W Stanach Zjednoczonych pojawiło się interesujące rozwiązanie dla rynku poligraficznego. Podobne powstaje także w Niemczech. Jest to nowe podejście do komunikacji drukarni z klientami. Polega ono na wprowadzeniu znormalizowanych klas jakości (klasy jakości/poziomy). Każda z tych klas jakości jest powiązana z parametrami technicznymi – głównie wartościami tolerancji.
Kontrakt na druk pomiędzy drukarnią a klientem zawierany jest na określoną klasę/poziom – każda z nich ma swoje wymagania, ale także różną cenę. Drukarnie ustawiają swoje procesy technologiczne tak, by dysponować różnymi ścieżkami technologicznymi – dopracowują wybrane, by uzyskiwać lepsze parametry, inne pozostawiając świadomie na niższym poziomie zapewniając im adekwatną cenę.
Opublikowany przez Niemiecki Instytut Fogra podręcznik PSD: ProcessStandard Digital – Handbook powołuje się na projekty nowych norm ISO 15311-2 dla małego formatu druku cyfrowego oraz ISO 15311-3 dla druku wielkoformatowego. Wyróżnione tam klasy zdefiniowano podając między innymi wartości średniego oraz maksymalnego błędu dla pól kontrolnych, przypisując im klasy jakości (tab. 1).
Podobnie projekt normy ISO 15339 opisującej standaryzację druku bez względu na technologię druku (offset, flekso, roto, sito, druk cyfrowy…) opracowywany przez Amerykanów podaje definicje poziomów (wg CGATS/IDEAlliance TR 016-2014) (tab. 2).
Określane są nie tylko tolerancje wierności dla pojedynczego arkusza, ale także powtarzalność w nakładzie. Coraz częściej nie wystarcza określenie błędu średniego czy maksymalnego. Podejście bardziej statystyczne określa błąd 95 proc. najlepiej odwzorowanych próbek (95 percentyl). Takie podejście dopuszcza dla dużej ilości próbek przypadkowe błędy zapewniając jednocześnie, że znakomita większość pomiarów będzie spełniała postawione wymagania.
System poziomów jakości stwarza warunki do porównywania nie tylko cen, ale stawiania jakości jako wartości mierzalnej. Taki system umożliwia przykładowo wprowadzanie do przetargów zapisów oczekiwanego poziomu odwzorowania. Zatem gdy wymaganie klienta sprowadza się do druku w klasie jakości B, nie będzie się liczyć jedynie najniższa cena bez gwaran-towania czegokolwiek. To szansa dla tych drukarń, które inwestują w technologie standaryzacyjne i dbają, by ich proces technologiczny był spójny, stabilny i przewidywalny. Zatem nowe rozwiązania są obiecujące nie tylko dla klientów, ale także dla drukarń, które co prawda będą musiały nieco popracować nad uzyskiwaniem kolejnych poziomów, ale ich praca zwróci się większym niż dotychczas dochodem z produkcji. Drukarnie, które nie będą w stanie gwarantować obiektywnie mierzalnego poziomu jakości, będą naturalnie wypierane przez lepiej zarządzane firmy. Dla wielu wprowadzenie takiego systemu nie będzie oznaczać nawet poważnych inwestycji, a jedynie dopracowanie już istniejących rozwiązań tak, by w obiektywny sposób wykazać, że wykonana praca spełnia ustalone w kontrakcie kryteria.
Wielu klientów ma dziś związane ręce – znam osobiście instytucje (np. muzea czy galerie sztuki), które mają problemy z wiernością reprodukcji, ale nie potrafią w swoich przetargach zapisać tego tak, by uniknąć potencjalnych problemów – klienci ci w określonych przypadkach skłonni są wybrać nieco wyższą cenę, gdyby jasno i precyzyjnie określały to zasady rynku – przetarg na druk w klasie A lub B jednoznacznie eliminowałby drukarnie, które nie spełniają tych warunków. Wydaje się, że propagowanie także w Polsce takich tendencji jest wielką szansą rozbicia wojny cenowej i pokazania, że w poligrafii wiele firm potrafi, podobnie jak to się dzieje w innych gałęziach przemysłu, wprowadzić kontrolę procesu wytwarzania produktów. Nie ma dziś innej dużej gałęzi przemysłu, która tak spektakularnie jak poligrafia nie gwarantowałaby wyniku pracy maszyny wytwarzającej w ciągu godziny tysiące produktów.
Nowe podejście do zagadnień jakości produkcji poligraficznej wymaga ustanowienia dobrej komunikacji pomiędzy stronami: klient – grafik – prepress – drukarnia. Cyfry opisujące ∆E dla większości są obce. Potrzeba zatem przykładów, które pomogą połączyć indywidualne wrażenia obserwatora z wartościami cyfrowymi. Razem z Davidem Hunterem (jednym z najważniejszych amerykańskich ekspertów w tej dziedzinie) oraz korzystając z opinii szeregu innych ekspertów pracujemy nad nowymi narzędziami – przykładowymi obrazami, które możliwie precyzyjnie symulują wariacje barwne o dokładnie sprecyzowanej wartości ∆E.
Powstające tak rozwiązania mają stanowić pomoc w komunikacji.
