Wokół e-książki
6 Dec 2016 14:55

Chociaż książka elektroniczna to wynalazek lat 70. XX wieku (jej pomysłodawcą był Michael S. Hart; w 1971 r. uruchomił on Projekt Gutenberg, którego ówczesnym celem było zgromadzenie w formie elektronicznej 10 tys. książek do końca XX w. i udostępnianie ich w sieci za darmo lub za niewielką opłatą), to dopiero pod koniec ubiegłego wieku na większą skalę zainteresowali się nim wydawcy. Na początku XXI wieku na rynek e-booków weszli najwięksi z nich. Równocześnie powstawały kolejne strony z darmowymi e-książkami, a międzynarodowe koncerny zaczęły się prześcigać w rozwijaniu technologii czytników i tabletów. W 2009 r. liczba książek ściągniętych z Bookboon.com osiągnęła 10 milionów. Czy dożyjemy czasów, kiedy e-book całkowicie zastąpi książkę drukowaną? Wystarczy przyjrzeć się niektórym funkcjom sprzętu elektronicznego, odróżniającym e-książkę od książki drukowanej, aby stwierdzić, dlaczego e-książka staje się coraz bardziej popularna. Wskazuje je dr Marek Nahotko w referacie „Przyszłość książki w świecie cyfrowym” wygłoszonym podczas Konferencji Poligraficznej zorganizowanej przez Polską Izbę Druku w ramach targów Poligrafia 2011. Wśród nich wymienia m.in.: wyszukiwanie pełnotekstowe i linkowanie z innymi tekstami, łatwość transportowania i prostotę obsługi, nieograniczoną dostępność i niewyczerpywalność nakładów publikacji, trwałość, przystępność cenową, możliwość personalizacji (czytelnik może dokonywać notatek, przypisów, itp.) oraz oszczędność miejsca. e-książka na rynku Rynek książki elektronicznej – jak podkreśla M. Nahotko powołując się na dostępne badania – choć wciąż stanowi jedynie ułamek rynku książek drukowanych, rozwija się bardzo dynamicznie. Według IDPF (International Digital Publishing Forum) w styczniu 2010 w USA ze sprzedaży e-książek uzyskano niemal 32 mln USD, co oznacza wzrost o 261 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2009 roku. Książki elektroniczne stanowiły 1,19 proc. rynku w roku 2008, 3,31 proc. w 2009, a w 2010 r. już około 9 proc. Jak podaje autor referatu, w 2010 roku zakupiono ponad 90 mln e-książek, co oznacza wzrost o 200 proc. Rynek USA obejmuje 80 proc. tych wartości. Według danych Futuresource Consulting 10 proc. rynku należy do Europy Zachodniej –w większości do Anglii. Jednak w przyszłości ma to ulec zmianie: w 2014 roku do Europy ma już należeć 50 proc. rynku. Jak utrzymuje M. Nahotko powołując się na informacje firmy Amazon (księgarni oferującej książki w obu postaciach), 60 proc. sprzedaży przez nią notowanej należy do postaci cyfrowej. Na rynku e-booków panuje coraz większa konkurencja pomiędzy największymi graczami, czyli Amazonem, Apple, Barnes&Noble i Google, czego rezultatem jest obniżanie cen. W 2010 roku pojawili się też autorzy (Stieg Larsson), którzy w wersji elektronicznej sprzedali ponad 1 mln egzemplarzy swoich publikacji. Znaczne zmiany na rynku e-booków dostrzega także Piotr Dobrołęcki. W referacie zatytułowanym „Rewolucja już się zaczęła –walka wydawcy o miejsce na rynku” wygłoszonym również podczas konferencji PID w ramach targów Poligrafia 2011, powołuje się on na publikację Łukasza Gołębiewskiego „Śmierć książki. No future book” i stwierdza, że produkcja książek drukowanych w ostatnich latach wzrasta, ale jednocześnie niezwykle dynamicznie rośnie udział publikacji elektronicznych w ogólnej sprzedaży książek. Obecnie na świecie drukuje się ponad 4 mld egz. książek rocznie, z czego około 130 mln w Polsce. Wartość światowego obrotu książkami to około 60 mld euro rocznie (ubiegłoroczną sprzedaż e-książek na polskim rynku M. Nahotko szacuje na ok. 9 mln zł, w porównaniu z rynkiem książki drukowanej, estymowanym na 4 mld zł). Czytniki… Jak