Licencja na stosowanie
6 gru 2016 14:55

Prepress – taki właśnie jest temat wiodący niniejszego numeru „Poligrafiki”. W typowym rozumieniu prepress to ogół procedur w procesie tworzenia produktu poligraficznego, począwszy od wstępnego projektu po gotową publikację. Na ogół obserwuje się, że dla naszych publikatorów waga poszczególnych, w praktyce do kilkudziesięciu różnych elementów tego procesu jest bardzo wybiórcza i nakierowana na entuzjastyczne oczekiwania nowinek technologicznych, prezentacje producentów urządzeń, rozwiązania problemów użytkowych itp. Ogólnie biorąc byłoby to wystarczające, gdyby nie wieloletnie pomijanie pewnych tematów. Od czasu zaprzestania przez redaktora Andrzeja Tomaszewskiego publikacji materiałów typograficznych w Poligrafice nastąpiła w tym zakresie całkowita posucha. Praktycznie od kilku lat uważnie śledzę, kto i kiedy opowie coś o wyodrębnieniu z etapu projektowania publikacji nie tylko wstępnego kluczowego zagadnienia wyboru kroju pisma, ale i konsekwentnego zabezpieczenia uzyskania licencji na użytkowanie konkretnego fontu (czcionki). Na pociechę dodam, że z reguły takie licencje są bezterminowe. Ogólnie możemy oczekiwać od nabywanego fontu, że: n spełnia nasze oczekiwania wizualno-estetyczne; n obejmuje niezbędne standardy językowe, przykładowo: zachodnioeuropejski, Centralna Europa, cyrylica, greka, Armenia, Gruzja, Korea, Chiny, Japonia itd.; n jest właśnie taki sam, jaki stosuje nasz zleceniodawca, np. w księdze identyfikacji; n zabezpiecza nasze bieżące potrzeby z ewentualną perspektywą przyszłościowego zastosowania; n ma stosowny format na platformie PC lub MAC – obecnie najlepszy to dwuplatformowy OpenType; n posiadana licencja potwierdza jego użycie na niezbędnej dla nas liczbie stanowisk komputerowych; n jest nie tylko użyteczny dla DTP, ale również już przygotowany jako tzw. web-font na stronach internetowych. Stąd apel o skierowanie większej uwagi na typografię, co chyba formalnie powinniśmy nazywać nawet etapem PREprepress… Choć kroje pism są u nas popularnie nazywane czcionkami, w praktyce to nic innego jak nowoczesna forma dawnych metalowych zestawów matrycowych, z których następnie można było wielokrotnie odlewać poszczególne czcionki. Taka ramka stanowiła fizycznie nabywane dobro i przy ewentualnej zmianie użytkownika uprzedniemu do użycia nie pozostawało już nic. Teraz wygodny zapis elektroniczny (master) fontu generuje nam odpowiednie znaki i nie jest możliwe powstrzymanie jego rozprzestrzeniania za pomocą typowego a nieuprawomocnionego prostego kopiowania. Faktycznie niczym, oprócz aspektów prawnych, nie można obronić takiego małego elementu software. Nastąpiło coś w rodzaju „rozwodnienia odpowiedzialności” za użycie fontu, często nawet pojawia się oczekiwanie, że wbrew zasadom rynkowym powinna to być tzw. własność ogólnoludzka. Wyjaśniamy więc, że tak jak nie wolno odstępować posiadanego oprogramowa-nia MS Windows czy Adobe Photoshop, tak również musi być traktowana każda konkretna odmiana fontu. Z kolei tzw. free fonts – tak ulubione przez wielu grafików –w ogromnej większości nie posiadają praw komercyjnych i nie mogą być szeroko oraz bezpiecznie stosowane. Ogólna liczba fontów na świecie sięga już ok. 170 tysięcy odmian i nadal rośnie, stąd tak duży zakres problemu należytego traktowania właśnie tego szczególnego oprogramowania PRE dla prepressu, jaki tu próbujemy zasygnalizować. Generalnie to coś w rodzaju pobożnego życzenia, angielskie „wishful thinking”, stąd zamieszczona obok karta z publikacji firmy Linotype: „A word is worth a thousand Pictures” pokazująca serię przykładów składu właśnie słowa „Wish”…