Drugie oblicze outdooru
6 gru 2016 14:48

Ekspansja reklamy wielkoformatowej to nie tylko zjawiska pozytywne – pojawiające się jak grzyby po deszczu drukarnie cyfrowe (czyli nowe miejsca pracy) i rosnące zyski dostawców urządzeń oraz materiałów eksploatacyjnych czy firm zajmujących się sprzedażą powierzchni reklamowej. To także, niestety, postępująca w zastraszającym tempie degradacja estetyczna przestrzeni publicznej. Grupa ludzi, którą połączył brak akceptacji dla tego zjawiska, założyła stowarzyszenie MiastoMojeAwNim.pl. Naszym zdaniem jego przyczyną jest niekontrolowana ekspansja reklamy zewnętrznej – bilbordów, wielkoformatowych banerów i płacht reklamowych, zasłaniających elewacje budynków oraz ogólny brak dbałości o wspólną przestrzeń. Uważamy, że dalsze niszczenie naszego otoczenia należy natychmiast powstrzymać – mówi Ela Dymna, inicjatorka akcji i prezes stowarzyszenia, przyznając tym samym, że problem stał się bardziej widoczny, odkąd pojawiła się reklama wielkoformatowa. Przykład idzie z góry – Muzeum Narodowe ma płachty na 5 ścianach skutecznie zasłaniające jego dobrą architekturę, a przed wejściem łopocze szereg flag. Nie lepiej wyglądają Zachęta, na budynku której rozciągnięto sznury z płachtami przypominającymi pranie, czy Pałac Kultury, który zmienił się w słup ogłoszeniowy. My chcemy uporządkować wizualnie przestrzeń publiczną, na wzór krajów Unii. Najłatwiej byłoby skopiować już istniejące prawo UE, ale każdy kraj trochę inaczej rozwiązał ten problem – ubolewa Ela Dymna. Że inne państwa postrzegają reklamę wielkoformatową jako problem, to niezaprzeczalny fakt. „Gazeta Wyborcza” z dnia 28 grudnia poinformowała o wprowadzeniu przez paryskich radnych kolejnych ograniczeń w tej kwestii – w ciągu dwóch lat ma zniknąć z miasta 20% dużych reklam, a ich maksymalna powierzchnia zostanie zredukowana z 12 do 8 m². Co więcej, nie będzie ich można umieszczać nie tylko w historycznym centrum, ale także na wzgórzu Montmartre, na całej długości paryskich nadbrzeży Sekwany oraz w odległości mniejszej niż 50 m od szkół czy cmentarzy. Megapłachty reklamowe „opakowujące” architekturę i latami „zarabiające” na przyszłe remonty byłyby w Paryżu nie do pomyślenia. Co więc robią w „Paryżu północy”? Miesięcznik „Press” z grudnia ub.r. opublikował „ranking” siedmiu najlepszych – zdaniem szefów firm outdoorowych i domów mediowych – lokalizacji reklamy wielkoformatowej. Znalazły się wśród nich budynek Universalu przy rondzie Dmowskiego oraz Centrum Bankowo-Finansowe w Warszawie, krakowskie Sukiennice i Rynek Główny, Długi Targ w Gdańsku oraz tereny MTP i Stary Rynek w Poznaniu. Jest się czego wstydzić – turyści zamiast zabytkowej architektury podziwiać mogą Pierce’a Brosnana w nowej kolekcji Vistuli, poznać zalety kolejnego superkonta czy ofertę tanich przelotów na Wyspy. MiastoMojeAwNim.pl postuluje wprowadzenie pojęcia wspólnej, zewnętrznej przestrzeni wizualnej. Przestrzeń ta musi obejmować również to, co widać z ulicy na terenie prywatnym. Tak zdefiniowana przestrzeń jest dobrem wspólnym i dlatego emitowanie sygnałów wizualnych z terenu prywatnego powinno podlegać ograniczeniom i kontroli, podobnie jak emisja hałasu, zanieczyszczeń czy ilość reklam w TV. Postulat ograniczenia takiej emisji i dostosowania jej do ustalonych norm nie jest zamachem na wolność gospodarczą czy swobodę dysponowania własnością prywatną. Według stowarzyszenia to działanie w obronie ekosystemu miejskiego, w którym wszyscy wspólnie funkcjonujemy. Naszym długofalowym celem jest stworzenie prawa, które po pierwsze pozwoli na usunięcie nadmiaru reklam, po drugie da samorządom instrumenty administracyjne pozwalające na kontrolę całości zagadnień związanych z estetyką krajobrazu. Dotychczasowe uregulowania, rozproszone w wielu aktach prawnych i