Na początku sierpnia do branżowych mediów dotarła informacja, że Ryszard Maćkowiak zakończył pracę na stanowisku prezesa zarządu Olsztyńskich Zakładów Graficznych, którą to funkcję pełnił od 1993 roku. Jego związki z olsztyńską drukarnią sięgają natomiast roku 1968.
Warto przypomnieć, że OZGraf po trwającym kilka lat postępowaniu zostały sprywatyzowane w grudniu 2010. 85 proc. akcji spółki za ponad 16,8 mln zł nabyło od skarbu państwa Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowe Kompap SA z siedzibą w Kwidzynie, firma notowana na warszawskiej giełdzie. W ostatnim etapie prywatyzacji pokonała ona konkurentów: poznański Grafmaj oraz Firmę Księgarską Jacek Olesiejuk.
Po kupnie OZGraf prezes Kompapu Waldemar Lipka zapowiadał w rozmowie z gazetą „Parkiet”, że przejęta spółka będzie odpowiadać za całą produkcję, natomiast Kompap – dysponujący własną drukarnią w Kwidzynie produkującą m.in. ulotki, składankę komputerową i etykiety samoprzylepne – zajmie się działalnością handlową. Prezes Lipka, który od stycznia br. pełni funkcję przewodniczącego rady nadzorczej Olsztyńskich Zakładów Graficznych, zapowiedział też podniesienie kapitału OZGraf oraz inwestycje, w wyniku których moce produkcyjne olsztyńskiego zakładu miały wzrosnąć skokowo w ciągu kilku miesięcy.
W kwietniu br. spółka OZGraf za niecałe 7 mln zł kupiła Białostockie Zakłady Graficzne, których właścicielem był skarb państwa. 27 lipca br. Kompap odkupił akcje BZGraf od swojej spółki zależnej OZGraf.
Z dniem 1 sierpnia br. Ryszard Maćkowiak, osoba doskonale znana i wysoko ceniona zarówno w branży poligraficznej, jak i wydawniczej, przestał pełnić funkcję prezesa Olsztyńskich Zakładów Graficznych. Jego odejście znany portal rynku książki określił jako koniec pewnej epoki.
Postanowiliśmy dowiedzieć się „u źródła”, czyli od samego Ryszarda Maćkowiaka, o powody tej decyzji.
n Informacja o Pana odejściu wywołała duże zaskoczenie w środowisku poligraficzno-wydawniczym, gdzie był Pan od lat traktowany jako swego rodzaju instytucja. Czyja to była decyzja?
Ryszard Maćkowiak: To była moja decyzja, głównie związana z inną koncepcją zarządzania firmą przez nowego właściciela, z którym miałem okazję pracować przez 6 miesięcy. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że przyszedł ten moment, kiedy muszę coś zmienić w swoim życiu.
n W wypowiedziach bezpośrednio po prywatyzacji prezes Waldemar Lipka zapewniał, że Pan zachowa stanowisko.
R.M.: Tak, ale życie niesie nowe wyzwania, nowe sytuacje... Tak więc po 43 latach pracy i 18 latach zarządzania firmą nadszedł może czas, żeby coś zmienić, spróbować czegoś nowego.
Bezpośrednio do odejścia skłonił mnie też fakt, że ostatnio zachorowałem – miałem problemy z sercem, leżałem w szpitalu. Choruję zresztą na serce od 20 lat, mam poważne problemy, ale zawsze wszystko się dobrze kończy; tak było i tym razem. Jednak lekarz kazał mi wybierać: albo praca, albo zdrowie. Musiałem więc trochę przyhamować. Po powrocie ze szpitala poszedłem do właściciela i wspólnie uznaliśmy, że będzie lepiej, jeśli odejdę. Mam wspaniałą rodzinę: żonę, córki, zięciów, wnuki, tak że jest dla kogo żyć. Mam też pasję, którą od 2 lat realizuję dzięki żonie: kupiłem motor Hondę Shadow o pojemności 1100, waży 300 kg. Mój 12-letni wnuk Kacper jest nim zachwycony. To było moje marzenie od lat, jednak zawsze szkoda mi było pieniędzy. Do tego jeszcze działka pod Olsztynem – jest co robić.
n Czy z OZGraf odeszły także inne osoby?
R.M.: Tak, główna księgowa, na emeryturę. Nie ukrywam, że ja też osiągnąłem wiek emerytalny, mam ponad 15 lat pracy w szkodliwych warunkach i ukończone 60 lat.
n Ale nie myśli Pan o emeryturze?
R.M.: Nie, chciałbym jeszcze pozostać w branży poligraficznej, choć konkretnych planów jeszcze nie mam. Poligrafia to przecież całe moje życie: pracę w drukarni zacząłem w wieku 16 lat, więc chyba teraz nie czas i nie pora na zmianę branży. Mam nadzieję, że coś jeszcze uda mi się zrobić –może już nie na tę skalę, bo, jak mówiłem, mam duże problemy zdrowotne, ale chciałbym w jakiś sposób jeszcze funkcjonować.
n Zwłaszcza że ma Pan też nowe doświadczenia związane z prywatyzacją, bo proces prywatyzacji Olsztyńskich Zakładów Graficznych trwał dość długo.
