentom papieru. Nie chcielibyśmy powrotu do działalności na granicy rentowności. Europejski rynek papieru odnotował spadek w styczniu i lutym 2023 o 30 proc., niektóre papiery notują sprzedaż niższą nawet o 40 proc. Przy takim spadku wolumenu ciężko wypracować zysk, proszę się więc nie dziwić, że jako branża nie jesteśmy skłonni do drastycznych obniżek.
Opinie na temat sytuacji na rynku papieru są podzielone także wśród wydawców i niektórzy z nich (choć powiedzmy to sobie szczerze – nieliczni) traktują ją jako konsekwencję kapitalizmu. Chyba wszyscy zapominamy, że od ponad 30 lat funkcjonujemy na zasadach wolnego rynku – przypomina Tomasz Szponder, prezes wydawnictwa Rebis. – Papiernicy wyczuli „krew”, kiedy wzrosło zapotrzebowanie na papier po pandemii i podnieśli ceny – pozostaje tylko żałować, że nie kupiło się ich akcji na giełdzie, bo pięknie rosną. Papier, tak jak wszystkie inne produkty, podlega zasadom popytu i podaży. Kiedy wydawcy przerzucili się na papiery gorszej jakości, zaczęły one drożeć, a papiery białe – tanieć. Nie ma co się na to oburzać. Wolny rynek zweryfikuje wydawnictwa, drukarnie i wszystkie ceny.
Zdaniem Tomasza Adamskiego, właściciela wydawnictwa Exemplum problem leży nie w papierze, ale w edukacji – w jej systemowym zaniedbaniu: Trzeba zawalczyć o system edukacyjny, choć to jest proces wieloletni. Uważam, że ceny papieru będą kształtować się bez naszego udziału. Widzę, że nie doceniamy także nieuniknionych zmian cywilizacyjnych. Czy tego chcemy, czy nie, szeroko pojęta cyfryzacja procesu czytania będzie niebawem powszechna. Apeluję, walczmy o edukację, która zbuduje nawyki czytania. Ważne jest, aby następne pokolenia czytały.
Książka drukowana w tarapatach
Drukarnia Dimograf współpracuje przede wszystkim z klientami zagranicznymi, dużymi wydawnictwami, które planują produkcję z wyprzedzeniem półrocznym. Na zachodzie Europy skutki wojny w Ukrainie były zdecydowanie mniej odczuwalne niż na rodzimym rynku, co pozwoliło bielskiej firmie utrzymać – po uwzględnieniu inflacji i wzrostu kosztów surowców – porównywalny z rokiem 2021 poziom przychodów. Schłodzenie popytu zaczęła odczuwać dopiero pod koniec ubiegłego roku. Na koniec roku wielu naszych klientów zostało z zapasami książek większymi niż normalnie, co naturalnie wpłynęło na strukturę naszych zamówień na 2023 rok – przyznaje Dariusz Mrzygłód. – Niektórzy klienci zaczęli zmieniać parametry dostaw – obniżali grubość tektury czy gramaturę papieru ze 130 g/m2 na 115 g/m2 itp. Nasi wydawcy cenę książek starali się podnosić minimalnie, bojąc się odpływu czytelników i licząc, że ceny papieru w końcu się znormalizują. Druk stanowi zaledwie kilkanaście procent ceny egzemplarza w księgarni, więc nawet podniesienie kosztu jego wyprodukowania o 50 proc. nie stanowiło o być albo nie być wydawcy. Zdecydowali się więc wziąć je – mówiąc kolokwialnie – na klatę. Wszyscy szukamy teraz nowej równowagi. W drukarni Dimograf liczymy się z korektą w dół, o ile – nie wiemy. Myślę, że część drukarń zniknie z rynku w najbliższych dwóch latach. Zauważyliśmy też, że nawet duzi wydawcy zostają negatywnie oceniani przez firmy ubezpieczeniowe, co skutkuje tym, że transakcji tych nie można ubezpieczyć. Inne negatywne dla nas zjawisko, które obserwujemy, to fakt, że duże, masowe zamówienia, dające dobre obłożenie maszyn zaczęły nam znów uciekać do Chin, Malezji, Indii czy Turcji. Europa staje się za droga, co jest rezultatem wojny i zbyt – moim zdaniem – ideologicznej polityki klimatycznej. W Chinach można tę samą książkę zamówić 25 proc. taniej. Jeżeli jest to przewidywalna produkcja – warto z punktu widzenia wydawcy schylić się po te oszczędności.
