Grecki problem
6 gru 2016 14:55

Tuż przed Wielkanocą jedna z wiodących (jeśli nie nr 1) drukarń cyfrowych w Grecji zakończyła działalność, co było wielkim ciosem dla greckiej branży poligraficznej. Była to najbardziej innowacyjna i zorientowana na rozwiązania drukarnia w Grecji, z grubym portfelem klientów. Co poszło nie tak? Prosta odpowiedź: wszystko, co przez wiele ostatnich lat poszło nie tak w całej Grecji. Po pierwsze, dwa lata temu banki z dnia na dzień całkowicie zaprzestały finansowania bieżącej działalności firm za pomocą chociażby kredytów obrotowych, jak również leasingowania inwestycji w nowe urządzenia. Przez ponad dwie dekady większość – jeśli nie wszystkie inwestycje były finansowane za pomocą kredytów bankowych. Ośmielę się nawet stwierdzić, że to banki błagały przedsiębiorców o ich zaciąganie i różnymi sposobami zachęcały ich do tego. I nagle ten kran został zakręcony tak, że nawet z niego nie kapało. Brak kapitału na finansowanie bieżącej działalności firm w połączeniu z olbrzymią ilością niezrealizowanych z powodu braku gotówki czeków doprowadził rynek do głębokiej recesji. Chora sytuacja w Grecji wytworzyła się już wtedy, kiedy banki wyposażyły przedsiębiorców w książeczki czekowe. Nie zastąpiły one gotówki, ale spełniały funkcję papierów dłużnych, za pomocą których firmy regulowały zobowiązania, realizowane przez ich wierzycieli dopiero po 6, 7, a nawet 10 miesiącach! Warto dodać, że tylko w 2011 r. wartość czeków bez pokrycia osiągnęła w Grecji zawrotną wysokość 1,2 miliarda euro. W branży poligraficznej jako pierwsi z powodu tej dysfunkcji ucierpieli greccy dystrybutorzy papieru. Łatwo więc się domyślić, że czeki bez pokrycia w kombinacji z radykalną zmianą zachowań banków okazały się śmiertelne dla wszystkich rynków, nie tylko poligraficznego. Ceny w dół Brak przepływu gotówki, brak jakichkolwiek funduszy na inwestycje i wreszcie niepewna sytuacja polityczna w Grecji doprowadziły do masowych redukcji ilości drukowanych prac. I nie mam tu na myśli spadku nakładów, które w Grecji i tak były dosyć niskie w porównaniu z resztą Europy. W tym momencie nikt nie myślał o eksporcie – grecki przemysł poligraficzny obsługiwał grecki i tylko grecki rynek. Jedynie 4 proc. greckich drukarń, i to głównie z branży etykiet i opakowań, eksportowało swoje usługi. Mniejsza ilość zleceń doprowadziła więc do spadku cen, bo drukarze sądzili, że to najlepszy sposób na zapewnienie pracy posiadanym maszynom. 500 wizytówek wydrukowanych cyfrowo i zalaminowanych kosztuje obecnie 10 euro! Koszt wydrukowania 4-kolorowej pracy nieuwzględniający papieru, ale uwzględniający wykonanie płyt to zaledwie 85 euro. Czy takie ceny mogą powodować wzrost branży? Oczywiście, że nie. Czy przy takich cenach drukarze mogą spłacać raty leasingowe? Oczywiście, że nie. Co więcej, rząd zdecydował się podnieść podatki o łącznie 7 proc. w ciągu dwóch lat. Nawet jeśli drukarnie zaczęły poważnie myśleć o eksporcie, to właśnie stał się on niemożliwy ze względu na brak konkurencyjności z innymi krajami Europy. Zostały więc uwięzione na rynku lokalnym, rynku bez żadnego potencjału, za to z dużą nadpodażą usług. Sektor poligraficzny w Grecji niczym nie różni się od tego sektora w innych krajach Europy – większość firm to biznesy rodzinne małej i średniej wielkości: zatrudniają od 3 do 7 osób, łącznie z właścicielami. Główna różnica jest taka, że ci zachowują się jak pracownicy, nie jak szefowie. Kiedykolwiek nie odwiedziłbyś jego biura, zawsze będzie puste, a właściciel z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie obsługiwał maszynę drukującą albo przycinał arkusze na gilotynie. Kiedy zapytasz go o powody takiego stanu rzeczy, odpowie, że