Dariusz Domagalski od 1 września br. pełni funkcję prezesa znanej na rynku uszlachetniania druków firmy Follak. Doświadczenie zawodowe zdobywał piastując kierownicze stanowiska związane z zarządzaniem, marketingiem i sprzedażą zarówno w kraju, jak i za granicą. Poligrafia jest dla niego nowym wyzwaniem. O tym, jak zamierza mu sprostać oraz o planach dotyczących firmy Dariusz Domagalski rozmawia z „Poligrafiką”.
n W jaki sposób trafił Pan do firmy Follak?
Dariusz Domagalski: Stanowisko prezesa objąłem w związku z odejściem poprzedniego prezesa Grzegorza Bieleckiego. Przekazanie obowiązków odbyło się bardzo płynnie, co jest niezwykle istotne dla kontynuacji i rozwoju działalności przedsiębiorstwa.
n Jak zostało powiedziane na wstępie, jest Pan nowy nie tylko w firmie, ale i w branży. To wada czy zaleta?
D.D.: Wiadomo, że ludzie pracujący kilka czy kilkanaście lat w danej firmie mają swoje przyzwyczajenia i na ogół nie dostrzegają, co można by w niej zmienić; przeszkodą jest rutyna. Myślę więc, że cenna jest tu wartość „spojrzenia z boku”, którą może wnieść ktoś taki jak ja: nowy, niezwiązany z branżą, ale z doświadczeniem w różnych firmach, które mogę wykorzystać. Natomiast nie jest dobrze wprowadzać zmiany przed zapoznaniem się z polityką działalności firmy. Poza tym firma funkcjonuje już od 17 lat, dlatego myślę, że potrzeba tylko wprowadzić nowe, bardziej rentowne rozwiązania. Pracownicy też muszą poznać mnie i zrozumieć potrzeby zmian, żeby móc określić, jakie są nasze wspólne oczekiwania. Mają oni wiedzę fachową, ja – doświadczenie na temat zarządzania; trzeba to w odpowiedni sposób połączyć i wykorzystać.
n Jaka jest obecna kondycja firmy? Na stronie internetowej można znaleźć informacje pochodzące sprzed kilku lat...
D.D.: To jest właśnie jeden z elementów, który od razu wymaga zmiany. Informatycy już pracują nad nową stroną, która powinna zacząć funkcjonować za kilka dni, choć przez parę tygodni będzie jeszcze testowana i dopracowywana. Strona stanowi wizytówkę firmy – to potężne narzędzie reklamowe i komunikacyjne, dlatego też jest bardzo istotne, jakie informacje tam się znajdują, bo oczywiście przez te lata wiele się zmieniło. Na przykład z siedmiu oddziałów firmy pozostało pięć: w Piasecznie, Bydgoszczy, Łodzi, Krakowie i Poznaniu. Zostały zlikwidowane oddziały w Kielcach i Sosnowcu. Oddział kielecki pracował w zasadzie na potrzeby tamtejszego dużego klienta i po jego zamknięciu stracił rację bytu, natomiast jeśli chodzi o Sosnowiec, okazało się, że Kraków wystarczająco obsługuje również ten teren.
Co do kondycji firmy, na szczęście widzę już pewne plusy; należy do nich ożywienie na rynku poligraficznym. Wprawdzie słowo „kryzys” było i jest różnie interpretowane przez właścicieli i menedżerów firm, ale na pewno mieliśmy do czynienia ze spowolnieniem gospodarczym i związanym z tym cięciem budżetów reklamowych. Niektóre firmy wprowadzały oszczędności „na wszelki wypadek”, nawet jeśli nie były one konieczne. To przekładało się na zmniejszony portfel zamówień w naszej firmie i wymuszone przez to pewne ograniczenie liczby pracowników. Natomiast park maszynowy został utrzymany; pozbyliśmy się głównie maszyn ze zlikwidowanych zakładów. Została też sprzedana jedna maszyna poligraficzna z oddziału w Piasecznie – w trudniejszych czasach nie miała uzasadnienia ekonomicznego. Jakkolwiek teraz chętnie bym ją widział z powrotem.
n Czy w związku z tym firma planuje inwestycje?
