Każdy, kto ma do czynienia z przygotowywaniem plików do nawietlania Đ czy to wprost na płyty (CtP), czy też tradycyjnie, za pomocš filmu Đ spotkał się zapewne z opiniami o ăwyższociÓ plików postscriptowych nad plikami zapisanymi w formacie PDF, bšd odwrotnie. Ci pierwsi argumentujš, że PostScript jest bezpieczniejszy, pewniejszy, że nawietlenia sš zawsze takie jak trzeba, trudno tam ăco zepsućÓ. Zwolennicy PDFa natomiast podkrelajš, że łatwo można obejrzeć rezultat końcowy za pomocš ogólnodostępnego i, co ważne, darmowego programu, że istnieje możliwoć dokonania modyfikacji i poprawek w gotowym pliku, że to jest nowoczeniejsze rozwišzanie itd... Co ciekawe, obie strony majš rację!
A wszystko zaczęło się bardzo dawno temu. Tak dawno, że młodsi czytelnicy z pewnociš tego nie pamiętajš. Na rynku królowały wówczas drukarki mozaikowe, czyli igłowe. Były one wyposażone na stałe w dwa lub trzy kroje pisma, w kilku odmianach każdy. Do zastosowań biurowych wystarczało to z nawišzkš, a o drukowaniu grafiki za ich pomocš nikt poważnie nie mylał. Gdyby zaistniała koniecznoć wydrukowania rysunku albo użycia nietypowego kroju czy stopnia pisma, zawsze istniała możliwoć przełšczenia drukarki z tzw. trybu ătekstowegoÓ na ătryb graficznyÓ. W rezultacie komputer przesyłał do drukarki nie kody znaków, ale kompletny obraz graficzny całej stronicy. O ile stronica A4 typowego tekstu zawiera niecałe 2000 znaków (czyli do przesłania pozostawało, liczšc z okładem, 2000 znaków x 8 bitów = 16 000 bitów), o tyle w trybie graficznym, nawet przy niewygórowanej rozdzielczoci drukarek igłowych, na przesłanie stronicy A4 czekało prawie 500 000 bitów, czyli przeszło 30-krotnie więcej. Dlatego drukowanie w trybie graficznym było dużo wolniejsze i stosowane niechętnie. Nawet wolna drukarka igłowa potrafiła drukować szybciej niż docierały do niej dane z komputera. Kiedy natomiast pojawiły się pierwsze drukarki laserowe, sytuacja stała się jeszcze trudniejsza. Urzšdzenia te, z natury dużo szybsze od poczciwych ăigłówekÓ, miały od nich przeszło 4-krotnie wyższš rozdzielczoć. Jak łatwo obliczyć, przy rozdzielczoci liniowej 12 l/cm (300 dpi) każdy centymetr kwadratowy liczył sobie 144 punkty. Aby zatem przesłać w trybie graficznym stronę A4, wymagane było 8 i pół miliona bitów, czyli przeszło 500 razy więcej niż w trybie tekstowym. Przy ówczesnym poziomie techniki transmisja takiej pojedynczej stronicy A4 mogła trwać nawet kilkadziesišt minut. A samo drukowanie? Kilka sekund. Z drugiej strony szybka drukarka dysponujšca ogromnš, jak na owe czasy, rozdzielczociš byłaby wymarzonym narzędziem do wydruków graficznych o jakoci nieosišgalnej (w tej cenie) innymi metodami. Tylko to oczekiwanie na wydruki...