drukarnia to jego życie i że uwielbia mieć wpływ na finalny produkt. Bardzo możliwe, że to właśnie jest największa słabość greckiej poligrafii. Obecnie bowiem właściciel drukarni musi być biznesmenem śledzącym trendy, oceniającym szanse i podejmującym decyzje w oparciu o oczekiwania rynku. Kraina offsetu Dziś ogólna liczba greckich drukarń – sumuję tu wszystkie wielkości i rodzaje aktywności – to 3400 przedsiębiorstw. Większość z nich stanowią konwencjonalne drukarnie offsetowe – około 1700 firm. Około 35 proc. biznesów mieści się w prowincji Attyka, pozostałe 65 proc. rozrzucone jest po całej Grecji, głównie kontynentalnej. Trudno znaleźć jakąkolwiek drukarnię na wyspach… W sektorze druku offsetowego przeważająca liczba maszyn jest przestarzała – 58 proc. ma powyżej 16 lat, 20 proc. mieści się w przedziale 11-16 lat, 13 proc. ma od 6 do 10 lat i zaledwie 11 proc. maszyn liczy sobie do 5 lat. Wygląda na to, że greccy drukarze są bardzo przywiązani do swoich maszyn lub też odpowiadają one potrzebom obsługiwanych przez nich rynków. Prawda jest niestety taka, że nie są oni ani biznesmenami, ani sprzedawcami. Większość z nich nigdy nie przeprowadziła badania ani wywiadu rynkowego, w związku z czym nie jest świadoma oczekiwań tego rynku. Do dziś czuli się bezpiecznie wśród swojej klienteli i nie widzieli potrzeby zrobienia kroku naprzód. W Grecji panoszą się maszyny używane – co najmniej 2/3 maszyn zostało zakupionych z importu, głównie z Niemiec. Pomimo faktu, że maszyny cyfrowe są bardzo popularne w Grecji, 57 proc. maszyn offsetowych ma format B3. Co jeszcze dziwniejsze, na drugim miejscu z 22 proc. udziałem są maszyny pełnoformatowe (70x100 cm), a zaledwie 1 proc. maszyn ma większy format. Około 38 proc. drukarń posiada różnego rodzaju maszyny drukujące w technologii cyfrowej – od bardzo nisko- do wysokoproduktywnych. Brak kreatywności Biznesy oparte na druku cyfrowym są bardzo trudne do oceny i jeszcze trudniejsze do prowadzenia. Koszty użytkowania maszyn cyfrowych są bardzo wysokie, a zlecenia niełatwe do pozyskania, tym bardziej, że drukarnie cyfrowe wzorują się na offsetowych – nie dostarczają rozwiązań ani aplikacji; po prostu zadrukowują arkusze. W branży cyfrowej najbardziej innowacyjne drukarnie specjalizują się w produkcji etykiet. W ciągu ostatnich trzech lat w Grecji miały miejsce 4 instalacje maszyn cyfrowych do produkcji etykiet i wszystkie drukarnie radzą sobie świetnie. Ale co znamienne, firmy te eksportują 35-40 proc. swoich usług. Co więc można zrobić, aby poprawić kondycję greckiej poligrafii? Drukarze powinni zacząć edukować siebie, a potem swój rynek. Powinni wsłuchać się w potrzeby swoich klientów i wyjść im naprzeciw z nowymi produktami i inteligentnymi rozwiązaniami. Powinni uwzględnić nowe media w swojej działalności i stworzyć otwartą społeczność. Eksport na pewno będzie trudny w dzisiejszej rzeczywistości, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Greccy drukarze mają wiedzę techniczną, umiejętności oraz „meraki” (po grecku „wola i wyczucie”) do robienia rzeczy najlepszych. Powinni zorientować się na nowe rynki. A przede wszystkim powinni nauczyć się ze sobą współpracować, a nie wyłącznie konkurować. Mam nadzieję, że sytuacja w greckiej poligrafii szybko ulegnie zmianie. W przeciwnym razie dobre 40 proc. biznesów drukarskich zniknie w ciągu roku. Może konsolidacja jest najlepszą drogą, ale to droga bardzo trudna i bolesna. Gdzieś pomiędzy powyższymi faktami leży cud niskich oczekiwań i pięknych sprzeczności mojego kraju – Hellady. Tłumaczenie: AN Lia Fakinou, wydawca i redaktor greckiego magazynu „GA-Graphic Arts”, napisała powyższy artykuł na zamówienie stowarzyszenia Eurographic Press