Ulica Miedziana 11 to dla warszawiaków miejsce od lat związane z poligrafią, a nazwa Dom Słowa Polskiego w branży obrosła przez lata legendą. Drukarnia ta została zbudowana w centrum stolicy na ogromnym terenie o powierzchni 6,4 ha w latach 1948-1950 jako największy zakład poligraficzny w Polsce. Niestety, jak niemal każdej legendzie przyszło się zmierzyć DSP po latach świetności z bezlitosnymi realiami końca XX i początku XXI wieku. W br. zasłużony zakład kończy działalność poligraficzną.
Działalność Zakładów Graficznych „Dom Słowa Polskiego” roz-poczęła się w 1950 roku od jednej maszyny rotacyjnej Plamag, 50 linotypów (mało kto dziś pamięta, co to za urządzenie) i organizacji II Światowego Kongresu Obrońców Pokoju. Obrady otwierał prof. Fryderyk Joliot-Curie, a pod dachem nowej drukarni zebrali się intelektualiści i luminarze literatury tacy m.in. jak: Pablo Neruda, Ilia Erenburg, Tomasz Mann, Arnold Zweig, Leon Kruczkowski, Jarosław Iwaszkiewicz, Władysław Broniewski.
W tym okresie drukowano tu wyłącznie gazety; później stopniowo organizowano inne działy: introligatornię, chemigrafię, hale rotograwiury i offsetu i poszerzano zakres produkcji. W ciągu następnych lat kierowano do produkcji w tej drukarni edycje fundamentalne o znaczeniu ogólnonarodowym, jak dzieła zebrane Słowackiego i Mickiewicza czy 13-tomowa Wielka Encyklopedia Powszechna PWN. W drugiej połowie lat 60. uzupełniono park maszyn drukujących oraz wyposażenie introligatorni o nowe urządzenia.
Ogółem podczas pierwszych 20 lat istnienia zakładu wyprodukowano 12 mld 800 mln gazet, 1 mld 924 mln czasopism i 232 mln 430 tys. albumów, encyklopedii, broszur i książek.
W latach 70. historia DSP nabiera tempa, pomimo tragicznego pożaru w maju 1973 r., który doszczętnie zniszczył halę maszyn gazetowych i rotograwiurowych. W ciągu kilku miesięcy wznowiono drukowanie gazet na sprowadzonych z Francji maszynach typograficznych Wifag wraz z nowoczesnym systemem ekspedycji Ferag. Zbudowano nowy pawilon wklęsłodrukowy oraz nowoczesną przygotowalnię z grawerowaniem cylindrów. Uruchomiono też nowoczesną przygotowalnię offsetową, wprowadzono będący wówczas nowością skład fotograficzno-komputerowy oraz optyczny czytnik tekstu. W 1974 r. zainstalowano pierwsze w Polsce zwojowe maszyny offsetowe do druku heatset. Rozbudowano też park maszynowy do druku dziełowego oraz introligatornię, w której stanęła kompletna linia Kolbus do opraw twardych. Ówczesny park maszynowy i stosowane w DSP technologie nie odbiegały od standardów światowych. W szczytowym okresie końca lat 70. w zakładzie było zatrudnionych 2500 osób; rocznie zadrukowywano ponad 35 tys. ton papieru.
Z latami 80. przeminął czas największej świetności DSP; w nowych warunkach trudnych lat 90. to, co dawniej było przedmiotem chluby, stało się balastem utrudniającym właściwą strategię. Po
kolei odchodziły do innych drukarń takie gazety jak m.in. „Rzecz-pospolita”, „Gazeta Wyborcza” czy „Super Express” i czasopisma, które tu powstały, jak „Twój Styl” i „Sukces”. W końcu lat 90. zatrudnienie wynosiło 400 osób. Ze względu na ochronę środowiska zlikwidowano technologię wklęsłodruku. Nadal drukowano czasopisma i książki, prowadzono prace modernizacyjne i inwestycyjne (zakupiono m.in. system prepress firmy Agfa).
Kolejne zarządy podejmowały próby w celu utrzymania zakładu i jego produkcji w sytuacji coraz większego zagrożenia konkurencją. Ostatnią inwestycją był zakup w 2004 roku pełnoformatowego systemu CtP Screena oraz nowej 5-kolorowej maszyny arkuszowej Komori S40 w formacie B1. Próby „ratunkowe” podejmował też właściciel, czyli skarb państwa: na początku roku 2008 pojawiła się idea utworzenia holdingu wokół PW „Rzeczpospolita”, w skład którego miało wejść kilka wydawnictw, Składnica Księgarska i DSP, pomysł ten nie został jednak zrealizowany.
Przynoszący od lat straty zakład, zadłużony i jednocześnie niemogący odzyskać poważnych kwot swoich należności – jednym z największych dłużników jest zawieszona obecnie gazeta „Trybuna” – osiągnął kres swoich możliwości. Rozmawiam o tym z Leszkiem Szydłowskim, dyrektorem działu handlowego i pełnomocnikiem likwidatora Zakładów Graficznych „Dom Słowa Polskiego”.
Informacja o zakończeniu działalności przez DSP dotarła do nas drogą pośrednią – poprzez pożegnalne maile odchodzących pracowników. Nie było natomiast żadnego oficjalnego komunikatu.
Leszek Szydłowski: 23 kwietnia br. (rozmowę przeprowadziłam w połowie maja – IZ) odbyło się nadzwyczajne walne zgromadzenie, podczas którego właściciel – od 2007 roku firma jest 1-osobową spółką akcyjną skarbu państwa – postawił spółkę w stan likwidacji, czyli „podjął decyzję o rozwiązaniu Spółki pod firmą ZG DSP SA z siedzibą w Warszawie”. Zgodnie z Kodeksem Spółek Handlowych (ksh) zobowiązany jest ogłosić o rozwiązaniu Spółki i otwarciu likwidacji wzywając wierzycieli do zgłoszenia ich wierzytelności. Myslę, że wkrótce to uczyni.
