„Tygrys” w fazie wzrostu
6 gru 2016 14:45

W naszych poszukiwaniach wiarygodnych informacji na temat stanu rodzimej poligrafii nie mogliśmy pominąć jako ich źródła największej organizacji branżowej. O kondycję polskiego przemysłu poligraficznego, perspektywy jego rozwoju w ciągu najbliższych kilku lat oraz o działalność Polskiej Izby Druku pytamy jej prezesa, Roberta Musiała. Jaka według Pana, jako prezesa Polskiej Izby Druku i jednocześnie dyrektora pionu druku w Agora SA, jest kondycja polskiej branży poligraficznej? Robert Musiał: Według danych GUS w I kwartale bieżącego roku w produkcji papieru i tektury w stosunku do analogicznego okresu w roku 2005 odnotowany został wzrost w wysokości 2,65%. W przypadku masy celulozowej wzrost wyniósł 5%. Jak podaje GUS, zatrudnienie i płace w sektorze produkcji masy włóknistej, papieru oraz wyrobów z papieru również wzrosły o ok. 5%. W działalności wydawniczej - poligrafia i reprodukcja - przeciętne wynagrodzenie wzrosło porównując I kwartał 2006 do I kwartału 2005 o 6,5% przy wzroście zatrudnienia o 1,6%. Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wynosi ok. 2530 PLN, w poligrafii jest to 3408 PLN, a w działalności wydawniczej nawet 4441 PLN. To wszystko świadczy o tym, że branża poligraficzna jest w fazie wzrostu. Widać to również po wyższych z każdym rokiem obrotach. Firmy rozwijają się, inwestują. Jesteśmy już znaczącym wykonawcą usług poligraficznych dla rynku europejskiego. Powodów tej sytuacji jest kilka: po pierwsze fachowe kadry, niższe koszty pracy, a przede wszystkim liczne inwestycje oraz duża elastyczność produkcyjna i technologiczna. W każdym numerze prasy branżowej można znaleźć doniesienia o nowych instalacjach w polskich firmach i co ważne, część z nich jest pionierska nie tylko na rodzimym rynku, ale i na świecie. Przykładem niech będzie maszyna Colorman firmy MAN Roland, która wkrótce rozpocznie pracę w drukarni Polskapresse w Sosnowcu. To wszystko świadczy o kondycji polskiej poligrafii, inwestycje nie są bowiem czynione po to, aby wydać pieniądze i pojawić się w prasie, ale dlatego, że jest na te nowe maszyny obłożenie. W raporcie GUS znajduje się pozycja „eksport maszyn i urządzeń poligraficznych”, a przecież Polska nie jest ich znaczącym producentem. Okazuje się, że eksportujemy maszyny używane do Czech, Libii, Egiptu, robiąc tym samym miejsce na nowocześniejsze. Mamy więc stały dostęp do nowych technologii, co jest zjawiskiem bardzo korzystnym. Kiedyś przecież to Polska była końcowym odbiorcą używanych, często naprawdę wiekowych maszyn. O dobrej koniunkturze w branży poligraficznej świadczy również zainteresowanie firm zagranicznych inwestowaniem w polskie drukarnie. Często zwracają się one do PID z prośbą o pośrednictwo w poszukiwaniu kontrahentów, organizowaniu spotkań biznesowych. Jest szansa, aby ta hossa w branży poligraficznej utrzymała się przez najbliższe kilka lat? Jestem przekonany, że tak będzie. Kilka lat temu dyskutowano o tym, że Internet pogrąży poligrafię, że książki i gazety będziemy czytać na ekranach monitorów. Czas pokazał, że tak się nie stało. Dalej kupujemy książki, ponieważ mamy przyjemność z ich czytania i własnej interpretacji, a za najbardziej wiarygodne uznajemy informacje w prasie, mamy je bowiem „na piśmie”. Obserwuję rynek i nie widzę powodów, aby poligrafia miała się dalej nie rozwijać. W zeszłym roku powstał projekt zrealizowania kompleksowych badań przemysłu poligraficznego przez Polską Izbę Druku. Poligrafika jest partnerem tego projektu i na jej łamach miały zostać opublikowane fragmenty tych badań. Jak przebiega