Typograf w Londynie
6 gru 2016 14:45

Z pewnością wielu czytelników POLIGRAFIKI - podobnie jak ja - doświadcza rozłąki z dziećmi, które gnane chęcią poznania świata i popędzane polską beznadzieją w szukaniu satysfakcjonującej pracy organizują sobie życie za granicą. Moja córka Ewa - od kilku lat w gościnnej Brytanii - ukończyła Brunel University z tytułem Master of Art. Czy może być lepszy pretekst do wizyty w Londynie? Lipcowy Londyn witał lejącym się z nieba żarem, wielodniową spiekotą niezwykłą dla deszczowej Anglii. Upał dawał się we znaki szczególnie dotkliwie w kolejce metra, która jest dla kontynentalnego turysty podstawą komunikacji w tym rozległym mieście. Natomiast na stacjach było już nieco lepiej - przynajmniej do tego stopnia, że można było zacząć „typograficzne” zwiedzanie Londynu. Wszystkie napisy dotyczące metra: nazwy stacji, system informacji, wszelkie drukowane akcydensy, schematy linii kolejki itp. są wykonane i składane jednym krojem pisma. Jest to bardzo czytelny grotesk zaprojektowany przez Edwarda Johnstona (1872-1944). Johnston, urodzony w Szkocji, studiował początkowo medycynę w Edynburgu, ale szybko przyjechał do Londynu uprawiać sztukę. Uczył się m.in. w Royal College of Art. Studiował kaligrafię i liternictwo w kręgu artystów związanych ideami Arts and Crafts Williama Morrisa oraz uczył się, pracował i przyjaźnił z Erikiem Gillem, znanym rzeźbiarzem, twórcą pięknych kamiennych inskrypcji i artystą książki. Krój pisma Johnston’s Railway Type lub inaczej - Underground, powstał w latach 1913-18 na zlecenie Franka Picka z firmy London Transport. Jednak Johnston uzupełniał i aktualizował rodzinę swojego pisma aż do lat czterdziestych. Powstawało ono w ścisłej współpracy z Erikiem Gillem. Stąd wiele elementów graficznych oraz „ducha” pisma znajdziemy w literach projektowanego dla Monotype w latach 1928-30 kroju Gill Sans-serif. Pismo Johnston’s Underground towarzyszy historii londyńskiego metra do dzisiejszych czasów. Przeszło wszystkie zmiany technologiczne w poligrafi: od ołowianych i drewnianych czcionek, poprzez matryce lino- i monotypowe, fotomatryce naświetlarek fotoskładu, aż do komputerowych fontów. Gdy z żoną zwiedzaliśmy Londyn, nie mogliśmy oczywiście ominąć słynnej galerii Tate Britain w sąsiedztwie szkoły, z którą związani byli Johnston i Gill. Oglądając różne dzieła sztuki, m.in. obrazy prerafaelitów i innych przyjaciół Williama Morrisa, ujrzeliśmy piękną płaskorzeźbę dłuta Erica Gilla. Przedstawiała krucyfiks z Chrystusem bez przepaski na biodrach, okolony pięknie kutą inskrypcją, której litery przypominały krój drukarskiego pisma Perpetua zaprojektowany później przez Gilla dla Monotype. Kasia próbowała wbrew muzealnym obyczajom sfotografować dla naszego miesięcznika tę rzeźbę, ale zdjęcie się nie udało. Udało się natomiast Kasi zdjęcie w Muzeum Wiktorii i Alberta, gdzie pośród dzieł sztuki z całego świata (także pomników drukarstwa z różnych okresów historii) znalazł się Underground, krój pisma Edwarda Johnstona. W tej samej gablocie leżała księga z liternictwem i drzeworytami drugiego z kolegów - Erica Gilla, arcydzieło sztuki typograficznej drukowane na papierze czerpanym z zachowanymi czerpami i pięknie oprawione. Uwaga! W Victoria & Albert Museum poligraf nie może ominąć galerii Prints & Drawings. Przewidując