Jak jeden dzień…
6 gru 2016 14:51

Dokładnie 21 grudnia 2009 roku minęła dwudziesta rocznica powstania Przedsiębiorstwa Poligraficzno-Wydawniczo-Handlowego ERKA. O działalności tej rodzinnej dziś firmy rozmawiałam z Ryszardem Krzywickim, jej założycielem, oraz jego dziećmi – Izabellą i Krzysztofem, którzy zdecydowali się dołączyć do zespołu. Nazwa „ERKA” pochodzi od inicjałów imienia i nazwiska założyciela firmy. Podczas studiów jako zaliczenie przedmiotu „grafika” zadano nam pracę polegającą na opracowaniu znaku firmowego. Za mój projekt dostałem piątkę i pomyślałem sobie, że jeśli kiedyś będę miał firmę, to tak się ona będzie nazywała – mówi z uśmiechem Ryszard Krzywicki. – Nawet nie przypuszczałem – szczególnie w latach studenckich – że działalność poligraficzną kiedykolwiek będzie można prowadzić prywatnie. Przygoda Ryszarda Krzywickiego z poligrafią trwa w zasadzie przez całe jego życie. Jak sam o sobie mówi, jest poligrafem z krwi i kości. Rozpoczynał w Technikum Poligraficznym w Warszawie, które wówczas znajdowało się przy ulicy Wiślanej. Następnie jako zecer i linotypista pracował w Zakładach Wklęsłodrukowych RSW „Prasa”. Przez niedługi czas nauczał też w Zespole Szkół Poligraficznych przy Stawki. Później ukończył wieczorowe studia poligraficzne w ówczesnym Instytucie Poligrafii Politechniki Warszawskiej. Po uzyskaniu dyplomu pracował na różnych stanowiskach, zajmując się m.in. fotoskładem. Następnie rozpoczął pracę w zarządzie głównym RSW Prasa-Książka-Ruch, gdzie był odpowiedzialny m.in. za import, części zamienne i remonty maszyn. Później, dość niespodziewanie, zmienił pracodawcę na firmę polonijną, gdzie przez siedem lat kierował zakładem poligrafii. Był to swego rodzaju odruch rozpaczy – przyznaje R. Krzywicki. – Początkowo byłem rozżalony, że musiałem odejść z mojej ukochanej pracy. Ale półtora roku później RSW „Prasa” upadła, a moi koledzy stracili posady. Ja już wtedy stanąłem na nogi. W pewnym momencie przyszło mi na myśl, żeby otworzyć własną firmę. Będąc w RSW nie miałem takich szans, ponieważ licencje dostawały tylko „bardzo ważne osobistości”. W końcu jednak zdecydowałem się odejść z firmy polonijnej i założyłem własną działalność. Jeszcze przed podjęciem decyzji o otwarciu firmy R. Krzywicki kupił działkę w podwarszawskich Łomiankach. Znajdował się tam budynek gospodarczy, który minimalnym nakładem finansowym udało się przystosować na potrzeby własnej działalności. Przez jakiś czas – wzorem kolegów – zamierzał uruchomić drukarnię. Nie posiadając jeszcze zezwolenia na działalność, tanio nabył w Niemczech maszyny poligraficzne. 21 grudnia 1989 roku R. Krzywicki dostał zezwolenie na prowadzenie działalności gospodarczej. Tego też dnia powstała firma PPWH ERKA. Posiadając urządzenia poligraficzne, chciałem zacząć drukować. Ponieważ miałem maszynę nieznaną wówczas na rynku polskim – japońską Ryobi – każdy maszynista żądał dwukrotnej stawki za swoją pracę. Szybko przestało mi się to opłacać. On zarabiał lepiej niż ja! – żartuje mój rozmówca. –Wtedy skalkulowałem, że bardziej opłaci mi się przyjąć pracę i zlecić ją na zewnątrz. Znając wówczas wszystkie drukarnie w Polsce działałem tak przez kilka lat. Równolegle prowadziłem działalność jako agencja wydawnicza i miniwydawnictwo. Wydawałem m.in. kalendarze Miss Polonia i pytania egzaminacyjne dla kierowców. Wtedy firma była jednoosobowa i