Jeszcze kilka lat temu analitycy branży wydawniczej szacowali, że udział e-booków przewyższy udział książek papierowych przed 2015 rokiem, tymczasem sprzedaż wydań elektronicznych gwałtownie spadła. Można już mówić o powolnym powrocie zwolenników e-booków do książki drukowanej lub przynajmniej o czytelnictwie hybrydowym, opartym na korzystaniu i z tabletu, i z wydań papierowych.
W jednym z wrześniowych wydań „New York Timesa” ukazał się interesujący artykuł na temat aktualnej sytuacji rynku wydawniczego w Stanach Zjednoczonych. Jak wiadomo, wiele innowacji technologicznych przychodzi do nas zza oceanu, więc z dużą dozą prawdopodobieństwa podobny scenariusz zrealizuje się niebawem i w Europie. Pięć lat temu amerykański świat książki uległ ogólnej panice co do niepewnej przyszłości druku. Czytelnicy zachłysnęli się nowymi czyt-nikami i tabletami, a sprzedaż elektronicznych wydań książek, czyli e-booków w latach 2008-2010 wzrosła o 1260 proc. Właściciele księgarń zauważyli, że klienci coraz częściej zaglądają do nich tylko po to, żeby zorientować się, jakie tytuły warto zamó-wić online. Drukarnie dziełowe odnotowały spadki zamówień, księgarnie zaczęły upadać, a wydawcy i autorzy obawiali się, że ich działalność zostanie skanibalizowana przez tańsze, nie zawsze legalnie rozpowszechniane wydania elektroniczne. W 2011 roku obawy wszystkich uczestników rynku książki zmaterializowały się w postaci bankructwa amerykańskiego odpowiednika Empiku –sieci Borders. E-booki były jak rakieta wznosząca się w górę z ponaddźwiękową prędkością – wspomina Len Vlahos, były dyrektor zarządzający Book Industry Study Group, niezależnej amerykańskiej grupy badawczej śledzącej branżę wydawniczą. – Każdy, z kim rozmawialiśmy wieszczył, że podzielimy los branży muzycznej, która bardzo szybko stała się cyfrowa.
Apokalipsa w odwrocie
Cyfrowa apokalipsa nie nadciągnęła jednak na rynek książki, a przynajmniej nie w spodziewanym czasie. Analitycy szacowali, że udział e-booków przewyższy udział książki papierowej jeszcze przed 2015 rokiem, tymczasem sprzedaż wydań elektronicznych gwałtownie spadła. Można już mówić o powolnym powrocie zwolenników e-booków do książki drukowanej lub przynajmniej o czytelnictwie hybrydowym, opartym na korzystaniu i z tabletu, i z wydań papierowych. Według Amerykańskiego Stowarzyszenia Wydawców, które pozyskało dane od ponad 1200 podmiotów, w ciągu pierwszych pięciu miesięcy 2015 roku sprzedaż e-booków w USA spadła o 10 proc. Udział książki cyfrowej szacowany jest na ok. 20 proc., czyli pozostaje na poziomie sprzed paru lat. Spadająca popularność e-booków może świadczyć, że branża wydawnicza lepiej zniosła cyfrową rewolucję niż inne media takie jak muzyka czy telewizja. Dedykowane czytniki e-booków, jak np. Kindle, szybko wyszły z mody i przegrały w starciu ze smartfonami i tabletami, choć początkowo zarówno ich sprzedaż, jak i sprzedaż e-booków wyglądały bardzo obiecująco. W 2014 roku sprzedaż czytników była szacowana na 12 milionów urządzeń, co stanowi ostry spadek w porównaniu z rokiem 2011, w którym – według Forrester Research – sprzedano ich ponad 20 milionów. W pierwszym kwartale br. osoby czytające przede wszystkim na czytnikach stanowiły 32 proc. czytelników; w 2012 roku taki sposób czytelnictwa preferowała co druga osoba.
Niektóre badania wskazują, że nawet młodzież, dla której technologie cyfrowe są światem naturalnym, a nie innowacją, wciąż woli czytać wydania papierowe. Nieoczekiwana regeneracja druku była swoistym wiatrem w żagle dla wielu księgarń. Niezależne sklepy, przez ostatnie lata zmagające się z recesją i konkurencją ze strony Amazona, odnotowują silne oznaki ożywienia. Amerykańskie Stowarzyszenie Księgarzy liczy obecnie 1712 członków i 2227 księgarń; dla porównania: w 2010 roku liczyło 1410 podmiotów i 1660 punktów sprzedaży. Ludzie spekulowali, że zniknięcie z rynku książki papierowej to tylko kwestia czasu, ja zaś uważam, że wydania drukowane będą miały znaczący udział przez kolejne 50-100 lat – mówi Markus Dohle, dyrektor zarządzający wydawnictwa Penguin Random House. – Przychody z książek drukowanych stanowią obecnie ponad 70 proc. obrotu w Stanach Zjednoczonych. Z pewnością przyczyniła się do tego sprawna dystrybucja: nawet w okresie listopad – styczeń, czyli szczytowym, jeśli chodzi o sprzedaż książek, wydawnictwo gwarantuje dostawę do księgarń w ciągu dwóch dni roboczych, co pozwala im na zdrowsze zarządzanie magazynem i łatwiejsze utrzymanie płynności finansowej. Dodatkową korzyścią jest redukcja zwrotów niesprzedanych pozycji o 10 proc. Wydawnictwo Penguin Random House wprowadziło również innowacyjną na rynku strategię zarządzania magazynem produktów drukowanych opartą na zaawansowanym przetwarzaniu danych. Na razie jest ona oferowana największym odbiorcom i polega na codziennym śledzeniu danych sprzedażowych oraz przetwarzaniu ich na rekomendacje, ile egzemplarzy danego tytułu dana księgarnia powinna zamówić. To bardzo proste – tylko książka, która jest na półce, może zostać sprzedana –stwierdza Markus Dohle.
Między pikselami a drukiem
Książce drukowanej sprzyjają również wysokie ceny jej elektronicznych odpowiedników, często zbliżone do ceny książki papierowej bądź jej równe. Za wcześnie jednak na odtrąbienie końca wojny pomiędzy pikselami a drukiem. Zarówno branżowi analitycy, jak i wydawcy są zgodni co do faktu, że za wcześnie na deklaracje o upadku cyfrowej rewolucji. Atrakcyjne nowe urządzenie może w każdej chwili zawojować rynek. Coraz więcej osób czyta książki na swoich smartfonach, a nowy tablet Amazona kosztuje zaledwie 50 USD – dla porównania: cena pierwszego czytnika Kindle wynosiła 400 USD. Możliwe również, że znacząca ilość osób wciąż kupuje i czyta e-booki, ale nie od tzw. mainstreamowych wydawców. Coraz popularniejszy w Stanach Zjednoczonych trend self-publishingu zalał rynek publikacjami w cenie nawet poniżej dolara. Rynkowi giganci, jak np. Amazon, wprowadzają również tzw. abonamenty, które za cenę 10 USD miesięcznie gwarantują dostęp do ponad miliona tytułów. Większość wydawców twierdzi, że świat zmienia się zbyt szybko, aby zadeklarować cyfrowy odpływ na rynku książki. AN