typograficzną ucztę zapragnąłem odwiedzić londyńskie Type Museum powstałe w 1992 roku przy Hackford Road. Można w nim obejrzeć eksponaty z tradycyjnego odlewnictwa czcionek pochodzące z renomowanej niegdyś giserni Stephenson Blake & Co., czcionki drewniane z warsztatu Roberta DeLittle z Yorku oraz technikę sporządzania matryc do tzw. składu gorącego z eksponatami ze słynnego domu typograficznego Monotype Corporation. Niestety, nie trafiliśmy! Muzeum jest otwierane tylko raz w miesiącu, w pierwszą środę. Nagabywany telefonicznie przez Ewę pan o smutnym głosie skarżył się, że przyjdzie pewnie muzeum zamknąć. Przyjezdni wolą oglądać Big Bena i sterczeć pod Buckingham Palace niż odwiedzać tego rodzaju gabinety osobliwości. Postanowiliśmy zatem w dzielnicy St. Pancras odszukać British Library w nadziei, że uda się zobaczyć coś ciekawego, jak to zwykle w narodowych bibliotekach bywa. I był to strzał w dziesiątkę! Oficjalnie otwarty przez królową w 1996 roku nowoczesny gmach biblioteki kryje funkcjonalnie zaprojektowane wnętrza, m.in. jedenaście specjalistycznych czytelni publicznych. W centralnej części budynku, przez kilka pięter, przez szklane ściany można podziwiać podarowany Brytyjczykom w 1823 roku pałacowy księgozbiór króla Jerzego III i jego następcy Jerzego IV. Konstrukcja architektoniczna oraz forma prezentacji robią wielkie wrażenie. W salach wystawowych na parterze mieliśmy okazję obejrzeć ciekawą ekspozycję typografi prasowej pokazującą pierwsze strony gazet z winietami i rozmaitymi rozwiązaniami graficznymi, a chodząc korytarzami natknęliśmy się na starannie zrekonstruowaną drewnianą drukarską prasę śrubową z XVI wieku. Dodajmy do tego imponujący widok potężnej architektury wiktoriańskiej kolejowego dworca St. Pancras znajdującego się w pobliżu, a obraz krótkiej wyprawy do British Library będzie pełny. Następnego dnia w British Museum. Tak prawdę mówiąc, gdyby chcieć uważnie pooglądać wystawione zbiory, to należałoby muzeum odwiedzać codziennie przez tydzień. Skupiłem się więc na wyławianiu spośród eksponatów zabytków pisma - od piktogramów aż po formy alfabetyczne. Obiektów jest wiele i układają się w logiczny ciąg historii światowej cywilizacji. W dużej księgarni British Museum, wśród przecenionych książek Kasia wypatrzyła nie lada gratkę - album wydawnictwa Taschen znanego z pięknych książek o sztuce. Był to wydany w zeszłym roku tom Masterpieces of Illumination Ingo Walthera i Norberta Wolfa prezentujący iluminowane średniowieczne, renesansowe i barokowe manuskrypty od roku 400 po 1600. Z satysfakcją dźwigałem po Londynie ciężką księgę przez drugą połowę dnia. Jeśli już o księgarniach mowa, to dobrym doświadczeniem jest wizyta w pełnym publikacji o sztuce sklepie Victoria & Albert Museum. Chciałoby się mieć stamtąd wiele książek i człowiek boleśnie odczuwa szczupłość własnego portfela. Ale i tam wypatrzyłem coś dla siebie: An A-Z of Type Designers, książkę Neila Macmillana przedstawiającą ponad dwustu projektantów pism drukarskich ze świata z przykładami ich prac. Książkę z najwyższej i niedostępnej dla klienta półki podała mi Polka pracująca w tej księgarni. Nawiasem mówiąc, Polaków spotyka się w Londynie na każdym kroku. Szczególnie ci, który pracują w handlu i usługach są młodzi, chętni do pomocy i sympatyczni. I to tyle z upalnej angielskiej stolicy.