Wtedy zrodził się pomysł zupełnie innego sposobu sterowania drukarkš. Przecież to, co kryje się pod pojęciem ăgrafikiÓ, to głównie zróżnicowane kroje pisma, tinty, linie, kształty geometryczne czy układy tabelaryczne. Zamiast zatem posyłać do drukarki kompletny obraz stronicy, można posłać jedynie (na wzór trybu tekstowego) polecenie wydrukowania np. prostokšta wypełnionego 50% tintš czy okręgu o gruboci 1,25 mm. Podobnie z nietypowymi krojami: może zapisać na stałe w drukarce zamiast kilku Đ kilkanacie lub nawet kilkadziesišt krojów pisma, a jeli już trafi się jaki krój pisma naprawdę nietypowy, istniałby odpowiedni rozkaz przesyłajšcy go w całoci do pamięci drukarki. Każdy znak byłby zatem transmitowany tylko raz, niezależnie od tego, jak często pojawia się w tekcie. Drukarka musiałaby tylko umieć zinterpretować te polecenia i je wykonać, bez koniecznoci czasochłonnego przesyłania ogromnych iloci danych. Tak zrodził się język programowania PostScript. Wszystkie drukarki laserowe z magicznymi literami ăPSÓ w nazwie wyposażone były w interpreter tego języka, pozwalajšcy szybko wykonać wszystkie zawarte w treci programu polecenia, głównie graficzne. Tu na marginesie warto dodać, że chociaż język PostScript jest ăzorientowany graficznieÓ, czyli szczególnie dobrze nadaje się do zastosowań graficznych, to poza rozkazami zwišzanymi z rysowaniem i drukowaniem umożliwia także wykonywanie operacji matematycznych i logicznych. Zastosowanie interpretera PostScriptu w drukarkach laserowych radykalnie skróciło czas wykonywania wydruków graficznych z kilkudziesięciu, niekiedy, minut do kilkudziesięciu sekund. Pomysł okazał się tak dobry, że mimo wysokiej ceny drukarek ze znakiem ăPSÓ stawały się one coraz bardziej popularne. Ta włanie popularnoć sprowadziła na nowy standard fatum niestandardowoci. Okazało się, że producenci sprzętu rozpoczęli swoisty wycig w wyposażaniu swych drukarek w coraz to nowe rozkazy i funkcje, niezrozumiałe dla produktów konkurencji. Dlatego też pojawiła się koniecznoć stosowania specjalnych sterowników, uwzględniajšcych indywidualne cechy konkretnego sprzętu. W rezultacie wycig ten doprowadził do powstania wielu wzajemnie niezgodnych dialektów języka PostScript, tworzšc na rynku ogromny bałagan. Tymczasem apetyt rósł w miarę jedzenia; użytkownicy zapragnęli drukować nie tylko tekst i grafikę, ale także zdjęcia. Ponadto pojawiły się drukarki kolorowe, więc standard języka PostScript musiał uwzględnić także ten fakt. W rezultacie powstawały kolejne wersje zwane level1, potem level2, aż wreszcie PS-3, uwzględniajšce coraz większe możliwoci programów graficznych. Okazało się ponadto, że obszarem zastosowań języka PostScript sš nie tylko drukarki, ale także nawietlarki, które powstawały jak grzyby po deszczu, wyposażane w interpretery języka PostScript. Tu także dał o sobie znać brak zgodnoci pomiędzy poszczególnymi producentami i modelami. Poczštkowo rozpoznawaniem i wykonywaniem programów napisanych w języku PostScript zajmowały się wyspecjalizowane układy elektroniczne wbudowane w nawietlarkę czy drukarkę. Jednak wprowadzenie nowej wersji PostScriptu pocišgało za sobš koniecznoć jeli nie wymiany całego urzšdzenia, to przynajmniej jego podzespołów elektronicznych. Była to zazwyczaj operacja bardzo kosztowna, więc użytkownicy często pozostawali przy starych wersjach, godzšc się na wynikajšce z tego faktu niedogodnoci. Ten włanie (finansowy) aspekt jeszcze bardziej utrudniał wprowadzenie jednolitego standardu. Z czasem, na skutek wzrostu mocy obliczeniowej komputerów, pojawiły się interpretery programowe Đ czyli po prostu programy komputerowe potrafišce odczytać rozkazy zapisane w języku PostScript i zamienić je na impulsy sterujšce pracš lasera w drukarce czy nawietlarce. W chwili obecnej interpretery programowe stanowiš przytłaczajšcš większoć wszystkich instalacji nawietlarek i wielu drukarek. Dzieje się tak z jednego zasadniczego powodu: łatwoci modernizacji Đ wystarczy zainstalować nowy program i mamy nowš wersję, oraz wystarczy kupić szybszy komputer, aby mieć wydajniejszy interpreter. Standardowy, biurowy komputer, choć pozornie równie skomplikowany jak specjalistyczny interpreter sprzętowy, okazał się wielokrotnie tańszy ze względu na masowš produkcję.