wskazuje M. Nahotko, prawdziwym przełomem w rozwoju książek elektronicznych i początkiem ich popularności były nowe, mobilne czytniki wykorzystujące technologię elektronicznego papieru. Niestety na rynku wciąż nie ma urządzeń wszechstronnych, łączących zalety wszystkich technologii, nadających się do czytania każdego rodzaju publikacji. Zresztą z badań, na które powołuje się M. Nahotko, wynika, że wciąż ok. 47 proc. e-książek jest czytanych na ekranie komputera, a nie specjalnego czytnika. Pierwszym urządzeniem, które opierało się na rozwiązaniu opracowanym przez firmę EInk, był czytnik firmy Sony o nazwie LIBRIé, powstały w 2004 r. i przeznaczony głównie na rynek japoński. Na rynki światowe trafił już Sony Reader PRS-500, którego premiera miała miejsce w 2006 r. Rok później światło dzienne ujrzał Kindle firmy Amazon (z dostępem już do około 630 000 tytułów), który osiągnął sukces komercyjny. Szacunki mówią o sprzedaży 6-8 mln urządzeń w 2010 r. Obecnie urządzenia do czytania e-książek można podzielić na dwie grupy: czytniki i tablety. Klasyczne czytniki e-książek, takie jak Kindle Amazon lub polski eClicto, funkcjonują na zasadzie e-papieru. Jak wyjaśnia w referacie M. Nahotko, w nich „ekran nie jest podświetlany, ponieważ do wyobrażania tekstu używane są mikrokapsułki, wypełnione białymi i czarnymi cząsteczkami, które pływają w bezbarwnym oleju. W zależności od polaryzacji napięcia, przyłożonego do mikrocząsteczek, na wierzch mikrokapsułki wypływają białe lub czarne cząstki, tworząc monochromatyczny obraz. Zaletą tych urządzeń jest ich przyjazność dla wzroku – nie męczą one oczu tak, jak podświetlane ekrany, gdyż światło jest tam odbijane jak od strony tekstu drukowanego. Nie działają więc w ciemności. Obraz nie traci na jakości bez względu na kąt, pod jakim się na niego patrzy. Prąd jest zużywany tylko podczas zmiany strony”. Jednak – jak dodaje – technologia ta nadal nie nadaje się do wyświetlania kolorowych obrazów. Pierwszy kolorowy czytnik Havon miał się pojawić w maju br. Tablety (iPad, WeTab i Galaxy Samsunga) stają się konkurencją dla netbooków, a w przyszłości być może także dla notebooków. Jak wylicza M. Nahotko, wykorzystują one technologię znaną z telewizorów LED, a więc prezentują żywe kolory i podświetlany ekran, który podczas dłuższego czytania męczy wzrok. Nadają się do prezentacji treści multimedialnych, ale trudno wyobrazić sobie stosowanie ich do wielogodzinnego czytania. iPad jest urządzeniem z płaskim ekranem dotykowym, dysponującym niemal wszystkimi funkcjami zwykłego komputera. Łączy się z Internetem za pomocą technologii WiFi lub 3G. Wśród urządzeń nadających się do czytania e-książek warto wskazać również smartfony – telefony komórkowe z nieco większym ekranem i kilkoma dodatkowymi funkcjami. Umożliwiają one wyświetlanie plików PDF, ale istnieją pomysły, żeby wyposażać je w rozwijane ekrany w technologii e-papieru. Podczas zwykłego używania ekran jest zwinięty, w razie potrzeby czytania obszerniejszych tekstów rozwija się go jak zwój papirusu. Czytniki e-książek – jak twierdzi autor referatu – czeka gwałtowny rozwój, a obecnie stosowane urządzenia szybko staną się reliktem przeszłej epoki wczesnych e-książek. Na rynku dostępne są już pierwsze rozwiązania e-papieru umożliwiające wyświetlanie kolorowych treści, w tym wideo (technologia Mirasol, wykorzystująca modulację interferencji). Sukces w tej dziedzinie może doprowadzić do ujednolicenia czytników: powstaną tablety oparte na technologii kolorowego e-papieru z szybkim odświeżaniem ekranu. Pracuje się także nad zwiększeniem elastyczności urządzeń, tak, aby mogły być wyginane jak kartka papieru. Należy też zwrócić uwagę, że oprócz wyścigu