Od kilku, może nawet kilkunastu lat jestemy wiadkami powstawania i rozwoju nowej cywilizacji Đ społeczeństwa informacyjnego. Najważniejsze kojarzone z niš hasła to informatyka, globalizacja, telekomunikacja, komputery, Internet, e-biznes, e-usługi, rozmaite inne e-zjawiska. Powiadajš, że to równie wielka rewolucja, jak niegdysiejsza transformacja od społeczeństwa rolniczego, feudalnego do przemysłowego, kapitalistycznego. Czy tak jest rzeczywicie Đ pokażš czas, historia i przyszli interpretatorzy. Ale już dzi nie brak takich, którzy chcš być ăna faliÓ. W każdym razie nie chcš zostać w poczekalni, gdy przez ich życiowš stację mknie parowóz historii.
Im więcej wokół nas technologii Đ elektronicznej, cyfrowej, telekomunikacyjnej Đ tym więcej umiejętnoci potrzebuje człowiek, który chce z niej korzystać. Pamiętam przecież czasy, gdy programowanie kojarzyło się głównie z ăprogramowalnšÓ pralkš automatycznš Đ najbardziej skomplikowanym urzšdzeniem w domach, a pilot do telewizora jawił się jako gadżet z filmów science-fiction. I nie było to wcale tak dawno temu... A obsłużenie pralki wymagało zapoznania się z instrukcjš, zrozumienia pewnych (owszem, niemal banalnych, ale jednak) zasad działania urzšdzenia itp.
Nieco póniej pojawiły się małe komputery. Z punktu widzenia dzisiejszego peceta były to ledwie trochę bardziej ărozgarnięteÓ kalkulatory, których wywietlaczem był dowolny telewizor i w których można było to i owo zaprogramować. Pewnego dnia uzyskałem możliwoć korzystania z takiego cudeńka w pracy naukowej. Ale jak, skoro nie miałem o tym bladego pojęcia? O komputerach i informatyce słyszałem wczeniej tyle tylko, ile wyczytałem w gazetach oraz popularnonaukowych ksišżkach i czasopismach Đ że istniejš i że niektórzy naukowcy potrafiš je zastosować do przeprowadzania skomplikowanych obliczeń. Musiałem się nauczyć. Gdy przypadkiem zobaczyłem na sšsiedniej, technicznej uczelni ogłoszenie o stosownym kursie, natychmiast się zapisałem.
Przypowieć o samouctwie
Zajęcia kursowe zorganizowano bardzo prosto i pomysłowo zarazem. Na poczštku kursanta sadzano przed małym, czarno-białym telewizorem i charakterystycznš, płaskš, foliowš klawiaturkš komputera ZX 81 oraz pokazywano, które wtyczki gdzie należy wetknšć, by urzšdzenia zaczęły działać. Następnie dawano delikwentowi do ręki ledwie co oprawionš, słabo czytelnš kopię kiepskiego tłumaczenia oryginalnej instrukcji do komputera i zostawiano go samemu sobie. Przyzwyczajony przez lata studiów do samodzielnego uczenia się, dałem sobie jako radę. Czytajšc opis języka Basic w jakim stopniu zrozumiałem (albo tak mi się zdawało), na czym polega programowanie i jak mogę je wykorzystać w swojej pracy. Na zakończenie kursu dostałem Đ a jakże Đ zawiadczenie o jego ukończeniu, które jednak nigdy nikogo nie interesowało. Najważniejszš lekcjš z owego kursu był dla mnie wniosek, iż nawet komputery nie sš tak skomplikowane, bym nie mógł się ich sam, z ksišżek nauczyć używać. Tak mi już zostało.
Niedługo póniej pojawił się w instytucie ciut lepszy, używajšcy koloru na ekranie komputerek Spectrum, a jeszcze póniej większa skrzynka ze specjalnym monitorem, dużš, oddzielnš klawiaturš Đ pecet. Ten ostatni był nowym wyzwaniem: działał na innej zasadzie niż poprzednie. Trzeba było uczyć się prawie od nowa Đ co to system operacyjny, co program wykonywalny itp. Tym razem nie rozglšdałem się już za żadnym kursem. Wzišłem ze sobš do domu kiepskš kopię instrukcji do DOSa i powięciłem wieczór na przeczytanie. Następnego dnia przy maszynie sprawdzałem, czy dobrze zrozumiałem i poprawiałem swoje błędy. Wieczorem znowu poczytałem itd. Po paru dniach potrafiłem już wykorzystać nowy sprzęt jako narzędzie pracy. Dalsze losy zawodowe powiodły mnie całkowicie w stronę komputerów. Nauczywszy się samemu, potem także innych tego samego nauczałem Đ studentów na uczelni, kursantów w firmie szkoleniowej, a także czytelników moich tekstów. A żadnego formalnego papieru, że się na tym znam, wcišż nie mam.