leżące w kompetencjach wielu instytucji, są nieskuteczne – mówi Ela Dymna. – Uważamy, że konieczne są jednolita ustawa o estetyce przestrzeni publicznej, regulująca całość zagadnień związanych z tą tematyką, oraz jedna instytucja, odpowiedzialna za stosowanie tego prawa. Stowarzyszenie będzie zajmować się także uwrażliwianiem ludzi na wygląd ich otoczenia przeprowadzając różnego typu akcje i happeningi, a także prowadząc lobbing i działalność edukacyjną w szkołach. Zdaniem stowarzyszenia częściową odpowiedzialność za stan faktyczny ponoszą firmy outdoorowe. Jak przyznaje jednak Ela Dymna, działają one w warunkach ostrej walki konkurencyjnej, zmuszającej do ciągłej ekspansji i w tej walce wykorzystują do maksimum możliwości, które stwarza obowiązujące dziś nieprecyzyjne i słabo egzekwowane prawo. Celem tych firm nie jest niszczenie przestrzeni publicznej, a jedynie maksymalizacja zysków w ramach obowiązujących przepisów. Jeśli zmienimy prawo i nałożymy ograniczenia na nasycenie przestrzeni reklamą – legalnie działające firmy outdoorowe podporządkują się nowym regulacjom – przekonuje Ela Dymna. – Uważamy jednocześnie, że umieszczanie komunikatów reklamowych w przestrzeni wspólnej powinno podlegać opłatom, podobnie jak obciążanie środowiska odpadami. Stowarzyszenie postuluje, aby odpowiedzialność finansową za umieszczenie nielegalnego przekazu reklamowego w przestrzeni wspólnej ponosił ten, kto na istnieniu takiej reklamy korzysta – czyli zarówno ten, kto pobiera opłatę za udostępnienie przestrzeni reklamowej, jak i reklamowana firma czy instytucja. Dolegliwość finansowa kary powinna być na tyle duża, by umieszczenie reklamy stało się całkowicie nieopłacalne. Równie istotnym problemem jest też tzw. dzika reklama. Na prywatnym terenie można, na dobrą sprawę, zrobić wszystko. Z tego „przywileju” korzystają chętnie różnego rodzaju zakłady usługowe, sklepy, składy, hurtownie czy restauracje, ustawiając rzucające się w oczy reklamy i szyldy w pobliżu swoich siedzib. O skutkach estetycznych tych praktyk łatwo się przekonać na trasach wylotowych z miast. Dzika reklama pojawia się w wielu formach, np. ogłoszeń naklejanych na słupach, skrzyniach i przystankach, grafitti malowanego na chodnikach i domach, wywieszanych gdzie popadnie banerów reklamowych czy ulotek za szybami naszych samochodów. Wszystkie te formy reklamy razem wzięte pokrywają coraz grubszym kożuchem nasze miasta i wkraczają coraz śmielej na łono natury – na plaże, stoki narciarskie, szlaki turystyczne i inne atrakcyjne widokowo miejsca – denerwuje się Ela Dymna. – Kiedy 6 miesięcy temu zaczęłam pokazywać znajomym zdjęcia, okazało się, że prawie nikt nie widzi, jak naprawdę miasto wygląda. Tylko osoby bardziej wrażliwe lub pracujące w tej branży widzą rzeczywistą Polskę. Poza tym osoby starsze nie rozpoznają na zdjęciu dobrze im znanych miejsc. Stąd powstał pomysł zrobienia fotomontaży – co by było, gdyby w innych krajach funkcjonowało polskie prawo. To właśnie fotomontaże najszybciej uświadamiają ludziom, jak bardzo nasz kraj jest oblepiony. Można je obejrzeć na http://www.miastomojeawnim.pl/#/start/. Naprawdę robią wrażenie… Z problemem dzikiej reklamy można walczyć skuteczniej (jest nielegalna i powinna być karana), dlatego stowarzyszenie organizuje akcję „Czyste miasto”: Wyruszamy w miasto w celu usunięcia nielegalnej reklamy śmietnikowej w sobotę, 1 marca. Obecnie staram się, aby ta akcja odbyła się we wszystkich większych miastach w Polsce – informuje Ela Dymna. Działalność MiastoMojeAwNim.pl można poprzeć także na stronie internetowej stowarzyszenia. Pracuje ono obecnie nad projektem ustawy, której przyjęcie pod głosowanie Sejmu RP w drodze społecznej inicjatywy ustawodawczej będzie wymagało zebrania 100 tysięcy podpisów. Każdy może mieć znaczenie… AN