Nie spodziewam się, że ceny papieru spadną do poziomu sprzed choćby roku, ale oczekujemy pewnej ich stabilizacji. Nie możemy dalej podnosić cen książek, bo już spotykamy się z barierą konsumpcyjną – podniosła podczas seminarium Sonia Draga, prezes Polskiej Izby Książki i wydawca mający na koncie wiele bestsellerowych pozycji. Wtórował jej Piotr Janicki, prezes zarządu Drukarni Wydawniczej im. W.L. Anczyca: Drastyczne podwyżki cen papieru w ubiegłym roku i ich spadek w roku bieżącym rodzą podejrzenie, iż mieliśmy do czynienia z pewnego rodzaju spekulacją cenami papieru. To krótkowzroczne zachowanie, podcinanie gałęzi, na której wszyscy siedzimy. Cena książki jest tak wysoka, że następuje od niej odwrót; tę lukę szybko zapełnią inne media. Musimy jako branża dziełowa podjąć zdecydowane działania promujące czytelnictwo. Rynek jest obecnie tak niestabilny, że my jako drukarze nie wiemy, w jakie technologie teraz inwestować. Ich ceny – jak wszystkich innych produktów i usług – rosną, czujemy się bici dosłownie z każdej strony.
Być może nadszedł już czas, aby zastanowić się nad przejściem na książkę wyłącznie elektroniczną, bo drukowana jest w poważnych tarapatach – zasugerował Maciej Makowski, prezes wydawnictwa Prószyński Media. – Mamy do czynienia z prawdziwą zapaścią na rynku książki, odnotowujemy wzrost kosztów produkcji o kilkadziesiąt procent lub nawet dwukrotny. Nie możemy tego kosztu w całości przerzucić na czytelnika, bo wprowadzilibyśmy ceny zaporowe. Szukamy różnych rozwiązań, obniżamy jakość papieru, objętość itp., ale dochodzimy do nieprzekraczalnej granicy. Jesteśmy zmuszeni do powstrzymania się od wydawania niektórych książek – szczególnie tych z wyższej półki, mniej „topowych”. W tym kontekście doskonałe wyniki finansowe osiągane przez producentów papieru są bulwersujące. Kilkusetprocentowy wzrost rentowności firm papierniczych wskazuje na drenaż rynku i wykorzystanie sytuacji, a nie na podnoszenie cen proporcjonalnie do wzrostu kosztów produkcji. Środowisko musi zacząć mówić jednym głosem; nie możemy być jak te baranki idące na rzeź, musimy się zdecydowanie przeciwstawić takim praktykom innych uczestników rynku. Takie podejście zubaża przecież naszą kulturę. Nagłośnijmy tę sytuację w mediach, tak żeby papiernikom już po prostu nie wypadało dalej podnosić ceny papieru.
Wszystkie liczące się drukarnie dziełowe zrobiły w ubiegłym roku zapasy magazynowe lub zakontraktowały dostawy papieru po obowiązujących w 2022 roku cenach, mimo że obecnie na rynku są już dostępne papiery tańsze. Ponoszą teraz konsekwencje tego, że chciały zabezpieczyć papier na potrzeby wydawców. Dodatkowo, jak podniósł Łukasz Wąwoźny, prezes zarządu drukarni Sowa, wydawcy znów zaczęli oczekiwać od drukarń dłuższych terminów płatności, nawet 90-120 dniowych: Zachęcam wydawców do rozmów z dystrybutorami. Wydłużenie terminu płatności dla wydawnictw przy płatności za papier w ciągu 30-60 dni staje się dla nas ogromnym obciążeniem. Rozumiemy przepływy kapitału na rynku wydawniczym, ale ich konsekwencji nie mogą ponosić wyłącznie drukarnie! Podpisuje się pod tym również prezes Lipka: 120-180-dniowe terminy płatności to patologia branży dziełowej; wieszczę rychłe kłopoty finansowe drukarniom, które akceptują takie warunki. Powinniśmy konkurować między sobą jakością, terminowością, relacjami z klientem, a nie z bankami o finansowanie działalności wydawców.