Morały z tej komputerowo-edukacyjnej historii sš trzy. Pierwszy taki, że w ogóle warto czytać instrukcje do rozmaitego sprzętu i innych rzeczy (jak oprogramowanie) pierwej niż się nimi będziemy posługiwać. Dzięki temu będziemy mogli je wykorzystać efektywnie i bez stresu. Metoda prób i (licznych) błędów nie jest w przypadku urzšdzenia tak skomplikowanego, jak komputer, najlepsza, może bowiem na takš naukę nie starczyć życia. Morał drugi: nawet tak złożone maszyny budowane sš przecież przez ludzi i dla ludzi, więc dajš się Đ w zakresie używania Đ pojšć samodzielnie. Wystarczy po temu trochę chęci do nauki i trochę wysiłku poczytania ze zrozumieniem. Morał za trzeci brzmi: w normalnych warunkach nie jest ważne, jaki kto ma papier, ale co umie (chyba, że chodzi o uprawnienia wymagane przez jakie urzędnicze przepisy).
Edukacja dla rewolucji
Pojawienie się w naszym otoczeniu małych komputerów, którymi może posłużyć się każdy, było zapowiedziš szybko postępujšcych zmian cywilizacyjnych zwanych rewolucjš informacyjnš. Komputeryzacja i informatyzacja kolejnych aspektów naszego otoczenia opisywana jest jako historyczna zmiana charakteru całej cywilizacji. Jestemy zatem Đ twierdzš futurolodzy i historycy cywilizacji Đ wiadkami transformacji od społeczeństwa przemysłowego do informacyjnego. Podobnie jak niegdysiejsza rewolucja przemysłowa, także ta wymaga od ludzi nabycia nowych umiejętnoci, potrzebnych po prostu w codziennym życiu.
Przejcie od cywilizacji rolniczej do przemysłowej zwišzane było między innymi z całkowitš zmianš stosunku ludzi do czasu. Społeczeństwo industrialne dla sprawnego funkcjonowania potrzebowało o wiele dokładniejszej i masowej synchronizacji mnóstwa działań i procesów. Ludzie musieli więc nabyć umiejętnoci dokładnego posługiwania się samym czasem, a także przyrzšdami do jego pomiaru. Człowiek żyjšcy dawniejszym rytmem, odmierzajšcy czas z grubsza wedle ruchu słońca po nieboskłonie, nie bardzo pasuje do popiesznego życia w ruchliwym miecie. Tu liczš się szybkoć i jej pochodne Đ efektywnoć i sprawnoć działania. Ważna nowa umiejętnoć człowieka cywilizacji industrialnej to harmonogramowanie Đ w zasadzie całego życia. Ale też warto pamiętać, że zmiany w społeczeństwie przemysłowym mierzone były dziesięcioleciami, zatem człowiek mógł skutecznie ić przez życie korzystajšc z wiedzy i umiejętnoci zdobytych za młodu.
Cywilizacja informacyjna wymaga opanowania nowych umiejętnoci. Na obecnym etapie trzeba umieć odczytać i zrozumieć docierajšce różnymi kanałami informacje, a także posłużyć się nowymi urzšdzeniami. Choćby taki przykład: żeby z bankomatu wycišgnšć niezbędne do życia pienišdze, trzeba wiedzieć, co znaczy to, co maszyna ămówiÓ przez swój ekranik, oraz co, jak i w jakiej kolejnoci zrobić, żeby odzyskać kartę i dostać pienišdze. Trzeba też przy tym pamiętać PIN i umieć posłużyć się klawiaturš, a jeli takowej nie ma Đ domylić się, że mamy do czynienia z ekranem dotykowym. Podobnie jest na każdym kroku. W dodatku co chwilę pojawia się co nowego, więc musimy się znowu uczyć, by funkcjonować. W nowej cywilizacji nie wystarcza już to, co dała choćby najlepsza szkoła. Współczesnym i przyszłym pokoleniom przypadła w udziale koniecznoć permanentnej edukacji.
Na zachodzie Đ zmiany
W napisanej dwadziecia lat temu ksišżce Johna Naisbitta ăMegatrendyÓ znajdziemy podtytuł: ăRolnik, robotnik, urzędnik, czyli krótka historia Stanów ZjednoczonychÓ. Chodzi o największš liczebnoć szeroko rozumianych grup zawodowych w USA na przestrzeni historii. Dalej czytamy: Dzisiaj (tj. dwadziecia lat temu Đ przyp. mój) uniwersytety zatrudniajš więcej pełnoetatowych pracowników niż rolnictwo. Ale najliczniejsza grupa zawodowa to urzędnicy. Wynika to pewnie z potrzeb coraz doskonalszej organizacji gospodarki i społeczeństwa, zwišzanego ze wspomnianym wczeniej traktowaniem czasu w cywilizacji przemysłowej. Naisbitt przewiduje, iż w nadchodzšcej epoce informacyjnej na końcu wyliczanki mogš się pojawić wolne zawody, bo dla nich Đ ale i dla urzędników Đ przetwarzanie i rozpowszechnianie informacji jest istotš wykonywanej pracy.