technolo-gicznego, polegającego na budowaniu coraz lepszych czytników e-książek, na przyszły sukces będzie miał wpływ również dostęp do rynku dokumentów cyfrowych. Oprócz czytnika niezbędne jest też posiadanie oferty książkowej. Taką strategię wybrali już najwięksi: Amazon; Barnes&Noble, firma księgarska, posiadająca dedykowany czytnik Nook i księgarnię iBookstore (na rynek amerykański); Apple, producent iPadów i iPodów, uzupełniający ofertę o iBooks z cyfrowymi książkami; oraz Google, który w końcu 2010 r. uruchomił Google eBookstore, księgarnię e-książek, które mają być dostępne na wszystkie czytniki, urządzenia i formaty (na razie na rynek amerykański). Działania podjęte przez tę ostatnią firmę – jak wskazuje M. Nahotko – mogą być zwiastunem kolejnych zmian w udostępnianiu e-książek: oddzielania treści do czytania od określonej platformy sprzętowej czy udostępniania e-książek w „chmurze”, czyli z wirtualnego serwera, bez żadnej kopii na jakimkolwiek sprzęcie użytkownika. … i formaty Jak wynika z referatu M. Nahotki, e-książka jest tworzona i udostępniana w wielu różnych formatach. Najprostszym z nich, ale wciąż najbardziej uciążliwym do czytania (ze względu na brak możliwości zapisania formatowania i dołączania grafiki), jest tekst ASCII. Dlatego stosuje się inne formaty: PDF; RTF; AZW (Amazon Kindle); IDPF/EPUB (EPUB) – otwarty standard dla e-książek, oparty na XML; PRC (Mobipocket) – oparty na XHTML, zawierający JavaScript i SQL; LIT (Microsoft Reader Literature), który wyszedł praktycznie z użycia; LRF, LRX (Broadband eBooks) – format dla czytnika Sony Reader; DjVu – dla dokumentów skanowanych (biblioteki cyfrowe) oraz języki znakowania (przede wszystkim XML, również HTML i XHTML). Ważnym aspektem formatów stosowanych dla e-książek jest ich współdziałanie, które powinno być zapewnione, jeśli mają one wraz z czytnikami odnieść sukces. Rywal Amazona, Sony wybrał inne podejście do tego problemu stosując otwarty format EPUB9, pozwalający na optymalizację wyświetlania tekstu na wielu różnych urządzeniach i umożliwiający korzystanie z wielu powszechnie stosowanych formatów, takich jak DOC czy PDF. Irytującym problemem jest jednak fakt, że kupując czytnik Sony Reader pozbawiamy się możliwości zakupów w Amazon czy iStore. Polski czytnik eClicto pozwala na korzystanie z plików w formatach EPUB, AZW, PDF i Mobipocket. Nierozwiązane problemy Jednak, jak wskazuje M. Nahotko, wciąż istnieją powody powolnego rozwoju dostępu do e-książek. Okazuje się, że ich twórcy i wydawcy mają kłopoty z ustanowieniem standardów przemysłowych i borykają się z problemami związanymi z prawami własności intelektualnej. Do niedawna plagą e-książek był też brak kompatybilności formatów dla treści. Problemy te – jak podaje autor referatu – miało rozwiązać Open eBook Forum (obecnie International Digital Publishing Forum – IDPF) poprzez przygotowanie zestawu wspólnie przestrzeganych specyfikacji technicznych, umożliwiających odczytywanie e-książki przy użyciu dowolnego czytnika. Jednocześnie – za pomocą mechanizmu DRM – zapewniono zabezpieczenie dokumentów chronionych prawem autorskim przed kopiowaniem czy redystrybucją. Są jednak ludzie uważający, że DRM zabija rynek, ponieważ systemy DRM utrudniają życie legalnym nabywcom, co powoduje, że użytkownicy wolą zdobywać nielegalne kopie. Mniej uciążliwym rozwiązaniem zdaniem M. Nahotki wydaje się być znakowanie plików, umieszczanie w nich informacji o kupującym, aby możliwe było sprawdzenie źródeł kopii nielegalnych (tzw. watermarking). Prognozy na przyszłość Mimo pojawiających się problemów, prognostycy wróżą e-książce pomyślność. Analitycy Barnes & Noble przewidują – jak wskazuje M. Nahotko – że od 2009 do 2014 roku wartość