R.M.: Rzeczywiście, chyba około 10 lat. Rozpoczął się bardzo dawno; najpierw kupnem zakładu była zainteresowana bardzo duża włoska drukarnia dziełowa Rotolito Lombarda, potem przedsiębiorca niemiecki związany z „Gazetą Olsztyńską”, który chciał połączyć druk gazety z drukiem dziełowym – chętnych było paru. W rezultacie dla Ministerstwa Skarbu najkorzystniejsza okazała się oferta Kompapu.
n Nie da się ukryć, że przejęcie Olsztyńskich Zakładów Graficznych było dla Kompapu bardzo korzystne. Prezes Lipka, jak podał „Parkiet”, poinformował, że już wyniki I kwartału br. miały być lepsze dla tej firmy niż zanotowane przez Kompap w całym 2010 roku. Prezes szacował też, że w br. sprzedaż OZGraf wzrośnie o ok. 10 proc., a w całym roku 2011 Kompap i OZGraf mogą wypracować 60 mln zł sprzedaży.
R.M.: Tak; myślę, że ten deal był trafiony. Myślę też, że inwestor giełdowy różni się od zwykłego inwestora tym, że poza osiągnięciem zysku z działalności firma giełdowa ma również na celu zyski z giełdy, a trzeba powiedzieć, że w momencie kupna OZGrafu i BZGrafu akcje Kompapu znacząco poszły w górę – to dodatkowe korzyści.
n Co Pan myśli o nabyciu Białostockich Zakładów Graficznych?
R.M.: Z mojego punktu widzenia, jako szefa firmy i człowieka związanego z branżą, pomysł jest przedni, bo stworzenie mocnej grupy poligraficznej jest jak najbardziej pożądane. Poza tym uważam, że w ciągu najbliższych 5-7 lat musi dojść do konsolidacji w branży.
n Czy miało jednak sens nabycie BZGraf, które są w trudnej sytuacji?
R.M.: Jeżeli głównym zamysłem jest stworzenie grupy i konsolidacja, to tak, z tym że należałoby dołączyć jeszcze 2-3 duże podmioty poligraficzne.
n O tym samym profilu?
R.M.: Niekoniecznie; myślę, że nawet korzystniejsza byłaby tzw. dywersyfikacja, czyli książka, akcydens, opakowania. To jest kierunek, w którym będzie szła branża. Rozmawiam z wieloma kolegami z największych drukarń, o dominującej pozycji na rynku – jest paru takich graczy – i oni wciąż powtarzają, że albo będą się zwijać, albo konsolidować. Na Zachodzie ten proces już od dawna jest realizowany.
A na przykład w Skandynawii czy Beneluksie, gdzie były głównie małe przedsiębiorstwa, przemysł poligraficzny już prawie przestał funkcjonować.
n Kompap odkupił Białostockie Zakłady Graficzne od OZGrafu. W jakim celu?
R.M.: Nie znam szczegółów tego zamysłu; trzeba by o to zapytać nowego prezesa i przewodniczącego rady nadzorczej Olsztyńskich Zakładów Graficznych.
n Obie te funkcje pełni obecnie Waldemar Lipka. Czy zostanie ogłoszony konkurs na stanowisko prezesa OZGraf?
R.M.: Nie wiem.
n Według słów prezesa Lipki w OZGraf miało powstać centrum produkcyjne, w związku z czym były zapowiadane spore inwestycje. Czy faktycznie zostały zrealizowane?
R.M.: Została zakupiona nowa 2-kolorowa maszyna firmy Heidelberg z bardzo dobrym wyposażeniem do produkcji książek, została też wymieniona maszyna do montażu okładek do oprawy twardej firmy Kolbus, tak więc zamysł inwestowania w celu utrzymania dotychczasowego profilu produkcji jest systematycznie realizowany.
n Jaka, Pana zdaniem, będzie przyszłość Olsztyńskich Zakładów Graficznych?
R.M.: Firma jest bardzo dobrze wyposażona w sprzęt pod kątem produkcji dziełowej, i to najtrudniejszej. Jest także przygotowana kadrowo, o czym świadczą m.in. zdobywane w ostatnich latach Złote Gryfy oraz duży udział produkcji eksportowej – w granicach trzydziestu paru procent i to produkcji bardzo wartościowej, tak więc przyszłość Olsztyńskich Zakładów Graficznych powinna być dobra. Mogę chyba powiedzieć, że pozostawiłem OZGraf jako drukarnię kompletną pod względem technologicznym i technicznym o ugruntowanej marce zarówno w kraju, jak i za granicą.
n Wizerunek OZGraf jest mocno związany, i to od lat, z Pana osobą. W rankingach publikowanych przez „Gazetę Olsztyńską” zajął Pan 1. miejsce w rankingu gospodarczym, a 8. – w ogólnym; w komentarzu ktoś napisał: „Dobry człowiek, po prostu”. Cieszy się Pan też wielką estymą wśród wydawców, o czym świadczy m.in. opinia portalu rynek-ksiazki.pl cytowana na początku, a także zamieszczona tamże wypowiedź byłej prezes oficyny Multico, która w podziękowaniach dla współpracowników kieruje pod Pana adresem „specjalne wyrazy szacunku”.