Sceptycznie do skrócenia terminów płatności odniosła się Małgorzata Wesołowska, dyrektor finansowa w Grupie Wydawniczej Foksal: Książka, która staje się coraz droższa dla czytelnika, sprzedaje się gorzej, więc jej rotacja jest coraz dłuższa. Nie sądzę, aby dystrybutorzy byli skłonni skrócić terminy płatności wydawcom; szczerze mówiąc martwię się, że będą je jeszcze wydłużać. Co więcej, prawa wydawnicze są dla nas coraz droższe, a zaliczki – coraz wyższe. Nie znajdujemy uzasadnienia dla aż tak wysokich cen papieru. Skala podwyżek wprowadzona przez papierników była wielokrotnie wyższa niż średnia rynkowa innych produktów, z którymi mamy do czynienia. Popyt na książki będzie malał, a przejście na tańszy papier gorszej jakości to nie jest dla nas rozwiązanie. Aby książka była konkurencyjna dla e-booka, musi być estetycznie wydana. Szczególnie dotyczy to książek dla dzieci, tu nie ma miejsca na żadne kompromisy.
Drukarnie między kamieniami młyńskimi
Jedno jest pewne – drukarnie dziełowe nie są w stanie w żaden sposób przejąć choćby części podwyżek surowców niezbędnych do produkcji książek, muszą je transferować na wydawców. Branża poligraficzna jest środowiskiem rozproszonym, rozdrobnionym i bardzo trudno podjąć nam skuteczne działania wpływające na politykę cenową papierników – stwierdził Jacek Kuśmierczyk, prezes Polskiej Izby Druku. – Po drugiej stronie mamy wydawców, którzy często są większymi podmiotami niż drukarnie świadczące dla nich usługi. Jesteśmy pomiędzy dwoma kamieniami młyńskimi. Nie wyobrażam sobie, żeby drukarnie były w stanie jakkolwiek zredukować ceny swoich produktów. Większość z nich pracuje na naprawdę minimalnych marżach, mówiąc wprost – nam się nie przelewa. Już odczuwamy duże zagrożenie ze strony rynku tureckiego, który cieszy się niższymi cenami energii, a dodatkowo jest producentem wielu surowców potrzebnych do produkcji dziełowej. Nie możemy dalej finansować przedsięwzięć wydawców, grozi nam zapaść i w mojej ocenie będziemy mieli do czynienia z redukcją podmiotów poligraficznych. Musimy dbać o siebie nawzajem, rozumiejąc obszary swoich niemożliwości. Może rozwiązaniem byłoby regularne publikowanie cen papieru – wiedza przecież jest źródłem sukcesu? Pozwoli to drukarniom skuteczniej negocjować ceny z dostawcami.
Eksport polskiej produkcji dziełowej sukcesywnie się zmniejsza, ponieważ rośnie konkurencyjność firm z Chin – ceny za kontener są obecnie niższe niż przed pandemią i wydawcom zagranicznym znów opłaca się zamawiać w Azji i drukować na dużo tańszym papierze azjatyckim – potwierdza Waldemar Lipka. – Drukarnie grupy Kompap sobie z tym jakoś poradzą, bo drukują dla wymagających wydawców, dla których jakość i terminowość są najważniejsze, ale z pewnością małe i średnie drukarnie będą ofiarami rosnących cen papieru.