sprzedaży książek drukowanych spadnie aż o 1,5 miliarda dolarów (z poziomu 20,5 mld USD do 19 mld USD). W tym samym okresie wartość sprzedaży książek elektronicznych ma wzrosnąć o 3 mld dolarów (z 365 mln USD do 3,4 mld USD). Jednocześnie eksperci nie wierzą, że audiobooki znacząco zmienią rynek – ich sprzedaż ma spaść z poziomu 412 mln USD do 350 mln USD (choć na razie – jak podaje M. Nahotko – przewidywania te się nie potwierdzają, sprzedaż w 2010 wzrosła). Na znaczeniu zyska rynek książek używanych – wzrośnie z 1,368 do 1,881 mld USD. Dość pesymistycznie przemysł poligraficzny i wydawniczy widzi w przyszłości P. Dobrołęcki, powołując się na wspomnianą już publikację Ł. Gołębiewskiego. Jego zdaniem, zanim tradycyjna książka stanie się antykiem, z ulic znikną księgarnie, biblioteki, a podręczniki zastąpią tablice multimedialne. Jak wynika z jego referatu, „pierwsze zmiany dotkną sposobów dystrybucji treści, kolejne – systemu edukacji. E-learning pociągnie za sobą zmianę przyzwyczajeń związanych z przyswajaniem treści. W ślad za tym pójdzie szeroki dostęp do zasobów treściowych, prawa autorskie zostaną w znacznym stopniu uwolnione, a to będzie oznaczało zmierzch przemysłu poligraficznego i wydawniczego w jego dzisiejszym rozumieniu. Producenci papieru i urządzeń drukujących zapewne wciąż będą trzymali się mocno, ale w miejsce księgarzy pojawią się dostawcy cyfrowych treści, oferujący w systemie bezpośredniej sprzedaży szereg usług związanych z rozrywką i edukacją. Przyszłość będzie należeć do dostawców (logistyka, bazy adresowe) i „strażników praw”, czyli następców dzisiejszych wydawców. Będą to firmy dostarczające profesjonalnie zredagowane treści, w tym także literaturę, różnego rodzaju encyklopedie, słowniki, pomoce dydaktyczne itp., a może nawet instrukcje obsługi sprzętu domowego. Koszt dostępu do treści ulegnie znacznemu obniżeniu, przede wszystkim zaś treści będzie można dowolnie kompilować, dedykować i pakować wedle upodobań indywidualnego klienta (…)”. Jednak – jak dodaje P. Dobrołęcki – wciąż niezastąpieni będą wydawcy. A dzisiejszy łańcuch produkcyjny książki skróci się do dwóch ogniw: autora i czytelnika. Już powstają jego nowe modele i dziś możemy wyobrazić sobie kilka rozwiązań: model klasyczny (wydawca uzyskuje tekst i następnie przygotowuje wersję elektroniczną), model autorski (autor przejmuje rolę wydawcy lub zleca wykonanie wyspecjalizowanej firmie, która wykonuje usługi właściwe dla wydawcy) i model producencki (powstaną firmy, które będą inwestować w produkcję książek dla zysku). Zdaniem M. Nahotki, e-książka jest zdolna do spowodowania fundamentalnych zmian w zbiorach i usługach bibliotecznych, czytelnictwie, nauczaniu i uczeniu się, natomiast dla użytkowników, bibliotekarzy, wydawców i księgarzy oznacza zupełnie nowe możliwości: tworzenie nowych narzędzi poprzez łączenie treści kupowanych, posiadanych w bibliotece oraz samodzielnie tworzonych, przy zastosowaniu zintegrowanych urządzeń komputerowych służących odczytowi tych tekstów, których można używać tak do tradycyjnego czytania, jak i realizacji nowych sposobów odbioru tekstów wraz z interakcją czytelnika z tekstem. Jak zauważa M. Nahotko, przyszłość książki nie jest wyłącznie cyfrowa, a papier będzie zapewne używany jako ważny interfejs użytkownika realizowany poprzez drukowanie na żądanie. Podobnie sądzi P. Dobrołęcki, według którego jeszcze przez wiele lat będziemy mieli do czynienia z zapotrzebowaniem na książki drukowane. Drukarnie dziełowe wciąż będą miały zlecenia, ale z roku na rok mniej, a nawet dużo mniej, co widać choćby na przykładzie spadających nakładów i druku gazet oraz czasopism. Na podstawie referatów M. Nahotki i P. Dobrołęckiego opracowała DA