W tym włanie momencie dochodzimy do pewnej absurdalnej sytuacji: interpreter programowy to po prostu zwykły komputer z zainstalowanym programem pozwalajšcym zrozumieć polecenia zawarte w programie napisanym w języku PostScript i zamienić je na szereg impulsów, które trzeba przesłać do lasera nawietlarki czy drukarki. Jeli i tak trzeba tam przesłać informację graficznš bit po bicie i mamy wystarczajšco szybkie łšcze, to po co nam ten cały PostScript i ten drugi komputer? Okazało się jednak, że raz puszczonej w ruch machiny nie da się tak łatwo zatrzymać. Jest także jeszcze jeden powód popularnoci PostScriptu, powód techniczny: tworzenie programu w języku PostScript trwa zazwyczaj znacznie krócej niż jego póniejsze wykonanie, a sam program zwykle jest znacznie mniejszy ăobjętociowoÓ niż gotowy plik sterujšcy laserem. Bioršc pod uwagę pojemnoć noników danych oraz moc obliczeniowš stosowanych komputerów można uznać, że takie rozwišzanie nadal ma sens.
Między Internetem a poligrafiš...
Tymczasem ogromny rozwój Internetu spowodował koniecznoć efektywnej wymiany różnorodnych informacji. Naprzeciw tym potrzebom wyszła firma Adobe Systems Inc. ze swym pomysłem na uniwersalny format danych, pozwalajšcy komfortowo tworzyć publikacje bez względu na posiadany sprzęt i oprogramowanie. Format ten został nazwany PDF (Portable Document Format), gdzie słowo ăPortableÓ, czyli ăprzenonyÓ okazało się kluczowym. Głównš ideš
przywiecajšcš powstaniu tego formatu było, żeby, po pierwsze: te same pliki dawały się poprawnie odczytywać niezależnie od typu zastosowanego komputera czy zainstalowanego systemu operacyjnego, po drugie za: żeby program do ich odczytu był dostępny za darmo. Tak włanie się stało. Oczywicie narzędzie do tworzenia plików w formacie PDF nie jest już rozdawane za darmo, ale to przecież zrozumiałe. Cel został osišgnięty; wszelkiego rodzaju publikacje mogły być zapisywane w formacie PDF, a twórca nie musiał się już martwić, czy potencjalny odbiorca ma ăpecetaÓ, ămacaÓ czy palmtopa; nie ma dla niego także znaczenia, czy pracuje z systemem Windows, Unix, MacOS czy PalmOS. Nie musi się wreszcie martwić, czy odbiorca kupił odpowiedni program we właciwej wersji, zdolny do odczytania publikacji, bo taki program jest przecież powszechnie dostępny za darmo.
Poczštkowo nikt nie wišzał nowego formatu z poligrafiš, ale jedynš racjonalnš możliwociš wyprodukowania pliku PDF było przejcie przez... program w języku PostScript. Skojarzenie przyszło samo. Specjalici z firmy Adobe podchwycili temat, rozszerzajšc specyfikację formatu PDF o kolejne funkcje, przydatne w zasadzie jedynie do zastosowań poligraficznych. Lawina ruszyła, powstały następne wersje formatu PDF (od pierwszego ătakże poligraficznegoÓ 1.2 po 1.5 oraz wersję PDF/X optymalizowanš wyłšcznie pod kštem poligrafii). Nie sposób przecenić zalet wynikajšcych ze stosowania formatu PDF w przygotowalni poligraficznej: łatwoć podglšdu i dostępnoć służšcego do tego celu narzędzia, możliwoć edycji w szerokim zakresie, mała (w porównaniu z PostScriptem) objętoć plików Đ to tylko niektóre z nich. PDF nie jest już (tak jak PostScript) językiem programowania; jego twórcy doszli bowiem do wniosku, że skoro prawie nikt (z wyjštkiem wšskiego grona specjalistów bšd entuzjastów) nie pisze programów w PostScripcie Đ piszš je ămaszyny dla maszynÓ Đ to zachowanie formy języka programowania zamiast zwykłego pliku nie służyłoby niczemu. Konwersja programu postscriptowego do pliku PDF, choć pozornie prosta, kryje wiele pułapek. Niewłaciwe ustawienie choćby jednego z kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu dostępnych parametrów może spowodować nieodwracalnš utratę informacji. To jest włanie główna przyczyna, dla której PostScript wydaje się niektórym użytkownikom bezpieczniejszy. Dzi istniejš programy, które pozwalajš generować pliki PDF bez porednictwa PostScriptu, istniejš programy pozwalajšce na dokonywanie najróżniejszych operacji (impozycja, zaawansowana edycja itp.) bezporednio na tych plikach. Specyfikacja PDF cišgle ewoluuje, powstajš nowe, coraz doskonalsze i posiadajšce większe możliwoci wersje; niestety, bywa to powodem problemów Đ jak każda nowoć. Ale to włanie jest cena, jakš płacimy za postęp.