D.D.: Tak. Najbardziej rozwojowym rynkiem według mnie jest teraz południe Polski i centralna Polska. W tych rejonach prawdopodobnie będzie trzeba dokonać pewnych inwestycji – ostrożnych, ale jednak – dostosowując park maszynowy do obecnie stosowanych technologii. Przypuszczam, że ten rok zakończymy przy obecnym status quo, a decyzje inwestycyjne, które zapadną na początku przyszłego roku, z pewnością przyniosą długoterminowe zyski.
n W branży słychać opinie, że dopóki trwa kryzys, większość firm zajmujących się uszlachetnianiem nie podnosi cen i marże są tak niskie, że praktycznie uniemożliwia to inwestycje.
D.D.: Jest to problem, bo każdy chce pozostać na rynku i marże są utrzymywane na rzeczywiście niskim poziomie, a z kolei dostawcy materiałów takich jak lakier, folia – a więc najbardziej dla nas istotne produkty – podnoszą ceny. Sporo trudu wymaga znalezienie „złotego środka”, czyli odpowiednie zbalansowanie marż i wynegocjowanie korzystnych umów z dostawcami, które na ogół są długoterminowe.
n Czy w rezultacie wszystkich trudności, o których tu mówimy, znacząco zmniejszyło się grono klientów?
D.D.: Naszymi głównymi klientami są drukarnie, przede wszystkim drukujące czasopisma, a także opakowania. Część drukarń, zwłaszcza mniejszych, została zlikwidowana i choćby z tego względu liczba klientów uległa zmianie. Jednak tytułów prasowych wciąż jest wiele, co widać choćby w każdym kiosku, a teraz, w czasach kryzysu, każdy próbuje w jakiś sposób się wyróżnić. Uszlachetnienie druku w tym bardzo pomaga.
n Follak też wprowadzi do oferty jakieś nowości?
D.D.: Rozmawiamy oczywiście z dostawcami na temat nowych farb czy folii. Jest ich mnóstwo, jednak konieczne są ustalenia z grafikami i technologami, które produkty moglibyśmy zastosować i w jaki sposób zoptymalizować uszlachetnienie druku, aby móc zaoferować klientom najkorzystniejsze, innowacyjne rozwiązanie.
Wykonujemy wiele wzorów oraz próbek i czasem klienci od razu mówią: „tak, to właśnie coś, czego mi brakowało”, a czasem: „owszem, to bardzo ładne, ale cena jest zbyt wysoka i musimy poczekać”.
Tak więc pewne nowości są od razu wdrażane, inne czekają na półce, a jeszcze inne zupełnie odpadają ze względów ekonomicznych.
n Ostatnio był Pan w podróży służbowej w Chinach. Czy tam firma poszukuje źródeł inspiracji?
D.D.: Mamy kilka maszyn wschodnioazjatyckich i chcieliśmy sprawdzić, w jakim stopniu obecna technologia tam opracowywana dorównuje standardom wyznaczonym przez wiodące firmy w Europie produkujące maszyny poligraficzne.
W Chinach są producenci, którzy bardzo mocno pracują nad tym, żeby ich produkty mogły zadowolić odbiorców wymagających zarówno pod względem jakości, jak i technologii oraz były konkurencyjne finansowo.
n Życzymy Panu zatem powodzenia i realizacji wszelkich zamierzeń.
D.D.: Dziękuję; jak wspomniałem, od 2-3 miesięcy jest już widoczne ożywienie rynku poligraficznego i myślę, że te firmy, które przetrwały najtrudniejsze chwile, w przyszłym roku na pewno nabiorą wiatru w żagle – jestem pewien, że to nas też dotyczy.
Rozmawiała Iwona Zdrojewska