ich realizacja? Niestety nie tak szybko, jak byśmy chcieli. Problem jest poważny i złożony. Po pierwsze należy właściwie zdiagnozować rynek. Podzieliliśmy go na 3 grupy: prepress, press i postpress. W obrębie tych grup wyłoniliśmy firmy, które rzeczywiście się w tych dziedzinach specjalizują, odrzuciliśmy firmy jednoosobowe, dysponujące na przykład jedną kopiarką. Okazało się, że baza danych Polskiej Izby Druku, składająca się z ok. 3700 adresów, jest najbardziej wiarygodna i dokładna, nie ma w niej bowiem „pustych” rekordów, czyli firm, które powstały, ale nigdy nie rozpoczęły działalności ani też takich, które ją zakończyły. Nie jest to może liczba duża jak na populację naszego kraju, ale podlegająca dynamicznemu rozwojowi. Drugi problem to kwestie finansowe. PID nie prowadzi działalności komercyjnej, nie dysponuje więc środkami, z których można by sfinansować profesjonalne badania rynku. Poszukiwaliśmy zatem sponsorów - okazało się, że wszyscy badań potrzebują i chcą się włączyć w ich realizację, ale kiedy przyszło do przekazania konkretnych środków finansowych i aktywnego udziału w przygotowaniu badań, pojawiły się trudności. Jak Pan myśli, dlaczego? Myślę, że każdy z nas, kto działa w branży poligraficznej, ma dobrze rozpoznany rynek - swój rynek. Drukarnie gazetowe znają rynek prasy, a dziełowe Đ książki. Nie każdy chce natomiast tą wiedzą się podzielić. Niby wszyscy zgadzamy się co do tego, że badania są potrzebne, rozumiemy ich ideę, ale w finale się wycofujemy, wolimy poczekać na efekty pracy innych. W sferze współdziałania „ludzi z branży” ciągle mamy dużo do zrobienia, aby uzyskać efekt synergii środowiska. Więc może takie badania nie są jednak branży potrzebne? Ależ oczywiście, że są. Nikt w Polsce nie jest w stanie tego rynku opisać. To podcina nam skrzydła już na wstępie, jeżeli chodzi chociażby o pozyskanie inwestorów zagranicznych. Jest oczywiście Główny Urząd Statystyczny, każdy może interesujące go zagadnienia uzyskać z tego źródła i poczynić stosowne analizy, ale inwestorów tak nie przyciągniemy. Jako branża nie dysponujemy żadnymi analizami rynku. Skromnymi środkami PID sfinansowaliśmy przygotowanie i zweryfikowanie bazy danych do badań; mam nadzieję, że z czasem branża się przełamie i zaczniemy o swoich wspólnych interesach myśleć globalnie. Pana zdaniem w Polsce jest możliwe myślenie o wspólnym interesie? Tak, powoli takie inicjatywy stają się zauważalne. Powstają konsorcja drukarń, które razem realizują jedno duże zlecenie. Pojedyncza firma nie byłaby w stanie wykonać go na czas własnymi siłami, bierze jednak odpowiedzialność za projekt i we współpracy z kilkoma innymi drukarniami go realizuje, dzięki czemu wszyscy są zadowoleni. Jeszcze kilka lat temu takie zlecenie musiałoby trafić za granicę. W kwietniu ub.r. został Pan prezesem Polskiej Izby Druku. Jak podsumowałby Pan działalność PID za Pana kadencji? Moim podstawowym celem było sprawienie, aby Polska Izba Druku jako organizacja była branży potrzebna. Za sukces uważam wprowadzenie jednolitej interpretacji zasad opodatkowania VAT. W ostatnich dwóch latach wartościowo rynek książki został powiększony ponaddwukrotnie dzięki gwałtownemu wzrostowi eksportu. Wiele firm nie mogłoby się tak prężnie rozwijać, a niektóre wręcz zagrożone byłyby bankructwem, gdybyśmy nie przekonali Ministerstwa Finansów do naszych racji. PID ma obecnie niewiele ponad stu członków, ale z sukcesów Izby korzysta cała branża. Cieszy mnie fakt, że coraz więcej firm zgłasza się do nas z chęcią wstąpienia w nasze szeregi, mimo iż nie prowadzimy żadnych działań marketingowych