Od pewnego czasu też następuje proces związany z wycofywaniem się ZG DSP SA z produkcji. Ale moim zdaniem ten proces rozpoczął się wiele lat temu, obecnie mamy jedynie do czynienia z jego zwieńczeniem. Jego źródłem były nie zawsze trafne pod względem ekonomicznym decyzje poprzedników; przez lata zakład przynosił straty. My, wszyscy pracownicy, oczywiście żałujemy, że skończyła się piękna era DSP, a z nią – znaczący fragment historii polskiej poligrafii.
Z drugiej strony większość zakładów, które funkcjonowały kiedyś w innej rzeczywistości społecznej, gospodarczej i politycznej, ma dziś olbrzymie problemy albo już nie istnieje. Inne uwarunkowania, a może brak doświadczenia czy też brak wizji kadry zarządzającej po przełomie ekonomicznym doprowadziły do tego miejsca, w którym dziś jesteśmy. Decyzje, nawet dobre, ale podjęte w niewłaściwym czasie, nie przyniosły oczekiwanych efektów.
Rzeczywiście już od dłuższego czasu było słychać, że w DSP nie dzieje się najlepiej.
L.S.: W wyniku długotrwałych trudności finansowych i braku perspektyw na poprawę tego stanu rzeczy, właściciel podjął decyzję o likwidacji Spółki i zgodnie z Kodeksem Spółek Handlowych ustanowił likwidatora. Jest nim Krzysztof Dzięcielski, członek zarządu firmy, przez pewien czas pełniący też funkcję prezesa. W myśl postanowień wspomnianego Kodeksu „Likwidator powinien zakończyć interesy bieżące spółki, ściągnąć wierzytelności, wypełnić zobowiązania i upłynnić majątek spółki. (…) Nieruchomości mogą być zbywane w drodze publicznej licytacji, a z wolnej ręki jedynie na mocy uchwały Walnego Zgromadzenia i po cenie nie niższej od uchwalonej przez Zgromadzenie”. Ten proces zamykania działalności właśnie jest w toku, przygotowywane są przetargi na zbycie nieruchomości i innych składników majątku Spółki.
DSP dysponuje olbrzymim terenem...
L.S.: Tak; obszar, którym zarządza DSP, to nieco ponad 4 ha gruntu oddanego Spółce w wieczyste użytkowanie. Cena opłat z tytułu wieczystego użytkowania jest wysoka.
Przy tym centrum miasta z pewnością nie jest odpowiednim miejscem dla produkcji poligraficznej choćby z uwagi na ochronę środowiska, utrudnienia komunikacyjne (duże samochody dostawcze) czy cenę rynkową gruntów.
Tu dygresja: jesteśmy w tej części miasta, którą kiedyś nazywano „robotniczą Wolą”, ponieważ działały tu, także przed wojną, duże zakłady produkcyjne. Czy któryś z nich dziś pracuje?
Do kiedy trwała produkcja w zakładzie?
L.S.: Do końca I kwartału bieżącego roku.
Ile osób jest jeszcze zatrudnionych w DSP?
L.S.: Obecnie na etacie jest ponad 70 osób; na początku roku było ich ok. 100. Likwidator na pewno będzie prowadził restrukturyzację zatrudnienia; pozostaną jedynie osoby niezbędne do dalszego funkcjonowania budynków i zabezpieczenia znajdującego się w nich mienia oraz ochrony terenu zakładu.
Na zakładowej tablicy widnieją jeszcze jedynie wizytówki dwóch związków: „Solidarności” oraz Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Poligraficznego. Czy oznacza to, że organizacje te jeszcze funkcjonują, negocjują warunki zwolnienia? Większość pozostałej załogi to przecież pracownicy z długoletnim stażem, nierzadko ponad 30-letnim.
L.S.: Oczywiście związki funkcjonują, rozmawiamy o problemach Spółki. Jednakże wg Kodeksu Pracy w przypadku ogłoszenia upadłości lub likwidacji pracodawcy nie stosuje się zwykłych przepisów dotyczących m.in. zawiadomienia na piśmie reprezentującej pracownika organizacji związkowej czy ochrony pracowników w okresie przedemerytalnym, podobnie jak przepisów szczególnych mówiących o ochronie pracowników przed wypowiedzeniem lub rozwiązaniem umowy o pracę. Ze związkami, jak wspomniałem, rozmawiamy i nie mamy złych relacji, ale sytuacja ekonomiczna i prawna jest określona.
Jak długo potrwa likwidacja?
L.S.: Trudno przewidzieć; ściągnięcie wierzytelności i wypełnienie zobowiązań – a jesteśmy stroną w różnych procesach sądowych – to zadanie nie na kilkanaście czy kilkadziesiąt miesięcy. Nasze zobowiązania w stosunku m.in. do Skarbu Państwa i urzędu miasta wynoszą ponad 20 mln zł, wierzytelności przekraczają 10 mln. Obowiązkiem likwidatora jest zakończyć proces wykreśleniem spółki z rejestrów sądowych.
Czy wiadomo, jakie jest przeznaczenie terenu, na którym mieści się DSP?
L.S.: Z tego, co mi wiadomo, dla tego terenu nie ma uchwalonego planu zagospodarowania przestrzennego.
Dziękuję za rozmowę.
Iwona Zdrojewska
Informacje dotyczące historii DSP pochodzą z „Gazety Kongresowej” z 1999 roku