R.M.: Muszę powiedzieć, że otrzymałem dużo takich gestów, wyrazów wsparcia, które przekonują mnie, że warto było tych parę lat popracować, aby doczekać takiego momentu; to miłe i sympatyczne. Tym bardziej, że – jak wspominałem – z olsztyńską drukarnią była związana cała moja kariera zawodowa. Zacząłem w 1968 r. od ucznia – ucznia zawodu, który w dzisiejszej nomenklaturze poligraficznej nie istnieje, bo byłem trawiaczem poligraficznym, czyli robiłem klisze chemigraficzne do książek i do „Gazety Olsztyńskiej”. Tak więc przepracowałem ileś lat bezpośrednio na produkcji, potem byłem mistrzem na chemigrafii, kierownikiem chemigrafii, a później kierownikiem reprodukcji. Potem – był to chyba najtrudniejszy zakręt w moim życiu – kiedy skończyłem studia (bo w międzyczasie ukończyłem technikum poligraficzne w Warszawie i następnie Wydział Ekonomiczno-Społeczny SGPiS), mój poprzedni dyrektor chciał mi zrobić przyjemność i mianował mnie kierownikiem działu ekonomicznego. Było to moje największe nieszczęście: zamknął mnie w pokoju 2x2 metry, gdzie miałem przygotowywać sprawozdania, wypełniać cyferkami rubryki. Był to dla mnie dramat; powiedziałem mu po paru tygodniach, że jestem gotów nawet ciągnąć wózki, a tutaj pracować nie będę. I zostałem karnie oddelegowany na mistrza introligatorni – w drukarni było to traktowane jako najgorsza praca. Pracowałem tam przez 10 lat i bardzo sobie chwaliłem, bo z kobietami (stanowiły one 80 proc. zatrudnionych w tym dziale) bardzo dobrze mi się współpracowało. Potem byłem kierownikiem introligatorni i na koniec kariery zostałem szefem OZGrafu. Nie ukrywam, że przejąłem drukarnię w trudnym momencie – był rok 1993, wkrótce po przemianach gospodarczych i politycznych w Polsce, kiedy cały przemysł poligraficzny padał. Myśmy też byli bliscy przewrócenia się, ale – jak się okazało – na szczęście nie byłem do końca świadomy, czego się podejmuję. Może dlatego się udało, bo gdybym znał skalę zagrożenia i odpowiedzialności, to na pewno bym się tej funkcji nie podjął. Lata 90.
ubiegłego wieku to były próby ratowania drukarni: wchodzenia w nowe technologie, nowe produkty, czyli oprawę twardą.
Olsztyńskie Zakłady Graficzne jako jedne z pierwszych w Polsce na szeroką skalę podjęły produkcję oprawy złożonej. Niektórzy koledzy pukali się w głowę, bo wszyscy wtedy inwestowali w oprawę broszurową. Jako pierwsi zaczęliśmy się też wystawiać na targach książki w Warszawie, we Frankfurcie, później też w Bolonii, Londynie.
Zdobywaliśmy kontrakty eksportowe. Wraz z przełomem wieków nastąpiło wejście w najwyższą technologię, czyli nowe maszyny introligatorskie, a także bardzo mocny prepress – to taki punkt OZGrafu, który daje przewagę, jeśli chodzi o produkcję książek, bo przecież konkurencja też nie śpi. Byliśmy jednymi z pierwszych, którzy w produkcji dziełowej zainstalowali InSite Prepress Portal Kodaka. Tak więc było co robić przez 18 lat kierowania Olsztyńskimi Zakładami Graficznymi.
Jeżeli Pani pozwoli, to korzystając z okazji spotkania z tak opiniotwórczym czasopismem, jakim jest Poligrafika, specjalnie bardzo gorąco podziękuję całej mojej rodzinie, a zwłaszcza mojej żonie Basi. Właśnie ona była tą bliską osobą, która wspierała mnie przez tyle lat w moich zawodowych przedsięwzięciach. Bez tego wsparcia na pewno bym tego wszystkiego nie osiągnął.
Dziękuję także wszystkim życzliwym mi osobom, z którymi współpracowałem, wszystkim wspaniałym ludziom z polskich wydawnictw, jak również przyjaciołom i znajomym ze środowiska poligraficznego.
Jest grupa polskich wydawnictw, które mogą się czuć współtwórcami sukcesu Olsztyńskich Zakładów Graficznych. I im kłaniam się bardzo nisko.
No i myślę, że jeszcze popracuję w poligrafii. Do końca sierpnia jestem formalnie zatrudniony w OZGrafie, ale od września będę mógł rozwinąć skrzydła.
n Tego Panu życzymy i czekamy z niecierpliwością na nowe zawodowe wcielenie Ryszarda Maćkowiaka.
Rozmawiała Iwona Zdrojewska