szybko przekonałem się, że doba jest za krótka. Niedługo potem Ryszard Krzywicki otrzymał od dawnego szefa i kolegi z RSW „Prasa” propozycję kierowania biurem austriackiej firmy handlowej Ettenauer, która reprezentowała ponad czterdziestu producentów maszyn i urządzeń poligraficznych. Przez około piętnastu miesięcy prowadziłem jednocześnie swoją firmę i na pełnym etacie pracowałem u Austriaków – wspomina. – Po zakończeniu tej współpracy koledzy podpowiedzieli mi, żebym za dzisiejsze pięć złotych uzyskał zezwolenie na handel zagraniczny i objął opieką firmy, które swego czasu reprezentowałem, zwłaszcza że działalność wydawnicza nie była już tak lukratywna jak na początku. Odczuwając coraz większą konkurencję, zasmakowałem w handlu. Tak się zaczął mój romans z handlem maszynami i materiałami. W tym też czasie działalność wydawniczo-poligraficzna ERKI została bardzo ograniczona, a później całkowicie zlikwidowana. Lata mijały, a branżą poligraficzną zaczęły się interesować dzieci Ryszarda Krzywickiego. Zanim dołączyłam do firmy, niejednokrotnie jeździłam z ojcem na targi i spotkania branżowe. Dzięki temu mój kontakt z poligrafią rozpoczął się dosyć wcześnie – mówi Izabella Krzywicka-Kozieł. – Z czasem, im więcej poznawałam, tym ciekawsza mi się ona wydawała. Izabella Krzywicka-Kozieł dołączyła do firmy ojca zaraz po studiach ekonomicznych. Przez ponad trzy lata zajmowała się firmą Barco Graphics, która oprócz systemów prepress w swojej ofercie posiadała dopiero raczkujący w Polsce druk cyfrowy – obiekt zainteresowań Izabelli. Jednak zew krwi wprowadził mnie w większe środowisko – przyznaje dziś. – Wtedy bardzo chciałam rozpocząć pracę w dużej, międzynarodowej firmie. Marzyłam o poznaniu czegoś nowego. Zwerbowała mnie jedna z dużych korporacji, która w Polsce zamierzała zainwestować w dział wielobarwnych produkcyjnych urządzeń cyfrowych. Po ośmiu latach postanowiłam jednak wrócić do firmy rodzinnej. Uznałam, że nadszedł już dobry moment, by wiedzę i doświadczenie z rynków bardzo szybko rozwijających się i mocno skoncentrowanych na konkurencji przełożyć na biznes prywatny. W firmie ojca jestem z powrotem od dwóch i pół roku. Podobnie jak siostra, do zespołu ERKI dołączyłem po studiach, ale informatycznych. Od tamtego momentu minęło już sześć lat. Również jeździłem z ojcem na imprezy branżowe i w większości znałem firmy, które reprezentował. Z licznych opowieści i niemal od podszewki znałem też pracę ojca – mówi Krzysztof Krzywicki. – Szczególnie jedna firma przypadła mi do gustu: koncern MDC Max Daetwyler – szwajcarski producent urządzeń dla przygotowalni wklęsłodrukowej. Firma ta posiada w ofercie innowacyjne technologie związane z informatyką i wykorzystuje bardzo ciekawe rozwiązania mechaniczne. Sześć lat temu, jako jedyna na świecie, posiadała ona laserowe urządzenie do grawerowania form wklęsłodrukowych. Technologia ta również bardzo mnie interesowała. Chcąc poznać ją bliżej, a być może wprowadzić na polski rynek, zdecydowałem się na pracę z ojcem – opowiada. Jak zgodnie mówią moi rozmówcy, o sukcesie ERKI świadczy nie tylko fakt, że firma przetrwała na rynku dwadzieścia lat. Najważniejsze jest to – przekonuje K. Krzywicki – że nieprzerwanie od wielu lat ERKA na wyłączność reprezentuje w Polsce interesy kilku dużych zagranicznych producentów, którzy nam zaufali. W rezultacie fuzji firm Daetwyler i Hell