Nakłady spadają, za to zwiększa się ich częstotliwość, co u nas generuje dodatkowe koszty i jeszcze podraża produkcję. Do wydawców powoli dociera, że to nie drukarnie są powodem obecnego kryzysu cenowego. One są przede wszystkim jego ofiarą – zrobiłem rekonesans wśród rodzimych drukarń dziełowych i wszyscy mamy marże jednocyfrowe. Tymczasem papiernicy notują 20-30-procentowe marże, a realizując sprzedaż w miliardach zarabiają setki milionów. Takim postępowaniem po prostu zniszczą swoich odbiorców. Drukarnie są przecież swoistym pasem transmisyjnym pomiędzy nimi i wydawcami, którzy nie mogą w nieskończoność podnosić cen książek, bo czytelnik też nie staje się coraz bogatszy. Sprzedaż książek spada; coraz częściej udajemy się po nie do biblioteki, a nie do księgarni. Ubolewam, że nie ma silnej reprezentacji drukarzy, która stanowczo sprzeciwiłaby się takiemu niepartnerskiemu zachowaniu. Branżowe izby zajmują się trzeciorzędnymi w mojej ocenie problemami, jak np. szkolnictwo, podczas gdy palącym problemem jest kondycja finansowa drukarń. Jeśli będzie ona dobra, to będą środki na godne opłacanie pracowników i oni się zawsze znajdą. Z drukarń odpłynęło za granicę 30 proc. wykwalifikowanych pracowników nie dlatego, że branża nie była atrakcyjna, tylko z uwagi na zarobki. W Anglii, Norwegii czy Niderlandach zarabiają 2-3-krotnie więcej. Naszym problemem nie jest to, że nie ma dobrze wykształconych pracowników, tylko to, że nas na nich nie stać! Papiernicy postawili nas w bardzo złej sytuacji, bo to my sprzedajemy ich papier i świecimy za nich oczami, podczas gdy oni realizują nadzwyczajne zyski.
Papier będzie taniał (a przynajmniej wszystko na to wskazuje)
Obecnie papiery są dostępne praktycznie od ręki i nie ma już potrzeby, żeby drukarnie tworzyły jakiekolwiek zapasy magazynowe na potrzeby wydawców – zapewnia Andrzej Kuczborski. – To na pewno jest dla nich spora ulga. Papiernie pracują teraz z wydajnością 60-80 proc., rok temu – nawet 96 proc.! Niektóre konkurencyjne papiernie pracują z dwutygodniowymi przestojami w miesiącu i wysyłają pracowników na tzw. postojowe. Sytuacja papierników wcale nie jest więc łatwa. Korekta cen papieru jest nieunikniona, to tylko kwestia czasu, jednakże nasze koszty wcale nie spadają tak szybko jak ceny papieru – np. cena celulozy jest obecnie niższa tylko o 6 proc. Sugeruję, żeby drukarnie nie zamawiały już teraz papieru na nakłady, które planują za 2-3 miesiące; wszystko wskazuje na to, że ceny papieru spadną. Nie ma co jednak liczyć na drastyczną obniżkę, powrót do cen sprzed pandemii – zresztą żadnego produktu – wydaje się niemożliwy, choćby biorąc pod uwagę inflację. Koszty produkcji są nadal wysokie i nie łudźmy się – takie już pozostaną. My także pragniemy stabilnego, przewidywalnego biznesu i abym takim być, robimy naprawdę wiele. W 2022 roku 80 proc. zużywanej przez nas energii pochodziło z własnych źródeł, a do 2028 r. chcemy wytwarzać jej tyle, aby pokrywała 100 proc. naszych potrzeb. To jeden z ważnych elementów budowania przewagi konkurencyjnej Arctic Paper.
Pomysły na przetrwanie
Wydaje się, że mamy do czynienia z sytuacją patową i nikt nie potrafi wskazać złotego środka. Ruch w jakąkolwiek stronę – drastyczne obniżenie ceny papieru, usługi druku czy skrócenie/wydłużenie terminu płatności – w kogoś uderzy i zachwieje równowagą, o poszukiwaniu której celnie wypowiedział się prezes drukarni Dimograf. Bielska drukarnia oszczędności zamierza szukać m.in. w automatyzacji, ale dopiero po dogłębnej analizie jej opłacalności. Byłem naocznym świadkiem sytuacji w jednej z zagranicznych drukarń, kiedy operatorzy musieli dowozić papier na maszyny, bo autonomiczne wózki widłowe były zbyt wolne, zbyt asekurancko reagowały na otoczenie i często się zatrzymywały, co powodowało kilkuminutowe przestoje na maszynach – śmieje się Dariusz Mrzygłód. – Uważnie przyglądamy się także naszej wydajności pracy – uważam, że zdecydowana większość drukarń na całym świecie ma niewykorzystane moce produkcyjne, zarówno ludzkie, jak i maszynowe. Twardo negocjujemy również z naszymi dostawcami i aktywnie szukamy nowych rynków zbytu. Chciałbym to jednak powiedzieć jasno: zarówno wydawcy, jak i drukarze oczekują istotnego obniżenia cen papieru począwszy od drugiego kwartału br. Jeżeli tak się stanie, to nasza firma całą obniżkę przeniesie na wydawców, aby im pomóc i ograniczyć „ucieczkę” zamówień poza Europę.