Zarejestrowani użytkownicy portalu www.ChromaChecker.com mogą bezpłatnie korzystać z dwóch narzędzi generujących obrazy o zadanych błędach ∆E. Pierwsze z nich – ChromaChecker Softproofing Spot ∆E Color Tolerance Exercise obrazuje zestawienie sześciu przykładowych próbek barw czystych wraz z wariantami odchyleń barwy. Dopasowując wartość błędu, formułę obliczania ∆E oraz zmieniając warunki środowiska wizualnego można ocenić, jak cyfry określające wartość błędu odbierane są przez każdego z oglądających. Kilka zestawów barw o różnym nasyceniu oraz możliwość zdefiniowania barwy własnej (poprzez podanie wartości L*a*b*) pozwalają na zbadanie indywidualnej wrażliwości na różnice barw. Warto zwrócić uwagę, że większość ludzi ocenia, iż dużo łatwiej dostrzegają zmiany wywołane przez wartość L*. Zmiany samego tonu (tylko a* i b*) są znacznie mniej zauważalne i zależne od
wrażliwości postrzegania pewnych barw. To wykazuje, że poprawiana wielokrotnie formuła matematyczna wciąż wymaga pewnych korekt. Należy także zauważyć, że bezpośrednie sąsiedztwo porównywanych próbek czyni proces porównania czulszym, niż to ma miejsce w realnym druku.
ChromaChecker Softproofing Image ∆E Color Tolerance Exercise – tutaj porównywane są nie tylko barwy czyste, ale dwa zestawy fotografii.
Oczywiście oba narzędzia obarczone są pewnym błędem wynikającym z konwersji na obowiązującą w Internecie przestrzeń sRGB (błąd ten – gdy występuje – jest dokładnie opisany w przypadku pierwszego z nich). Oczywiście wiele zależy od samego monitora i zastosowanej przeglądarki, ale zakładając, że użytkownik zadba o dobrej jakości monitor i użyje przeglądarki poprawnie interpretującej sRGB, test będzie bardzo precyzyjny. Dodatkowo na stronie portalu dostępne jest osobne narzędzie wstępnej oceny monitora i przeglądarki www.
Generalnie korelacja pomiędzy błędem wyrażonym cyfrowo a odczuciem obserwatora pozostaje kluczowa. Obecnie proponowana formuła DE2000 daleka może od ideału jest i tak znacznie lepszym rozwiązaniem niż pozostawienie oceny jakości jedynie indywidualnej, subiektywnej ocenie. Zważywszy, że
8 proc. populacji mężczyzn i około 0,4 proc. populacji kobiet ma problemy z poprawnym rozróżnianiem barw, posiadanie rozwiązań nawet nie perfekcyjnie odpowiadających wrażliwości oka ludzkiego jest lepsze od ich braku. Dla weryfikacji poprawnej percepcji barw w wielu drukarniach, głównie w Stanach Zjednoczonych, pracownicy sprawdzani są testem Farnsworth-Munsell 100 Hue Test. Na stronie www.colormunki.com/game/huetest_kiosk dostępna jest wersja on-line.
Zadanie polega na ułożeniu chaotycznie rozrzuconych pól barwnych (z lewej) tak, by przejścia tonalne zachowywały płynność (w środku). Ostateczny rezultat ćwiczenia to wynik liczbowy wraz z wykresem obra-zującym, jakie barwy widma danej osoby obarczone są błędem (z prawej).
Przy analizowaniu różnic barwy należy uwzględnić także to, że porównując duże, jednolite pola nasza wrażliwość jest znacz-nie większa, dość silnie odczuwamy różnicę w przypadku wizerunków ludzi – dobrze rozpoznajemy wszelkie zmiany barwy ludzkiej skóry. W tym samym czasie z dość dużym trudem poruszamy się w delikatnych różnicach nasyconych zieleni. Gdy obraz posiada wiele różnokolorowych detali o dużych kontrastach lokalnych, mimo mierzalnych znacznych różnic jesteśmy skłonni je łatwiej zaakceptować.
Dlatego też dla drukarni większym problemem mogą być aple i reprodukcje pokazujące twarze ludzi, a mniejszym fotografie z wielobarwnymi detalami o dużym nasyceniu.
Innym ważnym problemem poruszanym przy okazji klas/poziomów jakości jest wiarygodność samych pomiarów i błędy, jakie powstają, gdy pomiar dokonywany jest przykładowo przez dwa różne instrumenty.
Warto pamiętać, że część ważniejszych klientów branży poligraficznej od dawna w swoich kontraktach dopuszcza maksymalne dopuszczalne odchylenie barw korporacyjnych lub kluczowych dla np. produkcji opakowań na poziomie do ∆E<2. Coraz częściej świadomość klientów sprawia, że ich oczekiwania stają się sformalizowane. Łatwiej spełniać wymagania, gdy mają one postać obiektywnie mierzalną, niż gdy wszystko opiera się na bliżej niesprecyzowanym wrażeniu. W konsekwencji ∆E – czy to w swojej starej (CIEDE1976), czy nowej (CIEDE2000) formule – będzie coraz świadomiej używanym elementem oceny jakości reprodukcji w poligrafii.
Nowe podejście do jakości wydaje się być przyszłością nieuniknioną. Można już teraz poczynić niezbędne wdrożenia lub czekać momentu, kiedy niezbędne kroki wymusi rynek. Warto także zwrócić uwagę na pracę, jaką trzeba wykonać, aby język komunikacji drukarni z klientem/grafikiem uczynić bardziej jednoznacznym.