Gravure Systems rok temu powstała firma Heliograph Holding, której ERKA stała się oficjalnym przedstawicielem w naszym kraju. Obsługuje ona także – wydzieloną dwa lata temu ze struktur Daetwylera – firmę SwissTec, zajmującą się produkcją i sprzedażą wysokiej jakości taśmy raklowej dla fleksografii, wklęsłodruku i tampondruku. Od szesnastu lat reprezentuje też niemiecką firmę Ernst Nagel ze Stuttgartu oferującą urządzenia do produkcji broszur, złamywarko-zszywarki, bigówki, wiertarki do papieru oraz materiały eksploatacyjne, tj. zszywki, wiertła i inne. Piętnaście lat trwa natomiast współpraca ERKI z firmą Multigraf – szwajcarskim producentem złamywarek do papieru. Jednak oferta ERKI stale się zmienia. Jest ona też przedstawicielem kilku innych, mniejszych podmiotów; niektóre z nich reprezentuje okazjonalnie, a na inne nie posiada wyłączności. Producenci nie tolerują byle jakiego sprzedawcy. Są bezwzględni i wiele wymagają od swoich przedstawicieli i partnerów na rynkach lokalnych. W końcu tu chodzi o ich byt! – mówi R. Krzywicki. – Jeśli nam przez tyle lat udało się utrzymać te przedstawicielstwa, a co więcej – reprezentujemy też Heliograph Holding, to znaczy, że sprawdzamy się w dziedzinie, w której działamy – stwierdza z dumą. Branża poligraficzna – jak uważa I. Krzywicka-Kozieł – najczęściej jako pierwsza lub jedna z pierwszych odczuwa początki kryzysu, natomiast jako jedna z ostatnich z powrotem wraca do łask. Jednak firmie ERKA udało się przetrwać ostatni impas. Ubiegły rok zakończyliśmy ze spadkiem sprzedaży na poziomie 8 proc. – oznajmia R. Krzywicki. – Myślę, że to nie jest zły wynik w stosunku do roku 2008, który był dla nas rekordowy. Trochę bardziej spadła nasza rentowność. W ubiegłym roku drukarze wyraźnie przestali kupować maszyny. Odczuliśmy spadek w sprzedaży maszyn introligatorskich, natomiast wzrosła sprzedaż materiałów eksploatacyjnych. Wynika z tego, że mimo wszystko drukarze pracowali. Nie kupowali maszyn, ale wykonywali zlecenia na tych, które posiadają. To dobrze wróży! ERKA już planuje kolejne przedsięwzięcia. To, że firma działa na przyzwoitym poziomie i ma osiągnięcia, nie oznacza, że można spać – mówi R. Krzywicki. – Branża poligraficzna szybko się zmienia, dlatego teraz zastanawiamy się nad poszerzeniem reprezentacji. Nie chcemy się jednak rozdrobnić – nie da się reprezentować kilkudziesięciu czy nawet kilkunastu firm na takim samym poziomie. Chcemy to robić tak jak dotychczas – profesjonalnie. Polska jest dużym krajem, dużym rynkiem i w związku z tym widzimy tu wielkie możliwości. Jak powiedział R. Krzywicki, niedawno pewien autor na łamach jednej z gazet stwierdził, że polska poligrafia jest zacofana i znacznie odstaje od reszty świata. Jednak mój rozmówca nie godzi się z tą opinią. Rzeczywiście nasza rodzima poligrafia sprzed trzydziestu lat być może miała się czego wstydzić – przyznaje. – Jednak od tamtego czasu poczyniono gigantyczne inwestycje we wszystkich specjalnościach poligraficznych. Jeżdżąc po Europie i po świecie widziałem różne drukarnie. Polskie są dobrze wyposażone, nie powinny mieć żadnych kompleksów; śmiem nawet twierdzić, że mogą się porównywać z niemieckimi, a często są lepsze od angielskich, francuskich czy włoskich. To, co najnowocześniejsze na świecie, jest już w Polsce – podkreśla z dumą. – Cieszę się, że mamy w tym swój udział. Rozmawiała Dorota Armiak