Podobnie jak Arctic Paper, na własne źródła energii stawia Kompap. Pierwsze trzy miesiące br. były trudne, ratuje nas eksport – zdradza Waldemar Lipka. – Nie pracujemy już w soboty, zlikwidowaliśmy trzecią zmianę w introligatorni, nie wypłacamy nadgodzin. Są też więc i plusy takiej sytuacji, ale na dłuższą metę pojawią się problemy z rentownością. Kompap jest spółką giełdową, proszę spojrzeć na nasze wyniki za lata 2021 i 2022, które zostaną opublikowane pod koniec kwietnia. Drukarnie muszą szukać oszczędności – my zainwestowaliśmy w fotowoltaikę, oświetlenie LED, podzieliliśmy halę produkcyjną na cztery strefy z niezależnymi wyciągami, co pozwala oszczędzać energię, kiedy nie pracują wszystkie maszyny, wprowadziliśmy czujki ruchu na światło, szukamy oszczędności w ogrzewaniu itd. Energia elektryczna jednak nie jest aż takim problemem, bo jej koszty wzrosły o 20-30 proc., nie o 130 proc. jak w przypadku papieru. Zamówiliśmy też kilka partii papieru z Chin, który jest o 15 proc. tańszy, ale nie da się przecież oprzeć na nim całej produkcji. Wydawcy zachowują się racjonalnie, chcą utrzymać się na rynku i zachować płynność, więc widzimy spowolnienie. Rynek spadł o jedną czwartą i będzie spadać dalej, jeśli nic się nie zmieni. Podobnie jest na rynku druków transakcyjnych: klienci nie akceptują kolejnych podwyżek cen papieru i namawiają użytkowników do przechodzenia na dokumenty cyfrowe, tak również się z nimi komunikują. Na szczęście ceny papieru zaczynają delikatnie spadać; czekamy na bardziej radykalne korekty rzędu 10-15 proc., co uspokoiłoby rynek.
Wydaje się, że wszystkich uczestników rynku połączyć może wspólna walka o wspieranie czytelnictwa. Jesteśmy pod ścianą i musimy jako wydawcy i drukarze optymalizować nasze działania. Wykorzystajmy fakt, że mamy rok wyborczy i zaadresujmy do polityków wniosek o ulgę podatkową na wydatki związane z kulturą – takie wspierające branżę kreatywną rozwiązania skierowane szczególnie do młodych osób funkcjonują już w Europie – zaproponowała Sonia Draga.
W interesie papierni jest silny rynek książki, dlatego wszyscy – wydawcy, drukarze i papiernicy powinniśmy walczyć o czytelnictwo – zgodził się Andrzej Kuczborski. – Zawsze byliśmy i będziemy partnerem tego rynku, ale my również chcemy prowadzić zrównoważoną działalność. Mamy świadomość zagrożenia z rynków azjatyckich – produkcja w Chinach może być nawet o 30 proc. tańsza, a sprowadzany papier – o 10 czy 15 proc., ale jakoś nikt nie ma pretensji do wydawców, że w poszukiwaniu oszczędności lokują tam swoje zamówienia i nie wspierają lokalnych drukarń. To są decyzje biznesowe, my je doskonale rozumiemy i z tym nie dyskutujemy. Każdy chce prowadzić rentowny biznes i papiernicy nie są tu żadnym wyjątkiem.
Oby prorocze nie okazały się słowa Mariana Sewerskiego, prezesa zarządu Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”: Rynek książki nie jest oderwany od całej gospodarki, musimy przystosowywać się do warunków ekonomicznych, w jakich przyszło nam funkcjonować. Przygotujmy się na to, że będzie dużo gorzej.
Anna Naruszko