w tym zakresie. Co ciekawe, także firmy zagraniczne są zainteresowane członkostwem w Izbie, choć jak sama nazwa wskazuje, działamy na rzecz polskich firm. Niemniej jest to dla nas nobilitujące. Jako kolejną ciekawostkę powiem, że ostatnio kilka firm ze Skandynawii zwróciło się do nas z prośbą o pośrednictwo w poszukiwaniu pracowników. Oczywiście nie angażujemy się w taką działalność, nie po to bowiem kształcimy kadry, aby je potem „eksportować”. Odpowiednio wynagradzane miejsca pracy powinny znaleźć się w naszym kraju. Kolejne sukcesy to zdecydowana poprawa w egzekwowaniu składek członkowskich (wcześniej była to kość niezgody; wiele firm uważało, że składki są za wysokie, teraz w zasadzie nie podlegają już one dyskusji). Myślę, że działalność Izby stała się w ciągu ostatniego roku bardziej widoczna. Z pewnością przyczyniły się do tego organizowane przez nas imprezy. Wielkim wydarzeniem był również Bal Polskiej Izby Druku połączony z galą wręczania nagród w konkursie Złotego Gryfa, w którym brały udział nie tylko firmy członkowskie. W związku z ogromnym zainteresowaniem tym konkursem chciałbym zmienić trochę jego formułę, aby wyzwolić w uczestnikach nowe pokłady „kreatywności”, za wcześnie jednak na zdradzanie szczegółów. Byliśmy także organizatorem konferencji na targach Poligrafia 2005, będziemy również obecni na tegorocznym Taropaku z konferencją „Opakowania, dziś i jutro polskiej poligrafii”. Jesienią zeszłego roku PID był inicjatorem szkolenia z dziedziny technik negocjacji, w którym udział wzięło 20 firm członkowskich. Po stronie sukcesów zapisuję także nową siedzibę Izby. Znalazło się w niej miejsce na salę konferencyjną, z której mogą korzystać nasi członkowie. Jesień zeszłego roku to również kontynuacja spotkań polskich drukarzy z francuskimi i holenderskimi zleceniodawcami, zainteresowanymi podjęciem współpracy. Czy Pana zdaniem powyższe działania sprawiły, że Polska Izba Druku postrzegana jest jako organizacja potrzebna branży? Moim zdaniem tak, choć nie tylko moim. Polska Izba Druku zaczęła być postrzegana jako przedstawiciel branży poligraficznej, zaczynamy zabierać głos w pracach legislacyjnych jej dotyczących. Uważam za niezwykle istotne, że możemy wreszcie mieć wpływ na prawo, a nie dowiadywać się o nim wtedy, kiedy za późno już na jakiekolwiek działania. Dzięki temu, że pozycja PID jest coraz silniejsza, mogliśmy być inicjatorem wielu artykułów na temat polskiej poligrafii, jak choćby słynnej już publikacji w „Rzeczpospolitej”, w której autorka nazwała branżę „tygrysem Europy”. Jaki ma Pan pomysł na Polską Izbę Druku? Co jeszcze należałoby dla branży zrobić i jak mogłaby w tym pomóc prasa fachowa? Myślę, że najbardziej palącym problemem jest stan szkolnictwa poligraficznego. Podjęliśmy już próbę zdiagnozowania potrzeb pracodawców i nawiązaliśmy dialog z Ministerstwem Edukacji. Moim zdaniem współcześni drukarze to nie tylko rzemieślnicy wykonujący określone usługi. Muszą posiadać także szeroką wiedzę z zakresu zarządzania, obsługi klienta, znać języki obce. Do tego niestety szkoły poligraficzne nie przygotowują. Chciałbym, aby Polska Izba Druku jako organizacja branżowa była swego rodzaju zwierciadłem, w którym środowisko mogłoby się przeglądać. Mamy wiele pomysłów na dalszą działalność Izby i informujemy o nich, a także o bieżących dokonaniach, w Biuletynie PID. A czego oczekujemy od prasy branżowej? Przede wszystkim poparcia dla naszych działań i promocji Izby. Mamy przecież wspólny interes Đ dobro branży, dla rozwoju której pracujemy. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Anna Naruszko