Jak się wydaje, w Europie również, i to nie od dzisiaj biurokracja stanowi ogromnš siłę. (Mamy w tym względzie długie tradycje, a dominujšca rola cywilizacyjna USA to sprawa stosunkowo wieża Đ raptem parędziesišt lat.) Wiele ciekawych obserwacji na ten temat poczynić można czytajšc rozmaite dokumenty Unii Europejskiej, tworzone, jak by nie było, przez urzędników. Jednym z najbardziej znanych jest tzw. Raport Bangemanna dla Rady Europy z 1994 r. na temat budowania społeczeństwa informacyjnego. Dużo uwagi powięcono w nim perspektywom (pomylnym) zatrudnienia w nowym otoczeniu cywilizacyjnym i zwišzanej z tym koniecznoci edukacji komputerowej i informacyjnej.
Jeli teraz skojarzyć tendencje rozwoju społeczeństwa wskazane przez Naisbitta z sugestiami Bangemanna, można dojć do wniosku, że społeczeństwo informacyjne będzie zatrudniało wielkš armię urzędników. Z jednej strony bowiem w raporcie pisze się, że upowszechnianie usług informacyjnych i ich zastosowań będzie sprzyjało tworzeniu wielu nowych miejsc pracy, z drugiej za komentatorzy zauważajš, iż dziedzina informacji z samej swej istoty daje pracę elicie, a nie masom. Zatem raczej ludzie wolnych zawodów, jako elita Đ czyż jednak nie będzie też potrzebna cała masa ăpracowników informacyjnychÓ, którzy nie muszš wykazywać się kreatywnociš, lecz spełniać czynnoci doć rutynowe, acz nie dajšce się zastšpić pracš maszyny? To włanie miejsce dla urzędników.
Kreacja obronna
Jak nie od dzi wiadomo, urzędnik uczy się niechętnie, a musi przynajmniej tyle, żeby zapewnić sobie miejsce spokojnej pracy. W dziedzinie ochrony stołka potrafi się jednak wykazać inwencjš, polegajšcš na wymylaniu działań, które pokażš, że dany urzšd i urzędnik jest koniecznie potrzebny Đ do załatwiania tych wymylonych spraw. Na wyższych szczeblach biurokratyczna twórczoć dotyczy nie tylko jednego stanowiska, czy urzędu, ale większych grup, a nawet całej urzędniczej grupy społecznej en bloc.
Wreszcie warto odpowiedzieć na pytanie, co łšczy samouctwo z Raportem Bangemanna i twórczociš biurokratycznš? Otóż znalazłem, jak mi się zdaje, pierwsze oznaki tego, że na kanwie zaleceń raportu urzędnicy już generujš pomysły regulacji i działań dla uzasadnienia własnego istnienia. Przeczytałem mianowicie dokument z czerwca tego roku pod nazwš ăeEuropa+ 2003. Wspólne działania na rzecz wdrożenia Społeczeństwa Informacyjnego w Europie. Plan działań sporzšdzony przez kraje kandydujšce przy wsparciu Komisji EuropejskiejÓ. Prócz wielu ogólnikowych i jak najbardziej słusznych haseł znajdziemy tam też doć szczegółowe opisy, co i jak należy regulować (rękami urzędników, rzecz jasna) w krajach, chcšcych nadšżać za rewolucjš informacyjnš wiata. W szczególnoci słuszne stwierdzenie: Wszyscy pracownicy powinni nabywać wiedzę komputerowš dzięki cišgłemu, trwajšcemu całe życie nauczaniu, co umożliwi im dostosowanie swoich kwalifikacji do zmieniajšcych się wymogów pracy. Jednym słowem Đ permanentna edukacja. Ale zaraz dalej: Propagowanie dyplomu europejskiego, stanowišcego dowód nabytych podstawowych kwalifikacji komputerowych powinno pobudzać wzrost szkolenia powiadczonego certyfikatem oraz jego uznawanie. Szkolenia Đ w porzšdku, ale te certyfikaty, ustanawiane urzędowo, odgórnie? Ile pracy będzie dla urzędników! Tylko komu to Đ poza nimi samymi Đ potrzebne?
pm@wroclaw.com