Cała cieżka technologiczna w jednym pliku...?
Ogromny sukces formatu PDF w poligrafii zachęcił programistów z Adobe do rozwinięcia pomysłu; zaprosili oni jednoczenie do współpracy czołowych producentów sprzętu prepress. W efekcie tej współpracy powstał nowy format: JDF (Job Definition Format).
Jakkolwiek w rozwinięciu tego skrótu litera ăDÓ oznacza co innego niż w PDF, ich podobieństwo z pewnociš nie było przypadkowe.
Wyobramy sobie elektronicznš kartę technologicznš, która zawiera wszystkie informacje o pracy, wszystkie zwišzane z niš dane zebrane w elektronicznej formie w jednym miejscu. Wyobramy sobie dalej, że takš kartę technologicznš zakładamy w chwili rozpoczęcia pracy z konkretnym zleceniem i służy nam ona aż do chwili wystawienia faktury. Taka elektroniczna karta nie zginie, zmieci wszystkie niezbędne informacje i, co najważniejsze, jest dostępna w każdej chwili i w dowolnym miejscu. Funkcję takiej włanie wirtualnej karty technologicznej pełni plik w formacie JDF. Poza funkcjami typowo administracyjnymi, jak gromadzenie informacji o danym zleceniu, zleceniodawcy czy okolicznociach, w pliku JDF przechowywane sš także opisy czynnoci, jakim musi być poddana praca, aby została poprawnie opracowana. Stšd już tylko krok do automatyzacji wielu czynnoci w łańcuchu technologicznym. Może tam być zapisana informacja nie tylko o stopniu zaawansowania prac (bardzo wygodne dla właciciela czy dyrektora zakładu, gdyż w każdej chwili może sprawdzić np. stan zaawansowania danego zlecenia czy kalkulację jego opłacalnoci), ale także schemat impozycyjny pracy, parametry wykonywania zalewek czy zapisane profile ICC, zgodnie z którymi należy wykonać odbitkę próbnš. Struktura pliku JDF jest jednoznacznie opisana i stanowi pewien standard, co bardzo ułatwia wykorzystanie tego formatu w praktyce. Warto nadmienić, że format JDF nie zawiera samej informacji graficznej, a jedynie odnoniki do odpowiednich, zawierajšcych jš plików PDF. Stšd taki cisły zwišzek pomiędzy tymi formatami.
Niestety, pomimo szeregu niepodważalnych zalet stosowanie JDFa wišże się z pewnymi niedostatkami i ograniczeniami. Plik ten, jak każdy formularz (choćby wirtualny i zapisany jedynie w postaci elektronicznej), ma pewne przewidziane przez jego twórców rubryki. Zdarza się niekiedy, że te rubryki nie do końca odpowiadajš potrzebom użytkownika. Wówczas wygodne narzędzie może stać się powodem problemów, których nigdy bymy nie dowiadczyli, gdyby nie JDF. Ponadto zdarza się, że to, co doskonałe w dużej i dobrze zorganizowanej firmie, może okazać się kłopotliwe podczas stosowania w firmie niewielkiej, gdzie elastycznoć i możliwoć wykonywania bardzo nietypowych prac sš ważniejsze niż automatyzacja.
Co przyniesie przyszłoć...
Wszystko wskazuje na to, że rola zarówno formatu PDF, jak i JDF oraz cisła ich integracja z narzędziami internetowymi będzie z miesišca na miesišc rosła. Zdajš się to potwierdzać rozwišzania większoci czołowych producentów sprzętu i oprogramowania poligraficznego oraz bardzo burzliwy rozwój obu tych formatów. Czasem nawet nazbyt burzliwy, o czym jakże często mogš się przekonać osoby zwišzane z przygotowalniš poligraficznš. Jednak mimo tych wszystkich prognoz wydaje się, że na rynku nadal pozostanie miejsce dla firm pracujšcych w oparciu o inne rozwišzania.